Wpisy archiwalne Czerwiec, 2011, strona 1 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:1254.87 km (w terenie 104.00 km; 8.29%)
Czas w ruchu:55:59
Średnia prędkość:22.42 km/h
Maksymalna prędkość:51.70 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:114.08 km i 5h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
25.15 km 0.00 km teren
01:07 h 22.52 km/h:
Maks. pr.:35.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Powrót z Lubawy

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 1

Z Lubawy trzeba było jakoś wrócić. Wyspaliśmy się po 280km, najedliśmy, uzupełniliśmy zapasy na drogę i połaziliśmy jeszcze po okolicy.
Kuzyn Olafa, Paweł, jako, że bardzo dobrze zna tamte rejony, wsiadł na rower i odwiózł nas na drogę wojewódzką, lasem omijając krajową 15. Po 18 km, w Iławie kupiliśmy bilety na pociąg i czekaliśmy na peronie na przyjazd składu z Warszawy Wschodniej.

Ogólnie to się zdenerwowaliśmy, bo InterRegio za przewóz rowerów pobiera opłatę ponad 5 złotych, a miejsca dla jednośladów nie ma w ogóle. W kolejach PKP rowery przewozi się za darmo i są na nie specjalne przedziały. Byliśmy więc zmuszeni przypiąć je blokadami w przejściu, blokując tym samym lekko wyjście z wagonu. Po prawie 3 godzinach jazdy, wysiedliśmy w Gdyni Głównej i przejechaliśmy rowerami ostatnie 7km naszej dwudniowej wycieczki, do domu.



Czas na krótkie podsumowanie czerwca. Nieco ponad 1250km cieszy, bo jest najlepszym wynikiem od początku sezonu. Mimo to, mogło być dużo lepiej gdyby nie wiejący przez tydzień bez opamiętania wiatr. W lipcu będziemy dalej próbować podejść pod dystans 400km. Mamy w planach kilka fajnych wycieczek. Mimo to, jak na razie początek lipca stoi pod znakiem zimna, chmur i ciągłego deszczu.

.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
279.77 km 0.00 km teren
11:44 h 23.84 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Niezamierzona wizyta w Lubawie

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 14

Już trzy trzysta-kilometrowe wycieczki za nami. Uznaliśmy więc, że czas najwyższy zaatakować 400km i jako nasz cel wybraliśmy Olsztyn. Wyjazd znów zaplanowaliśmy o północy, jednak wyjechaliśmy trochę później, bo musieliśmy cofnąć się do domu Olafa po zapasową baterię do telefonu.

Znowu musieliśmy przejechać przez całe Trójmiasto. Tradycyjnie już ulicami Gdyni, w Sopocie ścieżką rowerową, a w Gdańsku także ulicami, mijając co drugie skrzyżowanie na czerwonym świetle (ruch znikomy, a światła palą się normalnie). Za Gdańskiem wjeżdżamy na krajową siódemkę, przy okazji mijając ciekawie oświetloną rafinerię wyglądającą jak jakieś miasteczko. W nocy wygląda znacznie lepiej niż za dnia.


Tablica kilka kilometrów za Gdańskiem.


Rafineria Gdańska w nocy.

W miejscowości Przejazdowo zjeżdżamy z siódemki, by ominąć objazd w związku z budową Południowej Obwodnicy Gdańska. Niedawno pisaliśmy o powrocie z Grudziądza właśnie tym odcinkiem. Opisywaliśmy go jako 'szalenie niebezpieczny', więc tym razem za wszelką cenę chcieliśmy go ominąć. Zaplanowaliśmy więc objazd i skręciliśmy na drogę wojewódzką nr 501. Tam zupełnie ciemno – przez prawie 40km jechaliśmy miastem a tu nagle taka zmiana, na szczęście droga szeroka i wyremontowana a w dobre oświetlenie zaopatrzyliśmy się już wcześniej.

Po kilku kilometrach musimy zjechać, by dalej lokalnymi drogami przedostać się na siódemkę. Tamtejszy asfalt też nienajgorszy, chociaż to już nie to samo, tym bardziej nocą. Pojechaliśmy jednak bezbłędnie i wyjechaliśmy z powrotem na DK7. O godzinie 3.30 wjeżdżamy do województwa Warmińsko-Mazurskiego, jest już całkiem jasno. Ulicami Elbląga przedostajemy się na dalszy odcinek krajowej, by uniknąć drogi ekspresowej jaką jest obwodnica elbląska. Jak się okazało, ekspresówka jest już prawie gotowa do Miłomłyna, jednak póki co ruch odbywa się tylko na jednej jezdni. Jechaliśmy więc teoretycznie drogą ekspresową S7.




Mgiełka za Elblągiem.



Miejscowością, w której rozstaniemy się z siódemką, miał być Pasłęk. Dojeżdżamy w końcu do zjazdu (węzeł Pasłęk Północ). Niestety wytyczono objazd, a główna szosa jest w remoncie. Tak więc ruszamy za śladem drogi objazdowej, która biegła przez odcinek starej siódemki, więc musieliśmy się zmierzyć z koleinami. Jedziemy i jedziemy tym objazdem... coś nam nie pasowało, jednak jechaliśmy z nadzieją, że niedługo droga odbije w jakimś kierunku i dojedziemy do Pasłeku. Jak się okazało, zatoczyliśmy koło z powrotem wyjeżdżając na drogę ekspresową, kilka kilometrów przed węzłem Pasłęk Północ, a do końca podążaliśmy za tablicami objazdu. Jechaliśmy więc kolejny raz tą samą drogą, jednak nie zjeżdżaliśmy po raz drugi na "niby-objazd".

Postanowiliśmy pojechać na kolejny węzeł, tym razem oficjalnie ekspresową drogą (druga jezdnia otwarta). Rowerami nie można jeździć po drodze ekspresowej, jednak innego wyjścia nie było. Dojechaliśmy dość szybko, tym razem bez problemów. Wjechaliśmy na wojewódzką 527 i jechaliśmy nią do samego Olsztyna. Kolejną miejscowością był Morąg. Olaf już za Gdańskiem narzekał na senność, lecz dopiero za Morągiem się zaczęło. Nagle zwolnił, więc Kamil wyjeżdża przed niego i dyktuje tempo. Dojeżdżamy do Morąga, potem do Zawrót. Właśnie w Zawrotach planowaliśmy zjazd do Ostródy aby nadrobić kilometrów, lecz zrobiliśmy to na "objeździe" do Pasłęku, więc rezygnujemy z Ostródy :)

Kolejna miejscowość to Łukta. Tutaj odpoczywamy 15 minut, najadamy się i próbujemy obudzić się pijąc kawę. Trochę nam ta kawa pomaga i dojeżdżamy do Olsztyna około godziny 10:30. Robimy kilka zdjęć rynku i siadamy na ławce. Próbujemy się zdrzemnąć, jednak nie udaje się zasnąć. Kamila także dopada senność i siedzimy tak we dwójkę myśląc co dalej. 70km od Olsztyna znajduje się Lubawa, miejscowość, w której Olaf często bywa, i w której mieszka cześć jego rodziny. Nie zastanawiamy się więc długo i śmigamy właśnie do Lubawy.


Postój w Łukcie.




Stare miasto w Olsztynie.


A to już rynek.

Wyjeżdżamy z Olsztyna i dostajemy się na krajową 51. Sporo pagórków, a my zaspani. Jedzie się więc kiepsko. Po drodze zahaczamy o Olsztynek. Fajne miasteczko z ładnym ryneczkiem, to posiedzieliśmy 10 minut. Następnie wyruszamy dalej i zaraz po wyjeździe z Olsztynka znowu jesteśmy zmuszeni na jazdę siódemką, tym razem odcinkiem w kiepskim stanie, lecz robotnicy pracują. Plany ambitne, miejmy tylko nadzieję, że to nie Chińczycy zajmują się siódemką ;D


Rynek w Olsztynku.

Nasz romans z siódemką nie trwał jednak długo, bo zaledwie kilka kilometrów. Wjeżdżamy na wojewódzką 537, którą będziemy już jechać aż do Lubawy. Po drodze znajduje się jednak Grunwald, więc postanawiamy zajrzeć, jeśli jesteśmy już tak blisko. Na miejscu pola bitwy pod Grunwaldem widzimy pomnik, spory plac z kostki, a niżej muzeum bitwy.









Gdy wyjeżdżamy z terenu pola bitwy pod Grunwaldem, dzwoni kuzyn Olafa, Paweł. Wyjechał po nas z kumplem, też Pawłem :) Z Grunwaldu do Lubawy pozostało 30 km, w połowie drogi spotykamy się z Pawłami. Jazda w czwórkę dodała nam sił i szybko dotarliśmy do Lubawy. Odstawiliśmy rowery, zjedliśmy porządnie, wykapaliśmy się i wieczorem poszliśmy jeszcze z Pawłem na pizze.

Teoretycznie celu nie osiągnęliśmy, bo w planach było 400km. Mimo to, wypad był ciekawy i można go uznać za udany. Końcowy przebieg - 280km, co i tak nas zadowala biorąc pod uwagę, że już w Olsztynie brakowało chęci i sił do dalszej jazdy. Mamy już plany na kolejne podejście do dystansu 400km, jeszcze zobaczymy jak się sprawy potoczą. Musimy też wykombinować coś na senność. Chyba wyjazd o północy to jednak nie jest za dobry pomysł.



Po drodze mijaliśmy kilka śmiesznych nazw miejscowości :D



.
Kategoria od 200 do 299 km


Dane wyjazdu:
20.13 km 0.00 km teren
00:48 h 25.16 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Krótko po okolicy

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 26.06.2011 | Komentarze 2

Obaj jechaliśmy na podobnej trasie. Olaf do kumpla na działkę (ponad 50km), a Kamil wybrał się na krótki rozjazd do Koleczkowa (20km). Dodajemy więc ten krótszy dystans.

Wiatr zdaje się powoli zmniejszać obroty, więc wykorzystujemy okazję. Właśnie trwają przygotowania do kolejnej długiej trasy. Wyjeżdżamy w nocy z niedzieli na poniedziałek. Miejmy nadzieję, że tym razem nie będziemy mieli aż takich problemów z sennością. Smarujemy łańcuchy, pakujemy się i już za niecałe 22 godziny wyjazd.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
37.94 km 8.00 km teren
02:04 h 18.36 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Popołudniowy wypad do Mechelinek

Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 1

Początek dnia wita nas dużym zachmurzeniem zwiastującym deszcz. Mimo wszystko po południu niebo rozpogadza się, tak więc znów jest okazja by pojeździć. Niestety całkiem dobrej pogody nie może być nigdy – wiatr znów wieje jak szalony. W planach był nieco dalszy wyjazd, czasu dość sporo, więc setkę moglibyśmy dziś zaliczyć. Niestety z wiatrem musimy się pogodzić od tygodnia. Mimo, że chcemy ruszyć na 400 kilometrów, taka pogoda nam na to nie pozwala. Jak wynika z prognoz pogody, w poniedziałek wiatr będzie znacznie mniejszy i może w końcu uda się wyruszyć. Tak naprawdę jedynym co nas trzyma jest właśnie wiatr.

Dziś postanowiliśmy pokręcić się po okolicy i zobaczyć miejsca, w których jeszcze nie byliśmy. Wyjechaliśmy przed godziną 16 na północ od Gdyni dojeżdżając do miejscowości Pierwoszyno. Stamtąd polną drogą do Mechelinek – nadmorskiej, rybackiej wsi, która była dziś naszym celem.


Wyjeżdżając z Gdyni, przy okazji robimy zdjęcie miasta z góry


W drodze do Mechelinek


Przystań rybacka w Mechelinkach

Niedawno obiło się nam o uszy, że w Mechelinkach znajduje się punkt widokowy na Zatokę Gdańską. Próbowaliśmy go znaleźć kręcąc się po okolicznych lasach umiejscowionych nad klifem, niestety nie udało się. Widok z klifu zasługuje na kilka zdjęć, więc zatrzumujemy się na chwilę.


Plaża w Mechelinkach


Widok z klifu na Mechelinki i cypel rewski

Jedziemy dalej polnymi drogami wyjeżdżając z powrotem do Pierwoszyna. Powtarzamy drogę do Mechelinek i znów próbujemy odnaleźć nasz cel. Niestety nawet mieszkańcy nie wiedzieli o jakie miejsce nam chodzi, podobno tak zwanym punktem widokowym jest polana nad klifem, na której już byliśmy. No cóż, wracamy asfaltem do Gdyni, zahaczając jeszcze po drodze o jedną, lokalną mapę. Widnieją na niej okoliczne atrakcje, jest też punkt. Okazuje się nim wejście z plaży na klif – jedna z mieszkanek miała rację. Wychodzi więc na to, że byliśmy na punkcie widokowym, mimo, że o tym nie wiedzieliśmy :D

Powrót do domu wydłużamy o kilka kilometrów, jadąc dalej Mechelinkami zahaczamy o sklep. Miejscowość ta jest bardzo spokojnym i ciekawym miejscem. Mimo swego położenia nie jest to kurort nadmorski, brakuje kąpieliska, jednak jest dzika plaża ciągnąca się od Babich Dołów aż po Rewę. Dodatkowo na północ od wsi znajduje się rezerwat przyrody a pobliski klif także przyciąga niektórych turystów.




Mikołajek nadmorski. Roślina pod ścisłą ochroną.

Już jutro oficjalne rozpoczęcie wakacji. Nieustannie śledzimy pogodę, by jak najszybciej móc zorganizować jakiś wyjazd. Bieżący okres roku jest na wycieczki rowerowe najlepszy, głównie ze względu na długość dnia. Co za tego, jeśli wiatr jest bezlitosny...
Poniżej zamieszczona mapka to ogólny zarys wycieczki, nie uwzględnia dystansu jaki pokonaliśmy kręcąc się po Mechelinkach.



.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
48.87 km 16.00 km teren
02:12 h 22.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Ucieczka przed burzą

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 1

Pogoda zapowiadała się dziś nawet dobrze. Chmur raczej niewiele, temperatura idealna do jazdy, tylko wiatr nadal silny. Nie marnujemy takiego dnia i około godziny 14 20 ruszamy w kierunku Rumii w 3 osobowej ekipie, wraz z Przemkiem.
W Rumii odbijamy na lewo i po 10 minutach zjeżdżamy na drogę kierującą do Kamienia. Jest ona wyłożona kostką a taka nawierzchnia z pewnością rowerzystom nie sprzyja. Poruszamy się zatem wąską ścieżką biegnącą wzdłuż drogi. Niestety po kilku kilometrach pobocze zarasta pokrzywami i inną roślinnością dlatego często trzeba jechać po kostce. Rowerami trzęsie na prawo i lewo, jedzie się tragicznie. Jeśli chcecie szybko dobić swoje jednoślady, zapraszamy na drogę z Rumii do Kamienia :))


To właśnie ta nieszczęsna kostka... akurat tutaj mogliśmy jeszcze jechać poboczem, które potem zarosło

Wyjeżdżamy na drogę wojewódzką 218. Nagle zaczęło lać, szybko dojeżdżamy pod budkę na pobliski, leśny parking. Po kilku sekundach deszcz przestaje padać, tak więc nie tracimy czasu i przejeżdżamy przez szosę by dalej podążać naszą wyłożoną kostką trasą. Niemal w tym samym momencie znów zaczyna padać i także po chwili przestaje. Pogoda zrobiła się bardzo niezdecydowana, przy następnym odcinku padało mimo że w tym samym czasie świeciło słońce.

Od momentu przecięcia drogi wojewódzkiej zaczyna się lekki zjazd w dół, wcześniej wjeżdżaliśmy pod górkę. Do samego Kamienia znów brakowało poboczy więc zjazdy oraz trzęsienia kierownicy dają się odczuć w dłoniach. Jechaliśmy tędy pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz, w Kamieniu w końcu wjeżdżamy na asfalt. Czas nas nieco goni, gdyż chcemy zdążyć na transmisję kroniki TVP z wczorajszego maratonu Skadii. Mieliśmy godzinę, ale postanowiliśmy pojechać wzdłuż jezior Kamień i Wysoka by dorobić nieco kilometrów. Po kilku kilometrach droga zmienia się w polną, mimo wszystko da się na niej rozwinąć przyzwoitą prędkość. Dojeżdżając do miejscowości Kowalewo, zebrała się bardzo gęsta, ciemna chmura.


A to właśnie wyżej wspomniana chmura :)

Przesuwała się tak jak my, czyli na południe. Nie było sensu się wracać, ponieważ jedyna droga, którą moglibyśmy normalnie wrócić z Kamienia prowadziła do wsi Kielno a z Kowalewa mieliśmy już tam znacznie bliżej. Znów zaczyna padać deszcz, w oddali widać pierwsze grzmoty oraz deszcz 'spadający z chmury'. Po kilku minutach zaczęło lać, wspomniany wyżej widok deszczu w oddali spadającego z chmury ukazał się na całym południu. Widok imponujący, lecz nie ma czasu na zdjęcia. Pogoda coraz gorsza, czasu też coraz mniej.

Mimo że zmieniliśmy kierunek jazdy (co widać na mapce zamieszczonej poniżej), to burza nie ustępowała. Wręcz przeciwnie – dojeżdżając do Kielna, była jeszcze bardziej intensywna, lecz znów zmieniamy kierunek i 2 kilometry przed Koleczkowem nareszcie uwalniamy się od grzmotów towarzyszących nam przez ponad pół godziny. Padać także przestaje, lecz to już nieistotne – deszcz zdążył zmoczyć nas całkowicie. Zaraz za Koleczkowem Olaf przyspiesza, by zdążyć na transmisję – ma do domu trochę dalej od Kamila. Na transmisję obaj zdążyliśmy, lecz poza lepszą średnią nie było warto się tak poświęcać – całość trwała niecałe 5 minut i nie pokazali nic ciekawego. Tak więc czekamy do 24 czerwca by obejrzeć 25 minutowy reportaż na temat wczorajszego maratonu.




.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
66.88 km 56.00 km teren
03:15 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Nasz pierwszy maraton - Skandia Lang Team Gdańsk 2011

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 18.06.2011 | Komentarze 5

Pogoda od rana kiepska – pełne zachmurzenie i dość zimno, dodatkowo chmury co chwilę wskazywały na deszcz. Początkowo planowaliśmy zajechać do Gdańska rowerami, jednak Olaf zaspał i z ponad półgodzinnym opóźnieniem byliśmy zmuszeni wsiąść do SKMki. Po wejściu do pociągu rowerzysta jadący z Wejherowa od razu pyta się nas, czy też jedziemy na maraton. Porozmawialiśmy chwilę, opowiedział nam o zeszłorocznej edycji, pytaliśmy się o blog na bikestatsach, niestety takowego nie posiada.

Do pociągu wsiadało coraz więcej rowerzystów, na końcu zrobiło się bardzo tłoczno. Wysiadając w Oliwie pędzimy na miejsce startowe, docieramy około godziny 10.30. Trochę było zamieszania z przyznawaniem numerów, ale załatwiliśmy wszystko, przyczepiliśmy numery startowe do roweru, na plecy i podjechaliśmy pod przydzielony nam sektor. Zaraz po godzinie 11 ruszył wyścig Grand Fondo - 84 km czyli 3 okrążenia. 5 minut później wystartowała nasza grupa – Medio (54km – 2 okrążenia), kolejne 5 minut po nas wyścig Mini (26km). Wszystkie dystanse jednak nieco różniły się od oficjalnie podanych.

Pierwszy etap to około 5 kilometrów asfaltem. Jest bardzo ciasno dlatego nie ma możliwości rozpędzenia się. Później droga zamienia się w dość szeroką ścieżkę leśną. Niestety dalej jest ciasno, wszyscy wyprzedzają się jak tylko mogą. Po 10 kilometrach łatwego odcinka droga zaczyna się zwężać. Podjazdy są bardzo strome a przy takiej liczbie zawodników wystarczy jedna wywrotka by zatrzymać kilkudziesięciu rowerzystów z tyłu. Były też ostre zjazdy na których wystawały korzenie, więc ani pod ani z górki nie było łatwo. Wyścig ledwo się zaczął, a już widzieliśmy kolizję, mnóstwo kolarzy z poprzebijanymi dętkami oraz pozrywanymi łańcuchami.


Ustawienie w sektorach przed startem maratonu.




Znaleźliśmy już pierwsze zdjęcia z maratonu. My to ci dwaj na lewo (nr 1692 to Olaf, za nim Kamil).

Dodatkowe utrudnienia na trasie to 2 przewrócone drzewa, przejazd przez rzeczkę, kilkunastometrowy, bardzo błotnisty podjazd (błoto towarzyszyło przez prawie cały wyścig, głównie na drugim okrążeniu) a także sporo ostrych zakrętów, gałęzi wystających na drodze i wiele innych. Obaj dojechaliśmy do mety bez problemów technicznych także naprawdę mieliśmy szczęście, że nic po drodze naszym rowerom się nie stało. Nasze wyniki:
Olaf: 2:44:07 – 141 miejsce na 274 startujących (10 miejsce w kategorii wiekowej)
Kamil: 2:51:07 – 160 miejsce na 274 startujących (11 miejsce w kategorii wiekowej)


Efekt prawie 3godzinnej jazdy po błotnistym terenie.

Po zakończeniu jazdy, oglądamy dekorację. Akurat zaczęli wręczać nagrody na dystansie Mini. Chwile stoimy, potem objeżdżamy miasteczko zawodów, odbieramy gadżety Skandii, które były przygotowane dla każdego uczestnika i ustawiamy się w długiej kolejce do mycia rowerów. Kierując się do myjki, słyszymy listę szczęśliwych numerków, które wygrały dodatkowe nagrody. Kamil miał farta, jego numerek znalazł się w gronie szczęśliwców i wygrał koszulkę kolarską Skandii.


Dekoracja najlepszych zawodników na dystansie Mini.

W naszym wyścigu (Medio) do mety dojechało 242 zawodników, 31 zawodników nie zostało sklasyfikowanych. Tylko jeden zawodnik został zdyskwalifikowany z powodu skrócenia trasy. Przed godziną 17 opuszczamy miasteczko maratonu kierując się na peron. Jesteśmy bardzo brudni, buty mamy przemoknięte więc nie mamy chęci na powrót rowerami.


Nasze rowery z numerami startowymi oczekujące na umycie.

Ogólnie bardzo nam się podobało, wyniki jak na debiut nie są jakieś koszmarnie złe, zwłaszcza, że na co dzień mało jeździmy po terenie. Impreza na tyle nam się spodobała, że prawdopodobnie w październiku pojedziemy na ostatnią edycję tegorocznego cyklu Skandii - do Kwidzyna. Frekwencja w Gdańsku okazała się rekordowa. Na linii startu ogółem stanęło ponad 1200 uczestników. Trzeba przyznać, że liczba robi wrażenie.

POZDRO DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY WALCZYLI DZIŚ NA TRASIE!

.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
20.49 km 14.00 km teren
01:20 h 15.37 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Ostatnie przygotowania przed Skandią

Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 16.06.2011 | Komentarze 0

Dzisiaj wieczorem pojechaliśmy na krótki trening do lasu. Chcieliśmy trochę ostrzej pojeździć po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, bo już w sobotę czeka nas debiut w maratonie rowerowym Skandii. Wyszło to średnio. Zamiast jeździć sprawdzonymi szlakami, zachciało nam się skręcić na nieuczęszczaną przez nas wcześniej drogę i skończyło się na długim prowadzeniu roweru. Natrafiliśmy na ogromny teren ogrodzony siatką. Tablice wyraźnie wskazują, że jest to teren wojskowy. Koszary niby są, ale wygląda to wszystko na opuszczone i zaniedbane.
Już wcześniej wiedzieliśmy, że takie tereny się tam znajdują, nawet przejeżdżaliśmy w pobliżu nich, ale tym razem zajechaliśmy od drugiej strony.
Gdy już się wydostaliśmy, zjechaliśmy szlakiem do Gdyni i wróciliśmy miastem.
Jutro przygotowujemy rowery. Generalne czyszczenie z naciskiem na napęd, regulacja, smarowanie i te sprawy.






Spotkaliśmy nawet sarenkę. Nie chcieliśmy jej wystraszyć, więc zdjęcie robione na sporym przybliżeniu.

.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
340.04 km 0.00 km teren
15:02 h 22.62 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Jedna wycieczka - trzy województwa

Poniedziałek, 13 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 6

Poniedziałek to zwykle dzień, w którym spędzamy po 8 godzin w szkole, a długie trasy robimy w weekend. Rok szkolny jednak już się powoli kończy, na lekcjach prawie nic nie robimy, a prognozy pogody wskazywały, że właśnie poniedziałek będzie bezwietrznym dniem. Jak się później okazało, wiatr był, ale nie urywał przynajmniej głowy, tak jak to było w weekend.

Już w lutym, kiedy planowaliśmy trasy na sezon, myśleliśmy poważnie o Grudziądzu. Podliczyliśmy wtedy kilometry, wyszło 270, co było dla nas czymś niemożliwym do wykręcenia. A teraz? Przedłużyliśmy trasę na Grudziądz jeszcze o 70 km więcej :)
Postanowiliśmy wyjechać o północy. Chcieliśmy zobaczyć ile damy rade wykręcić.
Spotykamy się w jednym miejscu o północy i po pięciu minutach jesteśmy już w trasie. Znowu musimy przejechać całe Trójmiasto, żeby dostać się dalej, konkretniej na krajową 'starą' jedynkę (teraz 91). Pierwsze 30 kilometrów do Gdańska jadąc ulicami, pokonaliśmy w ekspresowym tempie. Następnie wjeżdżamy już na krajówkę i jedziemy do Tczewa.




Pierwszy postój po 60km - Tczew, siadamy przed McDonaldem. Godzina 2:30. Dookoła nas kręci się radiowóz. Panowie pewnie zastanawiają się, co dwóch gości na rowerze robi w nocy w środku miasta.

Droga od Pruszcza Gdańskiego do Tczewa przebiega bez problemów, ponieważ jest prawie cała oświetlona (po drodze sporo wiosek). W Tczewie zatrzymujemy się na 20 minut żeby odpocząć po 60 kilometrach szybkim tempem. Sygnalizacja świetlna, i w Trójmieście, i w Tczewie, naprawdę dla nas niezrozumiała. Ruch na ulicach znikomy, a światła zamiast mrugać na pomarańczowo, paliły się normalnie. Około godziny 3 wyjeżdżamy z Tczewa. Po 10 minutach jazdy krajówką, zaczyna się rozjaśniać. O 3:20 było już całkiem jasno i można było zdjąć lampki.

Jazda krajową 91 była przyjemna. Mało samochodów i szerokie pobocze, więc dość szybko zajechaliśmy do Gniewu. Znajduje się tam zamek krzyżacki, ale nie było sensu, żebyśmy zjeżdżali do centrum. Wycieczka do Gniewu jest na naszym blogu, byliśmy tam pod koniec kwietnia. Za Gniewem czekał nas ostry zjazd w dół i zaraz za nim - poranna mgiełka. Kiedy wyjechaliśmy już na dobre z Gniewu, zaczęła się nieznana nam część drogi krajowej. Nigdy dotąd tam nie jechaliśmy, ale byliśmy pewni, że szerokie pobocze i bardzo dobra nawierzchnia ciągną się aż do końca. Nie wiedząc nawet kiedy, wyjechaliśmy z województwa Pomorskiego, żeby dostać się do Kujawsko-Pomorskiego.


Poranna mgiełka w okolicach Gniewu.



Z Gniewu do miasteczka 'Nowe' było już tylko 23km. Właśnie tam pożegnaliśmy krajową 91 i wjechaliśmy na drogę biegnącą wzdłuż Wisły, którą wjechaliśmy do Grudziądza. Jechało się tam kiepsko, głównie ze względu na zniszczoną nawierzchnię. Po 20 kilometrach wzdłuż Wisły zobaczyliśmy jednak znak "Grudziądz 3". Trzeba było tylko przejechać mostem nad Wisłą i byliśmy już w Grudziądzu. 140 km na liczniku, godzina 6:40.


Widok na Grudziądz z mostu nad Wisłą. Prawa część miasta - głównie bloki.


A tutaj już lewa strona miasta - niższa zabudowa oraz starówka.



Postanowiliśmy, że w Grudziądzu posiedzimy dość długo. Chcieliśmy uniknąć tych godzin, kiedy wszyscy jeżdżą do pracy. Dojechaliśmy więc na rynek, posiedzieliśmy godzinkę, potem pojeździliśmy trochę po mieście, zrobiliśmy parę zdjęć. Była już godzina 8, więc zaczęliśmy szukać odpowiedniego wylotu z miasta. Weszliśmy jeszcze tylko do Kauflandu, uzupełniliśmy zapasy jedzenia i picia i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami było jeszcze 200 kilosów.


Bardzo zadbany rynek w Grudziądzu.






Mury, które otaczają starówkę Grudziądza.

Za Grudziądzem zaczęła się bardzo niepewna część trasy - krajowa szesnastka. Dużo czytaliśmy o tym, że 'jeśli nie musisz, to lepiej nie jedź'. Mimo to, zaryzykowaliśmy. Jak się potem okazało, droga naprawdę była fatalna. Dziury, zerowe pobocze i pagórki zniechęcały do jazdy. Na szczęście ruch nie był aż tak duży. Po pewnym czasie wjechaliśmy do Warmińsko-Mazurskiego.





Jakoś przetrwaliśmy te 40km krajową szesnastką i zjechaliśmy z niej w kierunku Prabut na wojewódzką 522. Tutaj jest jeszcze gorzej - fatalny asfalt. To był jakiś koszmar... Na domiar złego strasznie zachciało nam się spać. Władowaliśmy w siebie energy-drinki i ruszyliśmy dalej. Minęliśmy armię wiatraków na 10km przed Prabutami i po chwili wjechaliśmy z powrotem do województwa Pomorskiego. Witamy w domu? Niekoniecznie, do mety jeszcze 150km.



Jakoś daliśmy radę i dostaliśmy się do Prabut. Potem dalej wojewódzką 522 do Sztumu. Niestety dalej dziury... W Sztumie robimy zakupy. Zapas energy-drinków to podstawa. Jesteśmy pewni, że niedługo znowu zachce nam się spać. Nie stoimy jednak długo w Sztumie, bo zostało już tylko 15km do Malborka. Wjeżdżamy więc na krajową 55 i mając nadzieję na dobrą jakość nawierzchni, ruszamy do Malborka. Pomimo braku pobocza, jechało się naprawdę dobrze. 4km przed Malborkiem jadący z naprzeciwka gościu na skuterze coś do nas krzyczy. Nie zrozumieliśmy go, ale od razu skumaliśmy, że pewnie niedaleko doszło do jakiegoś wypadku. Rzeczywiście, wszędzie policja, straż pożarna, a na poboczach - pognieciona osobówka i dwa draśnięte tiry. W Malborku siadamy na ławce tuż nad rzeką Nogat i zarazem pod zamkiem krzyżackim. Na tej samej ławce odpoczywaliśmy rok temu w październiku, kiedy wykręciliśmy 150km i było to dla nas mistrzostwo świata :)


Byliśmy bardzo blisko Węgier, ale wycieczka za granice kraju nie wchodziła w grę :)


Widok na rzekę Nogat z murów otaczających zamek krzyżacki w Malborku.


A to już zamek we własnej osobie.


Gdy wyjeżdżamy z Malborka, udaje nam się jeszcze ująć zamek z kładki nad Nogatem.

Kierujemy się na wylot z Malborka i dalej krajową 55 jedziemy do Nowego Dworu Gdańskiego. W połowie drogi znowu zaczynamy przysypiać. Nie pozostaje nam nic innego, jak po dojeździe do Nowego Dworu, skierować się do pobliskiego McDonalda na kawę. To daje nam porządnego kopa. Do domu jeszcze 65km, które pokonujemy już bez żadnego postoju. Krajową 55 zmieniamy na siódemkę, którą jedzie się fenomenalnie. 25km poboczem pokonujemy bardzo dobrym tempem, jednak potem zaczynają się objazdy przed Gdańskiem. Siódemka charakteryzuje się bardzo dużym ruchem, bo łączy Gdańsk z Warszawą. Ten bardzo duży ruch nie przeszkadzał, bo mieliśmy pobocze, jednak teraz straciliśmy swoje bezpieczne dwa metry i zrobiło się szalenie niebezpiecznie. Cały czas było słychać hamujące za plecami tiry, które nie miały jak nas wyprzedzić, bo z naprzeciwka ciągnął się sznur samochodów. Do Gdańska dojechaliśmy jednak cali i zdrowi, a przejazd przez trójmiasto to już nic specjalnego. W domu zameldowaliśmy się około 20:45.

To była najcięższa trasa w tym sezonie. Pół dnia walczyliśmy z uczuciem senności, udało nam się dojechać do końca tylko dzięki 5 energy drinkom i jednej kawie na głowę. Oszukaliśmy swoje organizmy, lecz następnym razem bez naprawdę porządnego snu tuż przed jazdą, nigdzie nie ruszymy. Tym samym była to ostatnia długa trasa w bieżącym roku szkolnym. W najbliższą sobotę startujemy w Skandii maratonie. To będzie nasz debiut, trzymajcie kciuki. Tym czasem nadchodzi najlepszy okres sezonu, kiedy na rowery poświęcać będziemy znacznie więcej czasu. W planach mamy 2 kilkudniowe wypady. Jeden odbędzie się już wkrótce, drugi najprawdopodobniej w sierpniu na około 7-10 dni.




.
Kategoria powyżej 300 km


Dane wyjazdu:
69.82 km 10.00 km teren
03:01 h 23.14 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Objazd Skandii maratonu - po Gdańskiej części Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 4

W ten dzień zamierzaliśmy pokonać kolejny, długi dystans. Niestety wiatr rozwiał nasze plany czterema stopniami w skali beuforta :). Nie wiemy jak sytuacja wyglądała w innych części Polski, ale na wybrzeżu mocno piździło.

Szybko wpadamy na pomysł, by objechać trasę Skandii, maratonu w którym będziemy brać udział za tydzień - będzie to nasz debiut w jakimkolwiek maratonie.
Ruszamy przed godziną 12 w kierunku Koleczkowa. Tam odbijamy na wojewódzką 218 w kierunku Gdańska. Mijamy Chwaszczyno, przejeżdżamy nad Obwodnicą Trójmiasta, zjeżdżamy ulicą Spacerową w dół i jesteśmy na miejscu. Początkowo mamy trudności z odnalezieniem miejsca startu maratonu, jednak po kilku minutach, przy pomocy mapy w telefonie znajdujemy właściwą ulicę.

Pierwszy odcinek to asfalt, następnie typowo dla Skandii - leśna droga. Dość często stawaliśmy w miejscu by przy pomocy mapy znaleźć odpowiedni kurs, jednak później całkowicie się zgubiliśmy i wyjechaliśmy na miasto. Odpuściliśmy sobie dalszy objazd trasy i chwilę powłóczyliśmy się po Gdańsku. Jedno okrążenie maratonu ma 28 km. Udało nam się z niego objechać jedynie około 8 km.



Tym razem wracamy Trójmiastem i około godziny 15 kończymy wypad. Całą drogę towarzyszył nam wiatr. Był naprawdę bardzo silny i zrezygnowanie z dłuższej trasy było dobrą decyzją. Na szczęście w prognozach pogody na poniedziałek wiatr ma być niewielki więc jest okazja by nadrobić sobotę. Teoretycznie nie jest to dzień wolny, ale taki wypad jest zdecydowanie ważniejszy od szkoły ;) Tym bardziej, że oceny są już wystawione i nic nie robimy na lekcjach. Zostało już tylko ostatecznie przygotowanie rowerów, pakowanie i ruszamy już za 7 godzin - o północy. Jeśli powiedzie się nam, kolejna wyprawa (pod koniec czerwca) bez wątpienia będzie już uderzeniem w 400 kilometrów. A tymczasem idziemy spać - niedługo wyjazd :)



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
24.94 km 0.00 km teren
01:30 h 16.63 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Gdynia - nasze miasto!

Wtorek, 7 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 4

Ostatnio ciągle śmigamy na coraz to dłuższe trasy. W śródmieściu rowerami nie byliśmy chyba od marca. Ponieważ od pewnego czasu dostajemy znaki, że chcielibyście zobaczyć więcej trójmiasta na naszym blogu, dziś postanawiamy wybrać się spacerowym tempem do serca Gdyni i przy pomocy zdjęć trochę Wam nasze miasto pokazać. Halę widowiskowo-sportową mogliście już zobaczyć, plażę i molo w Orłowie też, więc jedziemy od razu do centrum.

Ogólnie pogoda już od dłuższego czasu fantastyczna. Dziś jednak słońce w drugiej połowie dnia się schowało. Może to i dobrze, bo byłoby jeszcze bardziej duszno. Poza tym zapowiadali burze, i chmury rzeczywiście wyglądały na takie, które mogły nas w każdej chwili zmoczyć, ale szczęśliwie burze ominęły dziś Gdynię, tylko trochę pokropiło. Koniec pisania, teraz czas na zdjęcia:


Pierwsze miejsce, przy którym się zatrzymujemy, to Skwer Kościuszki i charakterystyczna dla tego miejsca fontanna.
Jak podaje Wikipedia, jest to 'reprezentacyjny plac Śródmieścia Gdyni stanowiący wspólnie z ulicą Świętojańską i Molem Południowym wizytówkę miasta.'



Oto już Centrum Kultury i Rozrywki Gemini, w którym znajduje się Multikino. Za Gemini widać część wiezowca "Sea Towers." Jest to kompleks składający się z dwóch wieżowców wybudowany w 2009 roku. Jest to najwyższy budynek w Polsce wybudowany poza Warszawą i najwyższy budynek mieszkalny w kraju. W rankingu wybudowanych wieżowców znajduje się na 9 miejscu. W zasadzie, jeszcze podczas budowy stał się nową wizytówką Gdyni.


Zaraz potem kierujemy się w stronę Gdyńskich straganów. Chcemy kupić flagi Gdyni aby przymocować je do naszych rowerów. Nie dostaliśmy niczego, będziemy szukać dalej.
Tuż przy straganach stoi dumnie Dar Pomorza, czyli trzymasztowy żaglowiec szkolny zakupiony przez społeczeństwo Pomorza w 1929 dla Szkoły Morskiej w Gdyni. Obecnie statek-muzeum.





Nad przystań jachtową też zawitaliśmy.


Teatr Muzyczny w Gdyni im. Danuty Baduszkowej. Tak się składa, że własnie teraz odbywa się tam coroczny Polski festiwal filmów fabularnych. Teatr jest rozbudowywany od stycznia. Staraliśmy się jednak nie ująć na zdjęciu placu budowy.


Po odwiedzeniu teatru, jedziemy bulwarem nadmorskim kawałek aby zrobić zdjęcie Gdyni z oddali. Przy okazji sprawdzamy nową ścieżkę rowerową.


Wracając bulwarem, zatrzymujemy się na chwilę przy plaży, która położona jest w ścisłym centrum Gdyni.


Ostatni punkt wycieczki, czyli ulica Świętojańska, najbardziej reprezentacyjna dla miasta. Coś jak Krupówki w Zakopcu.

Jeżeli zaciekawiła Was Gdynia, to rzućcie okiem na nie nasze zdjęcia, z lotu ptaka. Są naprawdę fantastyczne. LINK.
Jak będzie czas, to kiedyś pokażemy Wam też resztę trójmiasta!

.
Kategoria do 49 km