Wpisy archiwalne Sierpień, 2011, strona 1 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1221.71 km (w terenie 14.00 km; 1.15%)
Czas w ruchu:56:33
Średnia prędkość:21.60 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:122.17 km i 5h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
32.08 km 0.00 km teren
02:28 h 13.01 km/h:
Maks. pr.:31.20 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po mieście

Wtorek, 30 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 3

Dziś wyszliśmy w trójkę z Przemkiem pokręcić się po mieście. Pogoda nie sprzyjała, 17 stopni, silny wiatr, zachmurzone niebo. Najpierw przejechaliśmy się do centrum Gdyni, potem po dzielnicy. Przy okazji pobiliśmy rekord najmniejszej średniej prędkości :).

Sierpień powoli się kończy, a razem z nim wakacje. Przez całe wakacje pogoda na Pomorzu nie sprzyjała kręceniu. Jak nie mocny wiatr, to deszcz. Udało się nam jednak przejechać dwie trasy ponad 300km. Poza tym 2 dni spędziliśmy na Kaszubach na działce Przemka, a najbardziej zadowoleni jesteśmy z sierpniowego wypadu do Poznania.

Sierpień kończymy z 1220 kilometrami. Biorąc pod uwagę, że razem jeździć zaczęliśmy dopiero od 10 sierpnia, jest to w miarę dobry wynik. Olaf kręcił od początku miesiąca pod nieobecność Kamila, więc sierpień kończy z dużo większą liczbą przejechanych kilometrów - 1820.

A teraz parę fotek z Gdyni.


Dworzec Gdynia Główna w remoncie. Nareszcie!


Charakterystyczne dla naszego miasta - fontanny na skwerze Kościuszki.


Centrum Gemini, a w tyle Sea Towers.


Pogoda nie sprzyjała plażowaniu.


Przystań jachtowa.

A kto chciałby zobaczyć więcej Gdyni, odsyłamy do naszego wpisu z czerwca. LINK.

.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
173.46 km 0.00 km teren
10:46 h 16.11 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Poznań - dzień 2

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 2

O godzinie 10 musieliśmy opuścić pokój - zdążyliśmy się wyspać pomimo
wczorajszego dystansu i kilka minut po 10 byliśmy już na ławce przed ośrodkiem. Najpierw zjedliśmy śniadanie, przy okazji dokarmiając chipsami kilka gołębi. Pogoda od rana nienajlepsza, nawet z prognoz ciężko było wywnioskować co tak naprawdę nas dziś czeka. Po kilkunastu minutach zaczął padać deszcz więc udajemy się pod nasz hostel. Wraz z deszczem przyszła burza, odczekujemy kilkanaście minut i około godziny 11 30 ruszamy na stare miasto.


Oto nasz hostel. Olbrzymi obiekt - akademik, który na wakacje przyjmuje gośći.

Po dotarciu na rynek znów zaczęło padać i musimy się chować. Mimo wszystko, o godzinie 12 podjeżdżamy pod ratusz by zobaczyć poznańskie koziołki. Trochę nas zmoczyło,potem znów przeczekujemy deszcz by wyjechać na dalsze zwiedzanie Poznania. W planach mieliśmy między innymi Stadion Miejski, lotnisko Poznań Ławice, Międzynarodowe Targi Poznańskie oraz Jezioro Maltańskie. Pogoda po jakimś czasie się poprawiła, do końca dnia było już baaardzo ciepło i słonecznie.




Stary rynek poznański jest bardzo ładny, szczególnie w nocy, kiedy kamieniczki są podświetlone.


Koziołki :)

[
Okazały ten ratusz.




Teatr Wielki.




Pomnik upamiętniający krwawo stłumiony czarny czwartek poznański.


Akademia muzyczna.





Stadion nie był dostępny do zwiedzania, ale po jego objechaniu znaleźliśmy otwarte wejście dla pracowników. Wykładali oni nową murawę po ostatnich zawodach Red Bull X Fighters. W tym samym czasie po trybunach chodziła grupa rosyjskich turystów. Zrobiliśmy kilka zdjęć, po czym skierowaliśmy się na trybunę. Nagle podszedł do nas jakiś facet i powiedział, że w tej chwili obserwuje nas 15 kamer, zaraz zjawi się tu ochrona i nie będzie wesoło :D Dodał, że wystarczy abyśmy zapytali się ochrony o wejście. Wyjechaliśmy więc ze stadionu i pojechaliśmy do siedziby ochrony zapytać się o pozwolenie. Niestety spóźniliśmy się, wejść można wycieczkami, a Rosjanie wsiadali już do autokaru. Mimo wszystko, zdjęcia wnętrza stadionu są :))











Następnie pojechaliśmy rzucić okiem na lotnisko.


Trochę się zawiedliśmy. Terminal nie wygląda zbyt ciekawie. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że jest to stary obiekt. Nowy znajduje się kilkaset metrów dalej :)






A to już uniwersytet medyczny.




Chyba najwyższy budynek w Poznaniu, choć powstają już wyższe. Miasto bardzo prężnie się rozwija.


Centrum Handlowe Stary Browar.


Przejazd nad Wartą.

Kolejnym przystankiem podczas naszego zwiedzania Poznania było Jezioro Maltańskie i znajdujące się na nim obiekty przeznaczone do regat, jak też inne atrakcje.








Stok narciarski nad Maltą.




Około godziny 17 wyjeżdżamy z Poznania na krajową 5 w kierunku Gniezna. Na całym odcinku mamy do dyspozycji pobocze więc jedziemy bez przeszkód. Za Pobiedziskami podjeżdżamy pod 3 stare wiatraki będące częścią Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. W tym miejscu postanawiamy zobaczyć inne atrakcje Wielkopolskiego Parku Etnograficznego, tak więc kilka kilometrów dalej zjeżdżamy w kierunku Jeziora Lednickiego. Niestety wszystkie skanseny całego kompleksu są pozamykane od ponad godziny, zajeżdżamy więc na Ostrów Lednicki. Wszędzie muzea, skanseny - widać, że jesteśmy już niedaleko pierwszej stolicy Polski.








To monstrum czaiło się na nas przez cały czas gdy oglądaliśmy wiatraki!


Komuś się nieźle nudziło :D



Po dojechaniu do Muzeum Pierwszych Piastów w Ostrowie Lednickim okazuje się, że zdecydowana większość skansenu znajduje się na wyspie na jeziorze, dokąd pływa prom. Niestety wszystko o tej godzinie (około 19) jest już nieczynne więc przejeżdżamy tylko bramę wjazdową do muzem i wracamy na krajową piątkę.


To właśnie wyżej wspomniana przeprawa promowa.



Po powrocie na krajową piątkę pobocze jest już niestety węższe, lecz po kilku kilometrach wjeżdżamy na drugą jezdnię, która nie jest jeszcze dopuszczona do ruchu. Prawdopodobnie powstaje obwodnica Gniezna, szczegółów nie znamy, ważne, że całe dwa pasy dla nas! :D




Powoli wjeżdżamy do Gniezna, podczas gdy zaczyna zachodzić słońce.

Najpierw podjeżdżamy pod Katedrę, w której pochowani są pierwsi polscy władcy.
Następnie kręcimy się po bardzo zadbanym, gnieźnieńskim rynku i po krótkich zakupach ruszamy w drogę powrotną.


Katedra gnieźnieńska.




Bardzo zadbany rynek w Gnieźnie.



Zaczyna się powoli ściemniać - na szczęście pociąg do Gdyni mamy dopiero przed godziną 3 w nocy i raczej nie musimy się spieszyć.
Zajeżdżamy jeszcze nad jezioro w centrum miasta, z fontanną na jego środku. Przypomina nieco Poznańską 'Maltę', można objechać je w całości rowerem. Do Poznania wracamy już po zmroku. Trzeba przyznać, że z porządnym oświetleniem oraz po dobrej jakości drodze, nocą jedzie się znakomicie, dużo przyjemniej niż za dnia.



Około godziny 23 jesteśmy z powrotem w Poznaniu. Najpierw wita nas korek związany z przebudową jednej z głównych dróg, gdzie ruch odbywa się wahadłowo. Naliczyliśmy pond 60 tirów stojących w jednym rzędzie, czekających na światłach.



Mamy dość sporo czasu tak więc ruszamy znowu nad jezioro Maltańskie i postanawiamy je objechać, tym razem całe dookoła. Następnie podjeżdżamy
na stare miasto, by zobaczyć jak wygląda nocą. Okazuje się, że o tej porze (jest już 1 w nocy) rynek tętni życiem tak samo, jak za dnia - pootwierane są prawie wszystkie bary i restauracje a ludzi w tak ciepłą noc jest mnóstwo. Nie brakuje też policji.


Ta sama fontanna na Malcie, tyle że podświetlona.




Logo Euro 2012 tuż nad Maltą.


Podświetlony most Biskupa Jordana oraz Katedra Poznańska, dokładniej - Bazylika archikatedralna Świętych Apostołów Piotra i Pawła.


A tutaj to samo, z bliska.






Podświetlony ratusz.




Hotel Andersia.

Jeśli mowa o Policji, ta zatrzymała nas cywilnym autem gdy jeździliśmy po mieście, sprawdzając co dwóch rowerzystów robi na ulicy o tej porze. Policjanci ubrani po cywilu sprawdzili nasze dokumenty, częściowo też plecaki, chwilę porozmawiali z nami o naszym wyjeździe i po kilku minutach pojechali dalej. Podjechaliśmy po raz kolejny na stadion licząc na jego ładne oświetlenie nocą. Niestety w takim stanie można go zobaczyć chyba tylko podczas meczu, koncertu lub innego rodzaju imprezy.

Zostało już niewiele czasu, dlatego zamiast zakupów w oddalonym o 8 kilometrów Tesco, kupujemy picie na stacji benzynowej na drogę powrotną pociągiem. Na peronie zamawiamy jeszcze 'kolację' w postaci marnych zapiekanek za 3,90.


To już ostatni punkt naszej wycieczki.

Pociąg podjechał 10 minut wcześniej. Podczas gdy z trudem załadowaliśmy jeden rower, podeszła do nas konduktorka i kazała iść z rowerami dalej, mimo że wsiadaliśmy zaraz przy pomieszczeniu z wieszakami na jednoślady. Idziemy kawałek za nią i po chwili stwierdza: 'jednak się pomyliłam, byliście przy odpowiednim miejscu'. Zdenerwowani wracamy z powrotem próbując ponownie wnieść rowery przez ciasne drzwi, nie obyło się bez pomocy innych pasażerów.

Niestety Wszystkie przedziały były pozajmowane, bynajmniej ludzie zajmowali je dla siebie kładąc na siedzenia bagaże lub 'rozwalając' się na 4 miejscach na raz.
Nie było innego wyjścia jak zostać w pomieszczeniu z rowerami i tam znaleźć sobie miejsce. Przez 7 godzin podróży planowaliśmy spać, w tym wypadku pozostało nam jedynie położyć się na podłodze. Było bardzo zimno i niewygodnie, chyba znacznie wygodniejszą i lepszą opcja byłby nocleg na kolejną noc i powrót rowerami następnego dnia :). Jakoś przetrwaliśmy noc i powygniatani z każdej strony po 7 godzinach leżenie na podłodze, około godziny 9:30 jesteśmy na dworcu w Gdyni, stamtąd 7 kilometrów wracamy do domów.



Cały wypad wyszedł nam znakomicie - prawie bezwietrznie oraz względnie dobra pogoda. Głównie cieszy rekordowy dystans, który nie sprawił nam prawie żadnych problemów. Po przyjeździe do Poznania mieliśmy siły na co najmniej 400 kilometrów, a przy pomocy czegoś na sen - może nawet więcej. Cieszy także to, że na drugi dzień byliśmy w stanie wyciągnąć jeszcze całkiem spory dystans. Niestety wakacje się kończą a chcielibyśmy jeszcze w tym sezonie zaliczyć 400 kilometrów. Wiatr do końca sierpnia nie pozwala nam na nic dłuższego, liczymy jednak na to, że uda się zorganizować jakiś wypad we wrześniu.

TYMCZASEM - POZNAŃ JAK NAJBARDZIEJ NA PLUS! i z tym akcentem kończymy wpisy z naszej dwudniowej eskapady :)

Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z aparatu Kamila.
Natomiast całość, czyli 250 zdjęć dostępne TUTAJ. (aparat Olafa).

Dane wyjazdu:
350.55 km 3.00 km teren
14:45 h 23.77 km/h:
Maks. pr.:52.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rekordowy Poznań!

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 11

Wypad do Poznania był już w planach od pewnego czasu. Na jego realizację przyszło nam jednak trochę poczekać. Po dokładnym przeanalizowaniu prognoz pogody, zarezerwowaniu noclegu i zgadaniu się ze znajomymi bajkerami, w końcu można było wyjechać. Prognozy wskazywały na minimalny wiatr, co bardzo nas cieszyło. Jednak, w nocy, gdy się budzimy, drzewa aż wyginają się od podmuchów. Mimo to nie zrażamy się, jesteśmy pewni, że jadąc wgłąb Polski, wiatr stopniowo ucichnie.

Przed wyjazdem udało nam się dosyć dobrze wyspać, co przy ostatnich długich trasach było rzadkością. Pełni sił wyjeżdżamy więc kilka minut po godzinie 2 w nocy. Pierwsze 35km jedziemy świetnie znaną nam drogą do Kartuz. Pierwsze 10km do Koleczkowa to podjazd, który trochę nas zmęczył. Być może to dlatego, że jeszcze nigdy o tak wczesnej porze nie atakowaliśmy takiej różnicy poziomów.

Przez większość trasy towarzyszyła nam całkowita ciemność i nieoświetlone, wiejskie drogi. Obaj mieliśmy lampki przymocowane do kierownicy oraz dodatkowo Kamil oświetlał drogę bardzo mocną latarką czołową. Jadąc wioskami, co jakiś czas słyszeliśmy szczekanie psów, jednak nie spodziewaliśmy się, że w okolicach Czeczewa (15 km od Kartuz) prawdopodobnie brama jednej z działek nie będzie szczelnie zamknięta :D Nagle usłyszeliśmy głośne szczekanie psa a po chwili Kamil czuł go już na swojej nodze. Nie oglądając się za siebie, wyrwaliśmy do przodu jak najszybciej. Udało się uciec w porę :)



Kilkanaście minut przed godziną 4 meldujemy się w Kartuzach i bez zatrzymywania się kontynuujemy jazdę drogą wojewódzką (gdzie mijamy pierwszego rowerzystę) aż do Egiertowa. Wiatr powoli zaczynał się nad nami litować, jechało się więc przyjemnie. W Egiertowie na moment wjechaliśmy na krajową 20, jednak po chwili byliśmy już z powrotem na drodze wojewódzkiej, którą jechaliśmy do Grabowskiej Huty. Tam rozstaliśmy się z cywilizowanymi drogami i zjechaliśmy na ponad 50km na wiejskie, jednak co ważne, wciąż asfaltowe drogi. Powoli zaczęło się rozjaśniać.



W pewnym momencie źle skręciliśmy i byliśmy zmuszeni objeżdżać jezioro Gatno drogami polnymi. Po godzinie 7, w miejscowości Wiele zatrzymaliśmy się na chwilę na śniadanie. Następnie dotarliśmy do Lubni, gdzie wjechaliśmy na wojewódzką 235, którą dojechaliśmy już prosto do Chojnic. Jadąc 50km drogami lokalnymi, udało nam się sprawnie ominąć Kościerzynę.


Po drodze przejeżdżaliśmy też przez Wdzydzki Park Krajobrazowy.

W Chojnicach byliśmy o 9:30 i zaczęliśmy rozglądać się za kierunkiem na Człuchów. Zatrzymaliśmy się pod McDonald'em, który był dla nas, nieznających dobrze Chojnic, bardzo dobrym punktem na spotkanie. Po chwili podjechał Mati94.

Pogoda była fantastyczna - ciepło, ale nie gorąco, słonecznie oraz bezchmurnie. We trójkę kontynuowaliśmy jazdę, najpierw do Człuchowa, gdzie znajdują się ruiny niegdyś bardzo okazałego zamku krzyżackiego, a potem do Debrzna, za którym wjechaliśmy do województwa Wielkopolskiego. Poznań na wyciągnięcie ręki, 180km na liczniku, większość już za nami :)


Zamek krzyżacki w Człuchowie - drugi po Malborku pod względem wielkości w Polsce. Był najtrudniejszym do zdobycia obiektem na Pomorzu. Rezydował w nim Ulrich von Jungingen i Konrad von Wallenrode. Do dziś przetrwały mury, wieża i nie odkryte do dziś podziemia. Ze względu na małą aktywność samorządową obecnie zamek nie jest praktycznie restaurowany od czasu pożaru, a szkoda.



Po przekroczeniu granicy województw Pomorskiego i Wielkopolskiego, następną miejscowością, jaką minęliśmy, był Złotów, który nie przyciągnął niczym naszej uwagi. Jedziemy więc dalej i zatrzymujemy po 7 kilometrach, w Krajence, gdzie rozstajemy się z Matim, który jedzie w dalszym ciągu drogą 188 do Piły, my zjeżdżamy na 190 w kierunku Wągrowca.


Za Krajenką, w Podróżnej złapał nas głód.

Po przecięciu krajowej 10 oraz rzeki Noteć, wjeżdżamy do Szamocina. Tam czeka nas dość mocny zjazd, a chwilę później podjazd. Takiego urozmaicenia terenu nie mieliśmy już od dobrych kilkudziesięciu kilometrów.


Most nad Notecią.


Wiatraki w okolicy Margonina, niczym nad zatoką Pucką.

Po dojechaniu do Margonina, kierujemy się do sklepu aby uzupełnić płyny. Przy okazji kontaktujemy się z Grigorem, z którym planowaliśmy spotkać się przed Poznaniem.


Rynek w Margoninie.

Z Margonina do Wągrowca zostało nam już tylko nieco ponad 20km, więc, bez dłuższego postoju, ruszamy dalej. Na miejscu mamy do odwiedzenia dwie atrakcje - Borek Łakińskiego oraz skrzyżowanie rzek. Błądzimy trochę po Wągrowcu, ale w końcu udaje się znaleźć obydwa miejsca.


To nie Egipt, to Polska! Serio.
Franciszek, Jerzy Łakiński żył w latach 1767- 1845. Był zasłużonym, odznaczonym wieloma orderami człowiekiem, między innymi Rotmistrzem Wojsk Polskich. W swoim testamencie naszkicował grobowiec, w którym chciał zostać pochowany, stąd ta piramida w środku lasu w okolicy Wągrowca :)





Skrzyżowanie rzek Wełny i Nielby pod kątem prostym w Wągrowcu. To ewenement przyrodniczy na skalę światową, tym bardziej, że nurty obu rzek nie kolidują ze sobą. Bardzo ciekawe, nietypowe miejsce.


Za granicami Wągrowca mijamy taką tabliczkę. Zostało już naprawdę niewiele!

Przed Skokami kontaktujemy się jeszcze z Grigorem i na około 30km przed Poznaniem w końcu się spotykamy :) Chwilka rozmowy, a potem Grigor wskakuje na czoło naszego trzyosobowego peletonu i dyktuje niezłe tempo :D Pomimo przekroczonych 300km na liczniku udaje nam się utrzymać za jego plecami.
Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o znajdujący się nieopodal szosy dąb. Bardzo okazałe "drzewko". Zdjęcie naszej trójki możecie zobaczyć we wpisie Grigora, TUTAJ.


A to właśnie to niewinne drzewko.

Parę kilometrów przed Poznaniem Grigor skręca w dróżkę dojazdową do jego miasteczka a my jedziemy dalej prosto aż do tabliczki.



W Poznaniu byliśmy około godziny 20:30. Pokręciliśmy się jeszcze chwilkę po mieście, pojechaliśmy do Tesco i zameldować się w recepcji hostelu.
Mieliśmy jeszcze sporo sił i bez większych problemów moglibyśmy dobić do 400km. Zdecydowaliśmy jednak, że lepiej będzie pojechać jak najszybciej do hostelu i pójść spać. Doba hostelowa kończyła się następnego dnia o 10 rano, dlatego woleliśmy się wyspać i mieć więcej sił na kolejny dzień jazdy po Wielkopolsce.

Mati i Grzesiek, serdeczne dzięki za wspólną jazdę!

Poznań - dzień 2





.

Dane wyjazdu:
200.81 km 0.00 km teren
08:13 h 24.44 km/h:
Maks. pr.:57.60 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dwusetka

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 5

Podczas gdy Olafa rower stał w serwisie i czekał na wymianę całego napędu, Kamil namawia Przemka i we dwójkę ruszają. Celem było 200km - Kamil chciał się sprawdzić przed zbliżającą się długą trasą. Wpis i kilometry dodajemy, bo jak pisaliśmy ostatnio, kilometry się zgadzają (Olaf nabił sporo kilometrów pod nieobecność Kamila na początku miesiąca).

Ruszamy około godziny 9:30. Pierwsze 25km to jazda po kaszubskich pagórkach aż do Przodkowa. Tam wchodzimy na chwilę do pobliskiego sklepu a potem kontynuujemy jazdę już drogą wojewódzką nr 224 przez Szemud do Wejherowa. Następnie wjeżdżamy na bardzo dobrze nam znaną wojewódzką 218 i dojeżdżamy do Krokowej.

Tam rozpoczyna się ścieżka rowerowa utworzona w miejscu linii kolejowej, na którą wjeżdżamy. Dalsza część wycieczki jest więc taka sama jak ostatnio, gdy również przejechaliśmy całą długość tej ścieżki. Po drodze zajechaliśmy jeszcze nad przystań jachtową w Pucku oraz rynek miasta, który jest rozkopany od początku roku. Z tego co udało nam się dowiedzieć, prowadzone są tam badania archeologiczne.









Około godziny 16 ze 140km na liczniku wracamy do domu na obiad i po godzinie wyjeżdżamy jeszcze dobić 200 kilosów kręcąc się po okolicy Trójmiasta. Średnia po pierwszej części wycieczki wynosiła około 25.3 km/h, potem spadła ze względu na liczne podjazdy i rozleniwienie po godzinie odpoczynku :)


W ostatnim czasie zaszły małe zmiany przy naszych rowerach - przed tygodniem Kamil założył cieńsze opony (1.5), Olaf wymienił napęd przy wcześniej wspomnianym serwisie.

.
Kategoria od 200 do 299 km


Dane wyjazdu:
29.74 km 0.00 km teren
01:50 h 16.22 km/h:
Maks. pr.:39.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Lajtowo po mieście

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 0

Wyszliśmy z Przemkiem w trójkę pokręcić się po mieście, bardziej po to żeby pogadać i się pośmiać niż żeby pojeździć :)
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
128.94 km 3.00 km teren
05:31 h 23.37 km/h:
Maks. pr.:68.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Elektrownia atomowa oraz fundusze unijne, czyli jak zmienić wieś w metropolię :)

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 4

Wyjeżdżamy po godzinie 12 kierując się w stronę Wejherowa. Pogoda taka sobie - sporo chmur, co jakiś czas mocne podmuchy wiatru, ale słońce przebijało się, więc nie było najgorzej. Po dojechaniu do Wejherowa przez Rumię i Redę, kierujemy się do miejscowości Nadole, gdzie niedawno byliśmy. Znowu mijamy elektrownię wodną Żarnowiec i po chwili dojeżdżamy do miejsca, gdzie Przemkowi ostatnio odpadła połowa kierownicy, tym razem nic podobnego się na szczęście nie stało :)

Posiedzieliśmy trochę na ławce w Nadolu żeby odpocząć przed wymagającym podjazdem w stronę Gniewina. Ostry podjazd jest zrozumiały - jedzie się bowiem równolegle do ogromnych rur które zaczynają się na szczycie górki a kończą w budynku elektrowni wodnej. Na górze znajduje się sztuczny zbiornik. Woda pompowana jest do góry a potem spada rurami w dół do budynku elektrowni, wytwarzając energię. Niedaleko zbiornika znajduje się wieża widokowa 'Kaszubskie oko'. Znowu odsyłamy do naszego marcowego WPISU, w którym znajduje się zarówno więcej zdjęć wieży widokowej, elektrowni wodnej, jak też hotelu Nadole, z którego już nic nie zostało (ostatnio pisaliśmy o tym więcej).




Dinozaury na terenie wieży widokowej.

Naszym głównym celem wycieczki była miejscowość Gniewino. Dowiedzieliśmy się ostatnio, że będzie to ośrodek treningowy na zbliżające się Euro 2012. Z tej okazji ze wsi zrobiło się całkiem fajne miasteczko. Wszystko za sprawą funduszów unijnych, stąd tytuł wpisu.

Kilkaset metrów za wieżą widokową napotykamy pierwszy ślad dający do zrozumienia, że coś będzie się tu działo za niecały rok. Rondo Kazimierza Górskiego i betonowe piłeczki. Jadąc dalej mijamy billboard wyjaśniający o co chodzi oraz zegar odliczający czas do rozpoczęcia się mistrzostw. Wzdłuż ulicy biegnie nowiutka promenada ze ścieżką rowerową oraz ławkami. Kto by się spodziewał takich atrakcji w Gniewinie jeszcze 2 lata temu :O







Dojeżdżamy do centrum Gniewina i podążamy za tabliczkami 'Stadion'. Mijamy Halę Widowiskowo-Sportową i dojeżdżamy do stadionu gminnego, sporego hotelu wybudowanego najprawdopodobniej dla zawodników oraz drugiego boiska i otaczających je obiektów. Robi to wrażenie.







Gdy zobaczyliśmy już co mieliśmy zobaczyć, wróciliśmy z powrotem pod wieżę widokową i zjechaliśmy tym samym zjazdem, pod który jakiś czas temu musieliśmy wjechać. Nowy rekord prędkości - 68,6 km/h :D

Początkowo w planach mieliśmy wrócić z powrotem na drogę wojewódzką i udać się do Krokowej, jednak zmieniamy założenia i jedziemy rzucić okiem na niedoszłą, jedyną Polską elektrownię atomową Żarnowiec. Pewnie słyszeliście co nie co - kiedyś głośno było o tym w mediach przy okazji tematu energii atomowej w Polsce, czy katastrofy Fukushimy. Oto zdjęcia:


3 spore budynki mieszkalne, które miały być przeznaczone dla pracowników elektrowni. Teraz nadaje się to tylko do wyburzenia.


A to właśnie niedoszła elektrownia atomowa, a w zasadzie betonowa obudowa jednego z reaktorów. Zdjęcie zrobione na przybliżeniu, niestety nie da się podejść bliżej.


Bardzo fajny filmik pokazujący ten obiekt z bliska.

Trochę zgłodnieliśmy, więc jedziemy do Krokowej, gdzie najadamy się do syta w tamtejszej pizzerii. Następnie wjeżdżamy na ścieżkę rowerową utworzoną na linii kolejowej. Kiedyś mieliśmy przyjemność nią jechać, jednak tylko kawałek. Teraz przejechaliśmy cały dystans z Krokowej do Swarzewa (18km). W miejsce rozebranej linii kolejowej wylano asfalt. Koszt inwestycji to ponad 3 miliony złotych, trzeba przyznać - świetnie wykorzystanych. W mgnieniu oka pokonujemy całą długość ścieżki i wyjeżdżamy w Swarzewie.


Jakiś kościółek w Krokowej.


A to wyżej opisana ścieżka rowerowa w miejscu rozebranej linii kolejowej. Oby więcej takich inwestycji na Pomorzu.

Następnie znowu ścieżką rowerową, tym razem biegnącą wzdłuż zatoki puckiej dojeżdżamy do Pucka i wracamy standardowo do Gdyni. Wyjazd bardzo udany.
Przy okazji musimy wspomnieć, że ostatnie 4 wpisy (wraz z dzisiejszym) nie jechaliśmy w pełnym składzie. Olaf był w tym czasie w Lubawie, jednak jechał tam rowerem. Poza tym zdążył nabić w sierpniu już dużo więcej kilometrów, kiedy Kamil był w Tatrach. Kilometry się więc zgadzają, więc dodajemy wpisy. Teraz będziemy już jeździć razem :) W najbliższym czasie planujemy zorganizować wyjazd, w którym prawdopodobnie padnie nowy rekord dystansu. Trzymajcie kciuki!



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
59.72 km 0.00 km teren
02:35 h 23.12 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Z Przemkiem

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 2

Przemek kupił już nową kierownicę :)
60km po okolicy. Trasa: Koleczkowo-Kielno-Bojano-Koleczkowo-Bieszkowice-Nowy Dwór Wejherowski-Zbychowo-Reda-Rumia-Dębogórze-Kosakowo-Gdynia
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
101.65 km 0.00 km teren
04:09 h 24.49 km/h:
Maks. pr.:53.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Stówka

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

100km kręcenia się po okolicy, bez pomysłu.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
39.17 km 0.00 km teren
01:39 h 23.74 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po okolicy

Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

Krótka przejażdżka po okolicy.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
105.59 km 8.00 km teren
04:37 h 22.87 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rozebrany hotel w Nadolu oraz "małe" problemy z kierownicą :D

Środa, 10 sierpnia 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 5

Kamil wrócił już z Tatr i po 2 tygodniach w końcu wracamy do wspólnej jazdy. Pogoda nie poprawiła się, wręcz przeciwnie - jest jeszcze gorzej niż w lipcu. W ostatnich dniach zaczęło mocno wiać tak więc trasę ustaliliśmy właśnie pod kątem panującego wiatru.

Wyruszamy w trójkę, wraz z Przemkiem. Najpierw udajemy się do Wejherowa jadąc pod wiatr, tam odbijamy na drogę wojewódzką w kierunku Krokowej wiodącą przez zalesione tereny. Bez wiatru po gładkim asfalcie jedzie się bardzo szybko, niestety wielu turystom jadącym w kierunku nadmorskich kurortów bardzo się spieszy i mijają nas z prędkościami porównywalnymi do tych na autostradzie. Po ponad 10 kilometrach skręcamy w kierunku Gniewina i po jakimś czasie mijamy elektrownię wodną Żarnowiec.



Chcieliśmy sprawdzić się na podjeździe, który na początku sezonu sprawił niemały problem (jest to jeden z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszy podjazd na Pomorzu) i przy okazji wejść (tym razem legalnie) na punkt widokowy 'Oko kaszubskie'. Niestety w Nadolu rower Przemka doznaje bardzo nietypowego defektu. Fakt, rower może i jest leciwy, ale kto by przypuszczał, że kierownica przełamie się na pół? :D Zamiast myśleć jak wrócić z takim defektem, śmiejemy się wszyscy przez dobre kilkanaście minut. Dojeżdżamy do sklepu na szybkie zakupy a następnie zastanawiamy się nad drogą powrotną.


I jak tu się nie śmiać :D

Z tej okolicy nie jeżdżą żadne pociągi, tak więc trzeba dostać się do Pucka lub Wejherowa. Do Wejherowa było około 20 kilometrów, jednak jazda po tak ruchliwej ulicy z tego typu awarią jest szalenie niebezpieczna. Do Pucka mieliśmy trochę więcej, bo 27 kilometrów, jednak zdecydowanie mniej uczęszczanymi drogami, więc namówiliśmy Przemka na tą właśnie opcję.

Zajechaliśmy jeszcze na chwilę pod nasz ulubiony hotel w Nadolu. Gdy byliśmy tam w marcu, stał nienaruszony, lecz ogrodzony i nadający się wyłącznie do rozbiórki. Gdy pojechaliśmy tam w kwietniu, rozbiórka trwała już w najlepsze. Teraz pozostały już tylko sterty gruzu. Olbrzymi, PRLowski hotel zniknął na dobre.

Najciekawsze zdjęcia dostępne są
TUTAJ, gdzie dokładnie opisaliśmy naszą marcową wycieczkę. Możecie porównać sobie hotel sprzed kilku miesięcy, do sterty gruzu zamieszczonego niżej.


Tyle pozostało z hotelu..


Zajechaliśmy także na moment nad jezioro Żarnowieckie.

Przemek chwyta więc połowę kierownicy w lewą dłoń, a tą ułamaną część trzyma przy nodze zmieniając co jakiś czas przerzutki lub hamując :). 8 kilometrów to droga gruntowa, dalej jedziemy już asfaltem z wiatrem w plecy. Nawet maszyna z połową kierownicy wyciągała bez problemu 40 km/h :D. W Pucku Przemek wsiada w pociąg nie chcąc dalej narażać swojego zdrowia, a my wracamy rowerami - każdy własnym tempem.


Koniec wycieczki dla Przemka i jego nie do końca sprawnego roweru.

Do końca wakacji chcemy zorganizować jeszcze 2 długie trasy i wypad kilkudniowy, będziemy jeździć bardzo często niestety jesteśmy prawie w pełni zależni od pogody, która doprowadza nas powoli do furii.

Kategoria od 100 do 149 km