Bałkany 2017 - Dzień 23 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Dane wyjazdu:
100.69 km 0.00 km teren
04:38 h 21.73 km/h:
Maks. pr.:43.41 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bałkany 2017 - Dzień 23

Piątek, 25 sierpnia 2017 · dodano: 03.07.2018 | Komentarze 0

Nad ranem ewidentnie nie mieliśmy ochoty zbierać się zbyt wcześnie. Korzystamy z udogodnień w postaci snu na miękkim podłożu, jakim jest łóżko, a potem leniwie wykonujemy wszelkie poranne czynności. Wyjeżdżamy przez to dopiero o 12:00. Pierwszy cel – sklep. Później chcieliśmy pojechać jakimś nadmorskim bulwarem do Durres. Niestety nic takiego na przedmieściach nie zastajemy, a przemieszczać musimy się kiepską drogą biegnącą w pobliżu brzegu. Odwiedzamy też plażę, bo ta różni się od pozostałych, które wcześniej widzieliśmy. Wybrzeże nie jest tu górzyste, więc plaża jest piaszczysta i szeroka – mniej więcej jak u nas w Sopocie :). Odpoczywać tu razie nie zamierzamy, bo nasze plany zakładają nocleg nad wodą na koniec dnia. Wybieramy za to zwiedzanie Durres, które ma do zaoferowania kilka zabytków. Jest to drugie największe miasto Albanii – jednocześnie największe, które odwiedzimy w tym kraju (do stolicy - Tirany trochę nam nie po drodze). Odwiedzamy między innymi okolice Wielkiego Meczetu czy ruiny rzymskiego amfiteatru. Nasza flaga przyciąga wielu rodaków, którzy wypytują z zaciekawieniem o naszą podróż. 


Piaszczysta plaża to rzadki widok po tej stronie Adriatyku 










Ruiny rzymskiego amfiteatru w Durres (z II w. n.e.)

Gdy już zakupiliśmy pocztówki, można było uciekać poza miasto. Droga wylotowa znów niezbyt przyjemna do poruszania się rowerami. Teraz trzeba po prostu przebrnąć dobre paredziesiąt kilometrów by przemieścić się w kolejny, bardziej atrakcyjny rejon. Upał dokucza niesamowicie i w pierwszym większym mieście, Fushe-Kruje, zatrzymujemy się wycieńczeni pod sklepem by zaopatrzyć się w zimne napoje. Po jedzenie podjechaliśmy do jakiegoś małego bistro, schowanego na dziedzińcu starej kamienicy. Tam odbywamy kolejną część postoju, chowając się od słońca. Szybko stajemy się atrakcją dla miejscowych dzieciaków, które łatwo nawiązują z nami kontakt. Uśmiechnięci biegają wokół nas, czasem trochę się drocząc np. poprzez zabieranie odblasku z roweru :D. Kręci się też nieco starszy chłopak o imieniu Vini, wypytując nas po angielsku o szczegóły podróży i robiąc sobie z nami zdjęcia. Przy okazji dodał nas na Facebooku i do dziś, raz po angielsku, raz po niemiecku, odzywa się do nas z dalekiej Albanii.








Olaf w towarzystwie wspomnianych wyżej dzieciaków :)


Jedyną metodą na to, żeby choć na chwilę przestali nas zaczepiać było wyciągnięcie aparatu - wtedy chowali się przed obiektywem. Tutaj jednak udało nam się ich namówić na pozowanie do zdjęcia


A to już zdjęcie z facebooka Viniego

Trzeci etap na dziś to dalsze przemieszczanie się na północ, by znaleźć tam jakąś plażową miejscówkę na nocleg. Odcinek ten będzie w większości autostradą – tym razem taką bardziej z prawdziwego zdarzenia. Za nic mamy znaki zakazu dla rowerów. Skoro jeden z rowerzystów własnie śmignął tą drogą w naszym pobliżu, to i my sobie pozwolimy :D. Co prawda na mapie pojawia się gdzieś alternatywna droga, ale biegnie ona slalomem po jakichś pagórkach. Tymczasem na autostradzie możemy rozwinąć szaloną jak na rowery z dużym obciążeniem prędkość 30-40km/h, by sprawnie przemieścić się dziś do celu. Minął nas co prawda jeden patrol policji, ale nasz przejazd potraktował z przymrużeniem oka.





Docieramy na rogatki miasta Lezha. Tu pojawia się perspektywa odbicia z głównej drogi na odległość czterech kilometrów, żeby przenocować dziś na plaży. Ostatnim takim miejscem w Albanii jest chińsko brzmiąca miejscowość Shengjin. Decydujemy się na zakotwiczenie właśnie tam, więc pora podkręcić ruchy korby. Słońce było już w zaawansowanej fazie zachodu, a czekały nas jeszcze zakupy i znalezienie odpowiedniego noclegu. Jechaliśmy drogą wzdłuż morza, ale próżno było szukać choćby kawałka wolnego miejsca, gdzie moglibyśmy postawić namiot na dziko. Wszędzie teren prywatny – albo domki letniskowe, albo kempingi. W końcu zjeżdżamy do któregoś z mniejszych kempingów. Na miejscu był młody Albańczyk, który nie potrafił udzielić nam konkretnej informacji co do ceny za 2 osoby z namiotem. Po chwili namysłu rzucił nieco wysoką sumą, więc przeszliśmy do negocjacji. Poskutkowały one kompromisem w postaci ceny pięciu euro za cały nasz pobyt. Gdy niebo zrobiło się już ciemnopomarańczowe, poszliśmy jeszcze skorzystać z uroków plaży. Chwila kąpieli, trochę leżakowania i można było wrócić pod namiot.





W tym czasie przyjeżdża samochód z czterema Węgrami, którzy wypytują nas o możliwość pobytu i cenę. Chwilowo nie było nikogo z załogi kempingu i przyjezdni nie wiedzieli nawet, czy mogą tu zostać. Nie mamy informacji o cenie za samochód, ale podaliśmy kwotę, jaką my zapłaciliśmy, jednocześnie sugerując negocjacje z właścicielami. Na koniec dnia pod naszym namiotem pojawia się kilka szczeniąt. Szybko spodobał im się nasz przenośny dom i osadziły się przed samym wejściem. Bardzo polubiliśmy tę gromadkę, ale z czasem psiaki okazały się zbyt natrętne, obijając się o ściany namiotu, próbując do niego wejść i ciągle nas podgryzając. My próbowaliśmy zasnąć, więc posunęliśmy się nawet do próby odpędzenia ich ultradźwiękami z aplikacji telefonu :D. Oczywiście nic to nie dało, lecz zmęczenie całym dniem jazdy zrobiło swoje – po jakimś czasie oczy zamknęły się same. Mimo bardzo późnego rozpoczęcia pedałowania, udało nam się tego dnia przekroczyć 100 km, co było zadowalające. 

POPRZEDNI DZIEŃ

Kategoria Bałkany 2017



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa obser
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]