Wpisy archiwalne Lipiec, 2011, strona 1 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:886.86 km (w terenie 49.50 km; 5.58%)
Czas w ruchu:36:59
Średnia prędkość:23.98 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:98.54 km i 4h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
77.11 km 0.00 km teren
03:19 h 23.25 km/h:
Maks. pr.:43.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Gołubie - dzień 2 - Gołuń, Wdzydze Kiszewskie

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 1

Drugi dzień i zarazem ostatni spędzony na działce w Gołubiu przywitał nas niepewną pogodą. Oprócz czekania na bardziej sprzyjająca pogodę, Olaf ma problemy z żołądkiem, więc Kamil i Przemek wsiadają na rowery i jadą do apteki. Kiedy pogoda się poprawiła a żołądek przestał męczyć Olafa, w końcu chwilę po godzinie 14 udało się nam wyjechać.

Nie mieliśmy ochoty przebijać się drogami polnymi z Gołubia do Kościerzyny, więc wybraliśmy jazdę krajową 20, do której jednak najpierw było trzeba dojechać. Jedziemy więc asfaltem do Sikorzyna, później skręcamy w polną drogę,
która miała doprowadzić nas do Kalisk Kościerskich na DK 20. Tam jezdnia w bardzo dobrym stanie, ruch dość niewielki. Po 6 kilometrach jazdy krajówką wjeżdżamy do Kościerzyny, tam skręcamy na wojewódzką 214 w kierunku Zblewa, kawałek dalej zjeżdżamy na Juszki, gdzie jechaliśmy dzień wczesniej. Naszym celem są Wdzydze Kiszewskie, bardzo malownicza, kaszubska wieś turystyczna.


Bardzo nietypowo położona apteka w Gołubiu.

Dalej jedziemy już szlakiem roweromym przez las prowadzącym do Gołunia. Jedziemy tam około 10 kilometrów, po czym w Gołuniu wyjeżdżamy na asfalt prowadzący do Wdzydz Kiszewskich. Jazda leśnymi szlakami była bardzo przyjemna, musimy tam jeszcze kiedyś pojeździć - szlaków było tam mnóstwo.


Leśny szlak rowerowy prowadzący do Gołunia.


Też fajnie :)

We Wdzydzach zatrzymujemy się na 'obiad' przy cukiernio-piekarni. Drożdżówki robione na miejscu i podawane jeszcze ciepłe były przepyszne, każdy z nas zjadł minimum dwie. Siedzimy na ławce około pół godziny, po czym udajemy się na wieżę widokową położoną nieopodal styku jezior Gołuń i Jelenie. Rozciąga się z niej widok na pobliskie miejscowości i kilka Jezior Wdzydzkich.


A to właśnie ta cukiernia. Polecamy! :)


Muzeum etnograficzne we Wdzydzach.


Wiatrak należący do wdzydzkiego skansenu.




Jedna z wielu przystani jachtowych we Wdzydzach.


Wieża widokowa na styku jezior Gołuń i Jelenie.


Widok na jezioro Radolne.


A to już inna strona wieży widokowej i jezioro Jelenie.


Tutaj z kolei widok na jezioro Wdzydze.

Drogę powrotną planujemy asfaltem prosto do Kościerzyny. Odechciało nam się jazdy lasem - pogoda się popsuła i lekko zaczął padać deszcz. W Kościerzynie na jednym z przejść dla pieszych omal nie dochodzi do sporej stłuczki. Kierowca jednego z samochodów chcących wyjechać na główną drogę wjeżdża na przejście wymuszając pierwszeństwo, mimo że wcześniej spojrzał w naszą stronę i widział nas gdy nadjeżdżaliśmy. Pierwszy jedzie Przemek i po długiej drodze hamowania na śliskim asfalcie staje bokiem do auta odbijając się od drzwi od strony kierowcy. Kierowca natomiast ma minę, jakbyśmy to my mieli winę w całym tym zajściu. Tymczasem, według przepisów, na przejściu, przez które prowadzi ścieżka rowerowa to my mamy pierwszeństwo. Gdyby nie to, że Przemkowi udało się obrócić rower i uderzyć w drzwi samochodu, mogłoby być naprawdę niebezpiecznie.


Droga powrotna z Wdzydz do Kościerzyny. Odcinek Wdzydze - Skoczkowo.

Wracamy tak samo - krajową 20 oraz polnymi drogami z powrotem do Gołubia. Mieliśmy ograniczenie ze względu na czas, więc już o 18 30 musieliśmy być w domku. Przed 20 odjeżdżał pociąg do Gdyni. Pakujemy się więc, sprzątamy domek i jedziemy do Gdyni. Wysiadamy w Gdyni Głównej i rowerami wracamy do domu.


Koniec naszego dwudniowego pobytu na Kaszubach.

Tereny wokół Jezior Wdzydzkich są bardzo atrakcyjne z punktu widzenia rowerzysty, więc prawdopodobnie jeszcze w sierpniu znajdziemy czas by pokręcić się po tamtej okolicy. Cały, dwudniowy wyjazd udany, być może również damy radę powtórzyć wypad do Gołubia. Podsumowując cały miesiąc, wypadło nienajlepiej - 887 kilometrów (Olaf o około 400 więcej - między innymi jechał do rodziny do Lubawy). Tylko jeden długi wyjazd, na nic innego nie pozwoliła pogoda, która była FATALNA. 9 Wycieczek podczas całego miesiąca też nie zachwyca biorąc pod uwagę, że
mamy wakacje. Miejmy nadzieję, że sierpień przyniesie lepszą pogodę by wykorzystać w pełni ostatni miesiąc lata. Razem jeździć zaczniemy jednak dopiero po 10 sierpnia, gdy Kamil wróci z Tatr.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
81.89 km 27.00 km teren
03:32 h 23.18 km/h:
Maks. pr.:50.30 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Gołubie - dzień 1 - Szymbark, Będomin, Stawiska

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 27.07.2011 | Komentarze 8

Niedawno Przemek zaproponował nam wyjazd do Gołubia, gdzie znajduje się jego działka. Była to świetna okazja na pojeżdżenie rowerem po mało znanych nam terenach, lub drogach nigdy wcześniej przez nas nie uczęszczanych. Nie zastanawiając się, umówiliśmy się na pasujący nam termin i wsiedliśmy z rowerami do pociągu. Spotkaliśmy się na dworcu w Gdyni Chyloni po godzinie 9 i dostaliśmy się do Gdyni Głównej skąd kursują nowoczesne pociągi, tzw. "szyno-busy". Jadą one do Kościerzyny i po drodze zatrzymują się właśnie w Gołubiu.



Kilka minut po godzinie 11 wysiadamy na stacji w Gołubiu i kierujemy się w stronę działki, kupując po drodze zapas jedzenia na dwa dni. Po wypakowaniu się, bez marnowania czasu, wsiadamy na rowery i jedziemy do Szymbarku, kaszubskiej miejscowości znanej przede wszystkim z "domku do góry nogami". Byliśmy tam na początku kwietnia podczas wycieczki do Kościerzyny, ale wtedy nie wchodziliśmy na teren atrakcji turystycznych Szymbarku, ponieważ było jeszcze przed sezonem.

Kupujemy bilety i wchodzimy we dwójkę (bez Przemka, który był tu jakiś czas temu) na spory teren, na który składa się kilka atrakcji. Główną z nich jest właśnie domek stojący na dachu, odwrócony do góry nogami. Już z daleka widać ogromną kolejkę... żałujemy, że kupiliśmy bilety. Ustawiamy się jednak w kolejce i czekamy 2 godziny...


2 godziny stania w kolejce aby zobaczyć najbardziej znaną atrakcję turystyczna Kaszub.

Podczas oczekiwania na wejście do środka widzieliśmy bardzo podekscytowanych ludzi wychodzących z domku i zachowujących się jakby coś sobie wcześniej wypili :D Myślimy sobie, że przesadzają, jednak po wejściu do środka rzeczywiście błędnik zaczyna szaleć. Kołysze na boki, kręci się w głowie i ma się bardzo dziwne uczucie, niemożliwe do opisania :) Nie bez powodu przed wejściem wisi tabliczka informująca, że osoby z zaburzeniami błędnika wchodzą na własną odpowiedzialność.




Wnętrze domku - górne piętro. To na suficie to parkiet :)


Telewizję w ten sposób z pewnością musi się ciekawie oglądać.

Po wyjściu z domku szybko obchodzimy resztę atrakcji. Śpieszymy się, Przemek pewnie zasnął czekając na nas przed wejściem :D


Są i zwierzątka.


Lokomotywa, która ciągnęła kiedyś zesłańców do Łagrów rosyjskich na Syberię. Miejsce to ma bardzo ciekawą historię związaną z tymi wydarzeniami.




Swojski, kaszubski klimacik.

Po wyjeździe z Szymbarku przecinamy krajową 20 i jedziemy przez Piotrowo, Grabowo Kościerskie, Śledziową Hutę, Puc i Zielenin aby dotrzeć do Będomina i znajdującego się w nim Muzeum Hymnu Narodowego. Niestety muzeum zostaje zamknięte tuż po naszym przyjeździe. Może innym razem poznamy historię naszego hymnu... ale przynajmniej skorzystaliśmy z toalety!


Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie z zewnątrz.


Pomnik Józefa Wybickiego - twórcy Mazurka Dąbrowskiego.

Po wyjeździe z Będomina, naszym kolejnym celem są Stawiska i znajdujący się tam ośrodek wypoczynkowo-szkoleniowy, w którym wszyscy trzej byliśmy na wycieczce klasowej w 3 klasie gimnazjum. Po przejechaniu sporego odcinka polnej drogi docieramy w końcu na miejsce. Nic się tu nie zmieniło, z ośrodka nadal korzystają różne wycieczki. Kiedy przyjechaliśmy, dzieci z kolonii akurat jadły kolację w stołówce :)


Po drodze do Stawisk mijamy żwirownię.


A to właśnie ten ośrodek. Cisza, spokój - podobało nam się na wycieczce rok temu.

Powoli czujemy głód, więc postanawiamy, że w Kościerzynie coś przekąsimy. Mijamy miejscowość Juszki, następnie wjeżdżamy na bardzo fajny asfalcik na leśnym odcinku z Juszek do drogi wojewódzkiej nr 214 i po chwili jesteśmy już w Kościerzynie. Jest już dosyć późno - godzina 19. Wszystkie bary pozamykane. Posiedzieliśmy chwilę na rynku i postanowiliśmy, że kupimy coś w sklepie i samy sobie przygotujemy. Wjeżdżamy więc na polną drogę z Kościerzyny do Sikorzyna aby potem zjechać do Gołubia. Kupujemy parówki i krokiety, gotujemy i smażymy i najedzeni odpoczywamy chwilę. Włączyliśmy radio Kaszebe i zrobiło się naprawdę klimatycznie :D


Rynek kościerski.

Po odpoczynku, parę minut przed godziną 22 pojechaliśmy jeszcze do centrum Gołubia aby zdążyć przed zamknięciem sklepu zrobić ostatnie zakupy. Następnie przejeżdżamy wzdłuż jeziora Dąbrowskiego i kierujemy się do ośrodka wczasowego. Jest tam niezabezpieczona sieć Wi-fi a tak się składało, że każdy z nas miał potrzebę chociaż na chwilę skorzystać z internetu. Po 20 minutach wygania nas właściciel ośrodka, lecz zasięg jest dość dobry i korzystamy jeszcze chwilę z połączenia internetowego. Włączamy lampki i w kompletnej ciemności zjeżdżamy z powrotem do centrum Gołubia a potem na działkę.


Nocne szwędanie się po Gołubiu.

Wycieczka jak najbardziej udana, sporo jeździliśmy po drogach polnych, natomiast mniej niż zwykle po asfalcie. Pogoda była taka sobie. Od czasu do czasu słońce przebijało się przez chmury, trochę kropiło, ale mogło być gorzej.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
41.11 km 0.50 km teren
01:47 h 23.05 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po okolicy bez pomysłu

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 25.07.2011 | Komentarze 0

Tak się złożyło, że nie mieliśmy sporo wolnego czasu w niedziele na wspólne kręcenie ale udało się wyjść na 2 godziny. Nie mieliśmy pomysłu na trasę, więc najpierw pojechaliśmy na Dębogórze sprawdzić nowo wylany asfalt na leśnym odcinku. Następnie zjechaliśmy z Dębogórza także lasem ale w większości wyłożonymi w nim płytami na drogę wojewódzką nr 100. Nie jechaliśmy nią jednak ani przez chwilę, ponieważ kierowaliśmy się na Mrzezino. Trochę pokręciliśmy się w okolicach Mrzezina i Smolna aby wrócić potem do domu.

Pogoda wydawała się świetna - świeciło słońce, było ciepło. W kierunku północnym jechało nam się znakomicie, jednak z powrotem, wracając do domu było okropnie. Południowy wiatr mocno dawał popalić. Na odcinku gdzie zawsze bez trudu osiągamy 30 km/h, teraz jazda nawet powyżej 20 km/h była już męcząca.

Najbliższe dwa dni - wtorek i środę spędzimy na działce u Przemka. Jedziemy tam obydwaj i będziemy jeździć po Kaszubach w trzyosobowym składzie. Niech tylko pogoda dopisze!



.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
117.72 km 0.00 km teren
04:41 h 25.14 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kaszubski Park Miniatur

Czwartek, 21 lipca 2011 · dodano: 22.07.2011 | Komentarze 5

Na dziś zaplanowaliśmy wycieczkę, którą mieliśmy zrealizować ponad tydzień temu. Do tej pory nie udało się, winna w tym wszystkim jest pogoda. Zawodzi nas już od prawie miesiąca, a te dni w których dopisuje (a jest ich w te wakacje naprawdę mało) staramy się wykorzystywać jak tylko się da. Dziś pogoda była bardzo niepewna. Wszystkie prognozy wskazywały na deszcz, jednak przelotny. Postanowiliśmy więc zaryzykować i opłaciło się. Kropiło tylko przez chwilę i obyło się bez żadnych problemów pogodowych na całej trasie.

Wyjeżdżamy kilka minut przed godziną 14 i pokonujemy standardową drogę do Kartuz. Wszystko zapowiadało na deszcz oraz burzę. Było bardzo duszno, chwilami lekko kropiło, ale już w Kartuzach wyszło słońce, które później pojawiało się co jakiś czas na niebie. Wjeżdżamy na drogę w kierunku Mirachowa, gdzie znajduje się nasz dzisiejszy cel – Kaszubski Park Miniatur. Odcinek bardzo kręty, ze stromymi podjazdami i zjazdami, na których można było wyciągnąć przyzwoite prędkości. Po około 16 kilometrach dojeżdżamy na miejsce. Wstęp do parku to jedyne 6 złotych (bilet ulgowy), można tam zobaczyć miniatury budowli z całego świata, Polski, a także tych lokalnych – kaszubskich. Spędzamy tam około 30 minut, poniżej zdjęcia:


Na samym początku wita nas Pan Prezydent Lincoln :)


Kaszubski akcent na początku zwiedzania.


A to już Mount Rushmore i wyryte w skale 4 głowy prezydentów USA.


To oczywiście Big Ben.


Sfinksa z Gizy także nie mogło zabraknąć.


Biały Dom. Baracka akurat nie było :(


Krzywa wieża w Pizie i kozy znajdujące się na terenie parku


Brama Brandenburska.


Statua Wolności.


A to już miniatury zabytków kaszubskich. Zamek Krzyżacki w Bytowie, którego zdjęcie jest już od dawna na naszym blogu (majowa wycieczka do Bytowa).


Ogromna miniatura kościoła mariackiego w Gdańsku.


Latarnia Morska z Helu. Jej zdjęcie także jest na naszym blogu od jakiegoś czasu.


Żuraw Gdański, ten budynek też Wam kiedyś pokazywaliśmy.


Pałac w Rzucewie, także gościł na naszym blogu.


A to jedna z najwyższych latarni morskich w Europie - latarnia ze Świnoujścia.

Po zwiedzeniu parku miniatur udajemy się w kierunku Luzina by nie wracać tą samą drogą. Z czasem pogoda staje się całkiem ładna, w porównaniu z ostatnimi dniami, kiedy nie rozpieszczała. Po 25 kilometrach dojeżdżamy do Luzina. Mamy zamiar przedostać się stamtąd do Wejherowa, lecz kierunkowskazy chcą wyprowadzić nas na krajową 6. Nie mając specjalnej ochoty na jazdę wraz ze sznurem samochodów, wracamy się kawałek wjeżdżając na lokalną drogę, także prowadzącą do Wejherowa. Do Gdyni wracamy drogą wojewódzką nr 218 – jest to lepsza opcja niż przedostawanie się chodnikami przez 15 kilometrów miastem. Na początku pokonujemy stromy podjazd, na którym byliśmy ostatnio pierwszy raz. Po tylu kilometrach wzniesień, które mieliśmy za sobą, wjeżdżamy z niemałym trudem (wystarczy spojrzeć na profil terenu dołączony do mapki). Ostatnie 20 kilometrów to powrót dobrze znanym już odcinkiem przez Nowy Dwór Wejherowski i Koleczkowo.

Od następnego tygodnia pogoda ma się znacznie poprawić, tak więc mamy już małe plany. Niestety od początku sierpnia odpadnie nam ponad tydzień wspólnego jeżdżenia – mimo wszystko liczymy na to, że do końca wakacji uda się jeszcze zaliczyć czterystokilometrowy wypad.



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
66.75 km 11.00 km teren
02:50 h 23.56 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Poprawy kondycji ciąg dalszy

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 4

Ostatnio pisaliśmy na blogu, że postaramy się jeździć częściej i robimy wszystko co w naszej mocy, żeby wrócić to dobrej formy, lecz pogoda nie pozwala na częstą jazdę, niestety...
Do południa wiało tak mocno, że nawet nie myśleliśmy o wyjściu na rower, mimo, że słońce wręcz paliło. Jednak po południu wiatr trochę daje sobie spokój i można pokręcić.

Wyjeżdżamy około godziny 15. Najpierw standardowo do Koleczkowa, potem do Kielna, gdzie zjeżdżamy na drogę, która zaprowadzi nas do miejscowości Szemud. Zatrzymujemy się w pobliskim sklepie, uzupełniamy zapasy picia i wyruszamy dalej. Wiatr da się odczuć, jednak jedzie się dość komfortowo. Odcinek 12km drogą wojewódzką nr 224 z Szemudu za Sopieszyno pokonujemy ekspresowym tempem.

Po długim zjeździe w dół zmieniamy drogę wojewódzką na nr 218. Bardzo często korzystamy z tej właśnie drogi wojewódzkiej, jednak nigdy nie jechaliśmy na odcinku Sopieszyno - Nowy Dwór Wejherowski. Ten właśnie odcinek zapamiętamy jako strasznie męczący, długi podjazd. Po dojeździe do Nowego Dworu Wejherowskiego kierujemy się na dobrze znaną nam drogę do Zbychowa.

Ze Zbychowa do Gdyni przez Redę jechaliśmy już wiele razy. Teraz decydujemy się na zupełnie inny, nietypowy powrót do domu. Najpierw dojeżdżamy do Reszek. Po wyjeździe ze wsi, zaczyna się polna droga. Odcinek, którym powinniśmy jechać dalej, jest zamknięty - chyba został podmyty podczas ostatnich opadów. Jesteśmy więc zmuszeni na jazdę w zupełnie innym kierunku i potem objazdem przy pomocy nawigacji w telefonie wracamy na właściwą drogę.



Po chwili z radością witamy asfalt, którym dojeżdżamy do Gacyn. Byliśmy zdziwieni co robi taki ładny asfalcik w samym środku lasu. Wszystko się wyjaśnia, kiedy widzimy tabliczkę z napisem "Teren wojskowy, wstęp wzbroniony". Tuż za terenem wojskowym kończy się asfalt i wjeżdżamy do lasu. Znowu przydaje się nawigacja. Po kilku kilometrach w lesie, wyjeżdżamy na ulicę Marszewską i ostatnie 7km pokonujemy asfaltem do domu.


Asfalcik w kierunku terenu wojskowego.



Wycieczka udana, oprócz dobrze znanych nam terenów, poznaliśmy dziś zupełnie nowe. Poza tym, widać poprawę kondycji, co nas cieszy. Jeszcze trochę pojeździmy i będziemy znowu gotowi na długie dystanse.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
63.10 km 0.00 km teren
02:31 h 25.07 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po okolicy

Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 15.07.2011 | Komentarze 1

Dzisiejsza pogoda z góry skreślała wszelkie plany rowerowe, jednak po południu słońce wyszło zza chmur. Nie zastanawiając się długo, o godzinie 15:15 Olaf umawia się z Przemkiem. Na początku szybki przejazd drogą wojewódzką nr 100 od Rumii do Pierwoszyna i powrót do miasta. Wszystko zapowiadało burzę, chmury były coraz ciemniejsze i spadały pierwsze krople deszczu, lecz po jakimś czasie nieco się rozjaśniło. Po godzinie Kamil także może już wyjść i od 16:30 kręcimy już we trójkę.

Gdy jesteśmy już w pełnym składzie, ruszamy w kierunku Koleczkowa, tam jedno kółko przez Kielno i Bojano i wracamy na drogę wojewódzką, którą jedziemy do Nowego Dworu Wejherowskiego. Odbijamy w kierunku Zbychowa, stamtąd już asfaltem przez las zjeżdżamy do Redy. Mieliśmy już wracać do domu, jednak zdecydowaliśmy się zrobić jeszcze kilka kilometrów. Zatem w Rumii ponownie wjeżdżamy na drogę nr 100, po pewnym czasie skręcamy w kierunku Kosakowa. Na bloga wstawiamy dystans zrobiony wspólnie.
Na jutro planujemy wycieczkę na kilka godzin, jednak wiatr urywa głowę. Wieje tak mocno, że ledwo da się jeździć.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
102.52 km 5.00 km teren
04:22 h 23.48 km/h:
Maks. pr.:48.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Śladem rozebranej linii kolejowej

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 3

Po dłuższej przerwie w końcu obaj znaleźliśmy czas na rower. Pogoda nareszcie dopisała i poza wiatrem było idealnie. Ruszamy dopiero o 16, wyjeżdżamy w kierunku Wejherowa. Wraz z wyjazdem z Gdyni kończy się ścieżka rowerowa, więc przez około 15 kilometrów (poza odcinkiem Reda-Wejherowo, gdzie jechaliśmy poboczem) trzeba przebijać się chodnikami. Mimo wszystko jedzie się bardzo lekko, bo dość mocno zawiewa w plecy. W Wejherowie odbijamy na drogę wojewódzką w kierunku Krokowej i za stromym podjazdem skręcamy w leśną, asfaltową drogę prowadzącą aż do Darżlubia. Ruch znikomy, na dodatek drzewa chronią przed wiatrem i słońcem. Jechało się nam na tyle dobrze, że postanowiliśmy, że będziemy częściej odwiedzać tamte rejony. Mieszkamy przecież blisko, a jeździliśmy tam tylko drogami wojewódzkimi.


Leśna, 10kilometrowa ścieżka rowerowa prowadząca do Darżlubia.

Wyjeżdżając z lasu kierujemy się do Mechowa – tam małe zakupy oraz szybka wizyta przed Mechowskimi Grotami. Nie było sensu wchodzić do środka, bo z autokaru, który mijał nas po drodze do Mechowa, wysiadła spora wycieczka dzieciaków i kierowała się właśnie do grot.


A oto i one, Groty Mechowskie z zewnątrz. Jak podaje wikipedia, jest to jaskinia sufozyjna, jedyna tego typu w Polsce i w Europie Północnej, osobliwość geologiczna, udostępniona do zwiedzania za opłatą.

Dalej jedziemy ścieżką rowerową, która doprowadzić ma nas do Starzyńskiego Dworu. Jest nią droga polna, jednak dość dobrze oznaczona. Po krótkim czasie wyjeżdżamy na szosę. Stamtąd widać już bardzo dobrze ścieżkę rowerową biegnącą po śladzie rozebranych torów kolejowych. Ma ona ponad 17 kilometrów i biegnie od Swarzewa do Krokowej. Niedawno za sprawą bloga Michuss'a dowiedzieliśmy się o istnieniu tej ścieżki rowerowej i postanowiliśmy wybrać się na bardzo podobną wycieczkę. Koszt inwestycji to ponad 3 miliony złotych otrzymane od Unii Europejskiej. Rozebrano tory kolejowe i w ich miejsce wylano asfalt. Jedzie się tam bardzo przyjemnie.



Ze ścieżki rowerowej zjezdżamy w Łebczu, lecz kiedyś napewno przejedziemy jej cały odcinek. Pogoda zaczyna się psuć. Słońce chowa się za chmurami, robi się chłodno a wiatr zrywa się coraz bardziej. Z Łebcza prowadzi już droga asfaltowa, co jakiś czas zjeżdżamy na ścieżki rowerowe mijanych wsi. Jastrzębia Góra w sezonie jest bardzo zatłoczona, a gdy byliśmy tam w marcu, nie było śladu życia. Siedzimy około pół godziny, przy okazji zjadamy po zapiekance.


Zatłoczona Jastrzębia Góra.


Nad Bałtyk też na chwilę podjechaliśmy.

Powrót jest jeszcze cięższy, zaczyna wiać coraz mocniej. W planach mieliśmy dojazd ścieżką z Łebcza do Swarzewa, jednak musielibyśmy kilka kilometrów jechać wprost pod wiatr, dlatego rezygnujemy. Jedziemy więc szosą do samego Pucka. Przejeżdżamy między wiatrakami, które przy takiej pogodzie działają na pełnych obrotach. Z chmur można przewidzieć burzę, powoli zaczyna kropić, jednak po chwili znów przestaje i tak prawie do samej Gdyni. Odcinek za Puckiem to nic specjalnego bo znamy go dobrze, z czasem wiatr słabnie i już na około 10 km przed metą w ogóle nie daje się we znaki.

Wycieczka jak najbardziej udana. W Jastrzębiej Górze byliśmy do tej pory tylko raz i do tego przejazdem, więc fajnie było się tam przejechać, zwłaszcza tak nietypową trasą. W najbliższym czasie postaramy się jeździć więcej, chociaż jak wynika z prognoz, pogoda może nam w tym mocno przeszkodzić. Gdy jechaliśmy dziś leśną ścieżką do Darżlubia i rozmawialiśmy podczas jazdy, zaplanowaliśmy nawet wypad kilkudniowy, który może uda nam się zorganizować w wakacje. Nic jednak nie jest pewne, tak więc teraz skupiamy się na poprawieniu kondycji, która spadła w ostatnich dniach.



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
312.16 km 6.00 km teren
12:50 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:50.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Wizyta w Chojnicach, czyli kolejny kapeć, Męcikał, Bory Tucholskie i Swornegacie

Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 06.07.2011 | Komentarze 11

Pogoda nareszcie zapowiadała się w miarę dobrze. Dzień przed wyjazdem sprawdzamy prognozę. Słońce, 25 stopni i jedynie przelotne opady. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten wiatr... Pobudka o 3, planowo mieliśmy wyjechać o 4, jednak wszystko przesunęło się o 20 minut. Wyjeżdżamy więc około godziny 4:20. Zachmurzenie z rana było stuprocentowe. Podczas gdy na co dzień jasno robi się już o godzinie 3:10, teraz nawet przed godziną 4 było jeszcze ciemno. Mimo to nie zrażamy się i jedziemy.

Najpierw standardowy przejazd do Kartuz. Następnie wjeżdżamy na znaną nam bardzo dobrze drogę wojewódzką 228. Po 15 kilometrach rozstajemy się z nią aby wjechać na skrót wzdłuż jeziora Raduńskiego Górnego. Po kilku minutach znowu wjeżdżamy na drogę wojewódzką, tym razem nr 214, którą bezpośrednio dojeżdżamy już do Kościerzyny. Do miasta, po przejechaniu prawie 70 km, wjeżdżamy o godzinie 7:10 z bardzo dobrym tempem i średnią prędkością na poziomie około 27 km/h. Mimo kaszubskich pagórków jechało się nam bardzo dobrze. W Kościerzynie odpoczywamy około 15 minut i najadamy się do syta. Kontaktujemy się także z Matim, który wyjechał z domu już o północy.


Jezioro Stężyckie.


Parafia rzymskokatolicka w Kościerzynie oraz jej miniatura.

Po wyjeździe z Kościerzyny kierujemy się na krajową 20. Po przejechaniu nią około 10km, zjeżdżamy na wojewódzką 235 i spotykamy się z Matim. Po kilku miesiącach znajomości "bajkstatsowej", fajnie było się w końcu spotkać :) Podczas gdy my na licznikach mieliśmy niecałe 80km, Mati jadąc od północy wykręcił już ponad 160 :D
Do Chojnic zostało 57 km, które przejechaliśmy wspólnie. Mati narzucił szybkie tempo, utrzymaliśmy je tylko dlatego, że jechaliśmy za jego plecami. W Chojnicach bylibyśmy więc bardzo wcześnie, lecz na jednej z górek Kamilowi zaczęło powoli schodzić powietrze z tylnego koła. W tym sezonie mieliśmy już kilka bardzo podobnych przygód, więc myśleliśmy, że coś wbiło się w oponę. Po wstępnym przeglądzie bieżnika, wszystko wyglądało jednak dobrze. Przy odkręcaniu nakrętki z wentyla okazało się, że to właśnie wentyl zawinił. Po prostu pękł i powietrze powoli uchodziło.


Taką tablicę mijamy po wyjeździe z Kościerzyny.

Trochę czasu straciliśmy więc na wymianę dętki, ale w Chojnicach i tak byliśmy dość szybko, bo około godziny 10:30. Po zakupach w Kauflandzie, Mati jako przewodnik po Chojnicach, pokazał nam bardzo ładny rynek chojnicki. Następnie zajechaliśmy pod bramę Człuchowską i pomnik tura. Usiedliśmy na ławce, a Mati pojechał do domu najeść się i przebrać. Pogoda zrobiła się idealna. Słońce piekło, jedynie wiatr nie ustawał, jednak do tej pory jadąc na południe w ogóle nam nie przeszkadzał. Wiedzieliśmy jednak, że powrót nie będzie łatwy.




Bardzo ładny, zadbany rynek w Chojnicach.


A to już pomnik tura - zwierzęcia, które przez lata zamieszkiwało Bory Tucholskie, aby potem zostać całkowicie wytępionym przez człowieka.


Brama Człuchowska.

Mati przyjechał po 30 minutach, więc ruszyliśmy dalej. Poprosiliśmy go o oprowadzenie nas po Borach Tucholskich. Ruszyliśmy więc do miejscowości Charzykowy i dalej asfaltem wzdłuż ogromnego jeziora Charzykowskiego. Przy okazji poznaliśmy tereny, po których Mati na co dzień śmiga. Potem wjechaliśmy już do Borów Tucholskich i po kilku kilometrach jazdy w terenie, zatrzymaliśmy się na chwilę przy Dębie Bartusiu.






Piękna zieleń Borów.


Bartuś we własnej osobie.

Już w Borach złapał nas deszcz, jednak drzewa skutecznie go zatrzymywały. Po wjechaniu na asfalt skryliśmy się na chwilę po daszkiem, ale niedługo przestało padać, więc pojechaliśmy dalej. Przejechaliśmy między jeziorami Charzykowskim i Karsińskim i dostaliśmy się do Swornegaci (tam obowiązkowe zdjęcie tablicy) :).
Potem sporo jeździliśmy po okolicy. Mati nawigował, my jechaliśmy za nim, nie znając tamtych terenów. Po wspólnie przejechanych 130 kilometrach rozstaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę. Dzięki za wspólną jazdę i pokazanie okolicy, Mati! :)


Jezioro Charzykowskie.

Z Matim rozstaliśmy się mniej więcej na połowie drogi wojewódzkiej Kościerzyna - Chojnice. Dopiero tutaj poczuliśmy wiatr, który zaczął nas bardzo spowalniać. W Kościerzynie zrobiliśmy jeszcze krótki postój. Wcześniej planowaliśmy nieco wydłużony powrót drogą 221 do Gdańska. Chcieliśmy zrobić tylko 300km więc postanowiliśmy wracać tą samą trasą aż do Gdyni.


Do Gdyni jeszcze kawał drogi!

Potem trzeba się było dostać do Kartuz. Kaszubskie pagórki zaczęły nas powoli wykańczać, więc w Kartuzach trzeba było także stanąć na chwilę. Był to nasz ostatni postój, do Gdyni jechaliśmy już bez przerwy. Wróciliśmy zgodnie z planem, o godzinie 21:30.

Mieliśmy opcję powrotu pociągiem z Kościerzyny – wróciliśmy rowerami, więc jest to pewnego rodzaju sukces. Ostatnie 100km jechaliśmy bez sił, w tym połowę pod wiatr. W drodze do Chojnic, jazda po Kaszubach to sama przyjemność, przy powrocie, każde niewielkie wzniesienie zniechęca do jazdy. Ogólnie rzecz biorąc, wycieczka się udała. Jest to już nasza czwarta 'trzysetka', poza tym jechaliśmy dobrym tempem i nie traciliśmy dużo czasu na postoje. Mimo wszystko, czuliśmy spore zmęczenie i na razie nie myślimy nawet o ponownym podejściu pod dystans 400km. Chyba przegapiliśmy ten moment, kiedy kondycja była najlepsza. Tymczasem Kamil wyjeżdża na Mazury, a po weekendzie odpadnie nam kilka dni, więc do wspólnego kręcenia powracamy za tydzień.


<em>Niektóre z miejscowości mijane po drodze. Przejeżdżaliśmy też przez Małe Swornegacie, więc mieliśmy wybór jeśli chodzi o rozmiary :D
Dlaczego mamy dwa Maksy? Kaszubi prawdopodobnie zażyczyli sobie, aby ich nazwa także widniała na tablicy.</em>




.
Kategoria powyżej 300 km


Dane wyjazdu:
24.50 km 0.00 km teren
01:07 h 21.94 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po południu na Babie Doły

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 1

Początek lipca nie rozpieszcza pogodą. Dziś mieliśmy jechać na długą trasę, jednak wstaliśmy o 3 nad ranem i poszliśmy dalej spać :D Przełożyliśmy planowaną, długą wycieczkę na kolejny dzień. Jednak, jako, że nie mieliśmy co robić, wybraliśmy się na Babie Doły. Po drodze minęliśmy pozostałości po Open'erze. Służby porządkowe zbierały śmieci porozrzucane po okolicy. Przejeżdżaliśmy tam około godziny 14.30, a Open'er skończył się nad ranem.

Zajrzeliśmy na plażę, zrobiliśmy zdjęcia starej torpedowni i ruszyliśmy w drogę powrotną szykować się na jutrzejszą wycieczkę.






Torpedownia na zbliżeniu. Z tego, co pamiętamy, kiedyś kręcili na jej terenie jeden z odcinków serialu "Kryminalni".

.
Kategoria do 49 km