Wpisy archiwalne Sierpień, 2016, strona 2 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1925.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:100:29
Średnia prędkość:19.16 km/h
Maksymalna prędkość:66.27 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:120.35 km i 6h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
109.17 km 0.00 km teren
05:16 h 20.73 km/h:
Maks. pr.:47.51 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 6 - Przemyśl nas zauroczył

Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 22.09.2016 | Komentarze 0

Olaf wstał trochę wcześniej, bo miał parę rzeczy do zrobienia przy rowerze. Rzucił okiem na przerzutkę, załatał dętkę, po czym zaczęliśmy się pakować. Tak jak i dzień wcześniej, również rano nie mogliśmy się odpędzić od jedzenia. Gdybyśmy zgodzili się zabrać ze sobą wszystko, co Pani Bernadeta nam proponowała, potrzebowalibyśmy osobnej sakwy na samo jedzenie :) Strzelamy jeszcze pamiątkowe zdjęcie i odjeżdżamy. Bardzo dziękujemy za gościnę! 

Zanim wydostaniemy się z powrotem na drogę wojewódzką prowadzącą do Przemyśla musimy przejechać prawie cały Aleksandrów, czyli, jak pisaliśmy w relacji z poprzedniego dnia, baaardzo długą mieścinę. Już na głównej drodze czekało na nas trochę podjazdów. Jazda była jednak bardzo monotonna, a wysoka temperatura i nagrzewające kask słońce jej nie ułatwiały. Po przekroczeniu granicy Podkarpacia, przejeżdżamy przez Sieniawę, gdzie znajduje się całkiem ładny pałacyk. Następnie przejeżdżamy przez Jarosław - miasto, które zwróciło naszą uwagę swoim bardzo zadbanym rynkiem. Szczególnie nocą miejsce to bardzo fajnie się prezentuje. Wokół ratusza jest bowiem rozmieszczonych wiele świateł. 















Ostatnia część dzisiejszej trasy to jazda pagórkami prosto na Przemyśl. Przekraczamy rzekę San i kierujemy się od razu na rynek. Dosłownie 15km od Przemyśla znajduje się przejście graniczne w Medyce. Przejście to jest zarówno drogowe jak i piesze, co przynajmniej teoretycznie znacznie ułatwia przekroczenie granicy przez rowerzystów. My jednak już w Gdyni postanowiliśmy, że granicę przekroczymy w Krościenku. Motywacją do jazdy jak najdalej na południe Polski był widok Bieszczad oraz przejazd przez Arłamów - miejscowość, w której przed Euro 2016 trenowała nasza kadra. Celem na dziś było zatem zajechanie jak najbliżej granicy z Ukrainą minimum kilkanaście kilometrów za Przemyśl. Bardzo spodobało nam się jednak to miasto. Piękny rynek, możliwość taniego noclegu w schronisku PTTK oraz spory ruch turystyczny wieczorem przekonał nas do zostania w Przemyślu na noc. 











W schronisku wykupujemy nocleg w pokoju wieloosobowym. W praktyce okazało się jednak, że za cenę 26zł mieliśmy olbrzymi 20-osobowy pokój wyłącznie dla siebie, podczas gdy inni ludzie brali mniejsze, prywatne pokoiki. Mogliśmy wprowadzić do środka rowery, rozłożyć się wygodnie ze sprzętem na kilku łóżkach. Wychodzimy na miasto, gdzie odhaczamy obowiązkowe piwko oraz zakupy. Nagle zerwał się silny wiatr i zrobiło trochę chłodniej. W prognozach na następny dzień widzimy załamanie pogody. Temperatura ma z dnia na dzień spaść z 30 do 16 stopni, poza tym bardzo możliwy jest deszcz. Trochę psuje nam to humory. Korzystając jeszcze z dostępu do  internetu mniej więcej określamy dzień osiągnięcia celu - wjazdu do Odessy, ustalamy szczegóły i rezerwujemy bilety powrotne w przedziale sypialnym w pociągu z Odessy do Lwowa. Jutro Ukraina!














.
Kategoria Odessa 2016


Dane wyjazdu:
116.85 km 0.00 km teren
06:04 h 19.26 km/h:
Maks. pr.:51.74 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 5 - Najdłuższa wieś na świecie

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 22.09.2016 | Komentarze 0

Z racji, że śniadania nie musimy robić na ławeczce pod sklepem, urozmaicamy sobie poranny posiłek. Przed odjazdem robimy sobie jeszcze wspólne zdjęcie z gospodarzem - Krystianem, po czym udajemy się do centrum Lublina. Poza remontowanym akurat Placem Litewskim całe stare miasto prezentuje się okazale. Wyjeżdżamy z miasta drogą wojewódzką i od początku czuć, że nie będzie dziś łatwo. Wieje z południa i zapowiada się na to, że wiatr będzie nam dziś dokuczał przez cały dzień. Teren za Lublinem nieco się fałduje. Poza kilkoma mocniejszymi podjazdami nie są to żadne rozległe pagórki ale da się odczuć różnicę w stosunku do pierwszych dni jazdy po płaskim.


Dzięki za gościnę raz jeszcze, Krystian! :)


Plac zamkowy w Lublinie









Na trasie w zasadzie nic się nie działo, jazda była monotonna ale minęła nam dość szybko. Dojeżdżamy do Biłgoraja, gdzie nie widać żadnego rynku ani ścisłego centrum. Dodatkowo jest tu niesamowicie spokojnie jak na sobotni wieczór. Jutro niedziela i chcieliśmy znaleźć czynny kantor jeszcze dziś. Niestety te biłgorajskie były już zamknięte, więc po chwili przerwy ruszamy na ostatni odcinek do Aleksandrowa, leżącego około 10 kilometrów od naszej trasy. Mieszkają tam znajomi Olafa z pracy w Niemczech, od których dostaliśmy zaproszenie. Aleksandrów jest dość nietypową miejscowością, bowiem rozciąga się wzdłuż głównej drogi przez około 9 kilometrów. Co prawda nie jest to najdłuższa na świecie wieś, jak sugeruje tytuł wpisu ;), ale najdłuższa w województwie Lubelskim już tak. Od minięcia zielonej tabliczki do dotarcia do celu mija około 15-20 minut. Z miejsca zostajemy przywitani zimnym piwkiem i pysznymi pierogami domowej roboty pani Bernadety. Pan Wiesiek zaś oprowadził nas po gospodarstwie. Mimo swojej wielkości Aleksandrów wydawał się spokojnym i przyjemnym miejscem.












Wieczorem obowiązkowy punkt wycieczki na Lubelszczyznę, czyli degustacja lokalnego bimbru. W międzyczasie przyszła pizza. Szczerze przekonywaliśmy, że nie mamy już na nią miejsca po sytej kolacji, jednak podrażniony trunkiem żołądek dał jeszcze radę. W efekcie wracamy do łóżek nażarci i napici. Takiej wyżerki nie mieliśmy dawno i zapewne długo już nie będziemy mieć. Jeśli dojedziemy do Odessy, to może to spalimy :)






.
Kategoria Odessa 2016


Dane wyjazdu:
125.69 km 0.00 km teren
06:12 h 20.27 km/h:
Maks. pr.:54.36 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 4 - Uwaga na mamroty!

Piątek, 19 sierpnia 2016 · dodano: 13.09.2016 | Komentarze 1

Z łóżek udało nam się zwlec o godzinie 8:30, kiedy, jak wcześniej zapowiadał, z domu wyjechał gospodarz. Szybko się spakowaliśmy, posprzątaliśmy po sobie, pożegnaliśmy się z córką byłego policjanta i podziękowaliśmy za gościnę, po czym ruszyliśmy pod sklep u Krysi. Podczas naszego śniadania pod sklep podjeżdża masa samochodów, wszyscy kupują Mamroty i robią sobie zdjęcia na słynnej ławeczce. Do zaparkowanego obok nas auta na gdyńskich tablicach zmierza koleś, który ledwo zdołał zabrać się z butelkami popularnego winiacza. Przerywamy jedzenie i uprzedzamy go, że niestety butelki te nadają się wyłącznie na półkę i stanowczo odradzamy picie Mamrotów. Trochę stłumiliśmy jego zapał. Stwierdził jednak, że jeśli rzeczywiście będzie tak źle, to rozda wszystko znajomym. Najedzeni obchodzimy jeszcze okolice sklepu, poszukując tablic informujących o miejscach z serialu oraz o turystycznej ścieżce rowerowej, która biegnie okolicami miejscowości Jeruzal. Serial był bowiem kręcony także w wielu pobliskich wsiach.   





Od rana bardzo mocno wieje w twarz. Na szczęście przez większość dnia jedziemy drogami powiatowymi. Ruch jest zatem naprawdę mały. Dwa dni z rzędu jazdy pod wiatr z tirami zasuwającymi z naprzeciwka to by było zbyt wiele. Wjeżdżamy do województwa Lubelskiego i niedługo po tym zatrzymujemy się przy tablicach informujących o bitwie, która miała miejsce pod miejscowością Stoczek Łukowski. Dalsza droga w kierunku Lublina jest żmudna i mało interesująca. Jedyną atrakcją na trasie jest nieoznakowany radiowóz policji, który zatrzymuje przekraczającego prędkość biedaka, po czym oba auta zjeżdżają na zatoczkę przy naszym przystanku. 











Na jednym z postojów Olaf na grupie na Facebook'u opisuje nasz wyjazd i pyta się o nocleg w Lublinie. Szybko znajduje się ktoś gościnny, oddzwaniamy, otrzymujemy adres od Krystiana i spokojni o miejsca do spania, możemy jechać przed siebie już do samego Lublina. Na 15km przed metą Olaf łapie jednak kapcia, wymiana dętki przebiega dość sprawnie. Na wlocie do miasta towarzyszy nam piękny zachód słońca oraz szerokie drogi z bardzo fajnymi ścieżkami rowerowymi. Do mieszkania Krystiana wbijamy po godzinie 20. Z miejsca dostajemy po browarku i możemy wziąć prysznic. Potem Krystian zostawia nam klucze do drzwi i wychodzi na siłownię. Szacun za taki poziom gościnności i zaufania do obcych ludzi. Robimy jeszcze w pobliskim sklepie zakupy, zjadamy kolację, siedzimy chwilę z Krystianem i idziemy spać. W planach było wieczorne wyjście na miasto ale było już trochę za późno. Może gdybyśmy nie stracili czasu na wymianę dętki, udałoby się wyskoczyć. Nic jednak straconego, jutro z rana i tak przejeżdżamy przez centrum Lublina. 















.
Kategoria Odessa 2016


Dane wyjazdu:
137.60 km 0.00 km teren
06:54 h 19.94 km/h:
Maks. pr.:35.76 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 3 - Nocleg na planie serialu

Czwartek, 18 sierpnia 2016 · dodano: 13.09.2016 | Komentarze 2

W nocy trochę popadało, jednak nie doczekaliśmy się powodzi w naszym namiocie. Sen utrudniały za to przejeżdżające nocą tiry i lokalni 'imprezowicze', którzy około godziny 1:30 przyszli do parku zaraz obok naszej stacji i urządzili sobie karaoke w rytmach disco polo. Stacja benzynowa daje lokalnej społeczności możliwość całodobowego zaopatrywania się w alkohol (dodatkowo w cenach podobnych do tych sklepowych). Inne miejscowości o podobnej wielkości mogą o takich udogodnieniach tylko pomarzyć. Przez nocne pobudki wstajemy nieco później, niż planowaliśmy. Podczas rannego zwijania się, podchodzi wspomniany wczoraj właściciel stacji - pan Krzysztof. Faktycznie okazał się w porządku. Chwilę z nami pogadał, wypytał o szczegóły naszej podróży i wymienił jeszcze kilka miejsc gdzie moglibyśmy się kimnąć bez rozstawiania namiotu. Szkoda, że wczoraj nie było go na miejscu, gdy pytaliśmy o nocleg.  

Dzisiejszego dnia wiatr zaczął trochę przeszkadzać, na całym dystansie powiewając raz z boku, raz w twarz. Odwiedziliśmy Pułtusk i Wyszków, a zarazem przecięliśmy dwie większe rzeki: Narew i Bug. W drugiej części dnia w końcu można było dostrzec znaczącą poprawę pogody. Słońce wyszło zza chmur i niebo znów wyglądało tak, jak powinno wyglądać latem. Do pokonania mamy jeszcze kawałek drogi krajowej na południe od Łochowa. Nie jest łatwo, gdyż poza uciążliwym wiatrem sprawę utrudniają też tiry jadące z naprzeciwka. Podmuchy przez nie wywołane potrafią nas dość mocno przyhamować. Największą atrakcją na tym odcinku była kopiąca się w piasku ciężarówka na placu naprzeciwko miejsca naszego postoju. Jeden z robotników przez ponad pół godziny nieudolnie usiłował wyjechać naczepą z miejsca budowy.




Ratusz w Pułtusku





Po zjeździe z głównych dróg jazda stała się przyjemniejsza. Ruch samochodów znacznie zmalał. Wjechaliśmy w leśne tereny, gdzie droga zmieniła się w szutrową, a wokół pojawiły się działki letniskowe. Postanawiamy dojechać dziś do Jeruzala - miejscowości, w której kręcony jest serial 'Ranczo'. Udaje nam się dotrzeć jeszcze przed zmierzchem. Główny rynek miejscowości tętni życiem. Co jakiś czas zajeżdżają turyści kupujący mamroty (serialowe tanie wino) i robiący sobie zdjęcia na ławeczce. Również poszliśmy w ich ślady ale mamrotów jeszcze nie otwieraliśmy. Poszukiwania noclegu zaczęliśmy od serialowej plebanii, gdzie chcieliśmy zapytać o rozbicie namiotu. Niestety ksiądz nie wyglądał na przyjemnego. Zawołał tylko swojego psa, który szczekał przed furtką i zamknął drzwi zupełnie nas ignorując.











Miejscowość okazała się po części turystyczna. Będąc przy budce gastronomicznej pytamy pracujące tam kobiety, czy jest gdzieś w miejscowości opcja rozłożenia namiotu za opłatą. Po chwili narady dwie z nich prowadzą nas na swoje podwórko, które znajduje się zaraz obok serialowego biura senatora. Na miejscu wychodzi ojciec jednej z nich i zaprasza nas do środka fajnej, starej chatki. Zamiast namiotu proponuje nam pokoik i możliwość umycia się w dużej misce w kuchni. Nie wiedząc jak się odwdzięczyć przychodzimy do dużego pokoju z piwkami, które kupiliśmy sobie na wieczór i ofiarujemy je gospodarzom. Gospodarz przyznał, że sam kiedyś podróżował motorem i nocował w podobny sposób. Dlatego też przyjął nas pod dach bez chwili namysłu. Na co dzień mieszka w Warszawie, tutaj przebywa w trakcie wakacji. Posiedzieliśmy wspólnie przy stole a zamiast piwek otworzyliśmy mamroty. Już po pierwszych łykach wiadomo było, że dotychczas gorszego alkoholu nie mieliśmy przyjemności pić. Coś strasznego! Pragnienie jednak trzeba było czymś zaspokoić. Podczas rozmowy potwierdziły się też nasze przypuszczenia odnośnie księdza. Dowiadujemy się, że jest strasznym ch**em i do kurii poszło na niego już 6 donosów. Niezły wynik biorąc pod uwagę to, że jest tu dopiero od tygodnia. Gospodarze opowiadają nam też o życiu na planie serialu. Przyznają, że czasem mają dość całego zamieszania, lecz z drugiej strony wiele się w Jeruzalu zmieniło na dobre dzięki "Ranczu". Sami mieszkańcy zaś mają możliwość rozmowy ze wszystkimi aktorami, często też mogą sobie dorobić będąc statystami. Po ciężkiej walce z mamrotami i po bardzo przyjemnym wieczorze życzymy gospodarzom dobrej nocy i idziemy spać.






Nasz dzisiejszy nocleg :)



.


Kategoria Odessa 2016


Dane wyjazdu:
132.25 km 0.00 km teren
06:15 h 21.16 km/h:
Maks. pr.:40.98 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 2 - Sierpniowa jesień

Środa, 17 sierpnia 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 1

Sen był z gatunku 'za dobrych' i budzimy się znacznie później, niż planowaliśmy. Za oknem szaro, jednak dopiero po wyjściu na zewnątrz zdajemy sobie sprawę, że pogoda na rower jest dziś naprawdę nieciekawa. Pozostaje tylko założyć kurtki przeciwdeszczowe i liczyć na to, że nie będzie padało już mocniej. Podziękowaliśmy za gościnę, pożegnaliśmy się i zajechaliśmy jeszcze na moment na lubawski rynek. Jedziemy fajnymi, lokalnymi asfaltami, jednak po jakimś czasie deszcz wymusza postój pod drewnianą budką w przydrożnej miejscowości. Temperatura nie przekracza 16 stopni, więc w połączeniu z szarym niebem i opadami mamy pogodę, dla której w środku sierpnia po prostu nie powinno być miejsca. Jak widać – tylko teoretycznie. W jednym momencie zjechało się kilka aut, z których pod naszą budkę trafili: wójt, sołtys i kilka innych, ważnych osobistości w gminie. Mieliśmy okazję gościć na spotkaniu na szczycie, gdzie omawiano inwestycje i przedsięwzięcia w sołectwie (z naszą budką włącznie). Cała komisja poszła na obchód, my ruszyliśmy zaś zaraz po ustąpieniu deszczu.


Artystyczny nieład z rana


Lubawski rynek






Miejsce wspomnianego wyżej 'spotkania na szycie' :D

Przekraczając granice Mławy zaliczamy naszą pierwszą wizytę na rowerach w województwie Mazowieckim. Po obejrzeniu rynku i dokupieniu baterii do licznika kierujemy się do serwisu rowerowego, który polecił kolega Kamila pochodzący z okolicy i studiujący razem z nim. Dzięki, Filip ;) Tylne koło w rowerze Olafa zaczęło bić, więc trzeba było w porę zareagować. Serwisanci wymienili też oponę, a całość zajęła im stosunkowo niedługo. Czas ten poświęciliśmy na posilenie się, by móc sprawnie pokonywać dalsze kilometry w kierunku Ciechanowa. A stawać na zbliżającym się odcinku było szkoda, bo deszcz ustąpił, a momentami pojawiało się nawet słońce.




Rynek w Mławie





Po odwiedzeniu Ciechanowa i jego centrum, ruszyliśmy za miasto, gdzie trzeba było już szukać noclegu. Przy łagodnych opadach deszczu jedziemy przed siebie i wypatrujemy najbliższej miejscowości. Rzecz w tym, że droga prowadziła przez same pustkowia i dopiero po dłuższym czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie można spotkać ludzi i kilka budynków. Na wjeździe jest stacja benzynowa, która daje nam alternatywę w razie gdybyśmy nie znaleźli żadnego innego noclegu. Po dzisiejszym dniu, w takiej a nie innej pogodzie, liczyliśmy na nocleg pod dachem, więc w pierwszej kolejności udajemy się do szkoły. Tam niestety nie ma żadnego woźnego. Ratownik z pogotowia zlokalizowanego na jej terenie utwierdził nas w przekonaniu, że szkoła obecnie jest pusta. Woźny wraz z resztą pracowników mieszkają w bloku nieopodal. Szkoła niestety odpadła, podjeżdżamy więc pod kościół i plebanię. Tam również nic nie zdziałaliśmy ale przy okazji dowiedzieliśmy się, że na stacji benzynowej jest prysznic, co byłoby dużym udogodnieniem przy dzisiejszej nocy, nawet gdybyśmy mieli spać gdzieś na dziko. Według wstępnych informacji jej właściciel to bardzo w porządku gość i zapewne pozwoliłby nam na przekimanie się na terenie stacji. Dostaliśmy nawet jego imię i nazwisko, ale te dane szybko uciekły nam z głów. Pytamy się pracownika stacji, czy możemy rozbić namiot i od razu dostaliśmy zgodę. Prysznica niestety brak, informacje się zatem nie potwierdziły, ale można było umyć się w toalecie przy umywalce. Na stacji nabyliśmy jeszcze przed snem po zimnym piwku. Pomimo ciągłych opadów dzień kończymy w dobrych humorach. Zdajemy sobie też sprawę, że w drugiej części wyjazdu o takiej pogodzie będziemy mogli szybko zapomnieć. Jeśli na trasie pada i jest zimno to niestety w 90% przypadkach sytuacja ma miejsce w granicach naszego kraju. Taki dystans przy tej pogodzie uznajemy za duży sukces. 











.
Kategoria Odessa 2016


Dane wyjazdu:
180.60 km 0.00 km teren
08:12 h 22.02 km/h:
Maks. pr.:45.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzień 1 - Województwo Warmińsko-Mazurskie zdobyte

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 2

Zastanawialiśmy się podczas tegorocznej wiosny jaką trasę można zrealizować na rowerach w czasie około 2 tygodni. Planowaliśmy wypad na Bałkany, jednak w tamtych rejonach warto spędzić co najmniej 2 razy więcej czasu. W grę wchodziła też Skandynawia, ale trasa na Fiordy okazała się również zbyt długa. Wybraliśmy więc Ukrainę. Najpierw kilka dni w Polsce, potem Bieszczady, ukraińskie Zakarpacie. Dalszy odcinek jednomyślnie poprowadziliśmy przez Rumunię, następnie przez Mołdawię – jeden z najbardziej tajemniczych krajów Europy dla przeciętnego mieszkańca naszego kontynentu. Trasę zakończyć chcieliśmy w Odessie, by na krótko wypocząć nad Morzem Czarnym. Z Odessy można przemieścić się bezpośrednio pociągiem do Lwowa, a stamtąd do granic Polski jest już rzut beretem.

Ruszamy 16 sierpnia. Tym razem postawiliśmy na to by przed pierwszym dniem porządnie się wyspać, zaczynamy więc dopiero po godzinie 8:00. Spokojnie przedzieramy się przez ulice Trójmiasta. Z Gdańska wyjeżdżamy stosunkowo nową drogą techniczną wzdłuż wylotówki na Pruszcz Gdański, która pełni też po części funkcję ścieżki rowerowej. Jedzie się bardzo przyjemnie w porównaniu z ówczesnym przemieszczaniem się wątpliwej jakości jezdnią o dużym natężeniu ruchu. W Tczewie spotykamy się z Przemkiem – kumplem z bikestatsa, który w tym roku wybiera się do krajów nadbałtyckich, tym razem niestety bez roweru. Odjeżdżamy życząc sobie wzajemnie udanych wypadów, tymczasem niebo zachmurzyło się nie na żarty.









Wieża ciśnień w Tczewie




Pogoda pierwszego dnia miała być przyjazna głównie za sprawą wiatru, który wiać miał przez cały dzień w plecy. W Malborku ogromne utrudnienia na drogach z powodu budowy nowego mostu. Dodatkowy ruch turystyczny wokół zamku całkowicie paraliżuje miasto, z którego szybko uciekamy. Kilka kilometrów dalej w końcu lunęło. Przeczekując ulewę na przystanku podjeżdża do nas pierwszy sakwiarz spotkany na trasie. Jedzie z Tychów do Sopotu, tak więc w przeciwieństwie do nas, jego przejazd dobiega już powoli końca. Ruszyliśmy zaraz po ustąpieniu deszczu i zasadniczo dalsza część odbyła się bez większych fajerwerków. 



W korku staliśmy tylko chwilkę, potem śmignęliśmy za zgodą panów robotników nowym asfaltem :)


Zamek w Malborku


Przeczekujemy deszcz


Kolega sakwiarz, z którym zamieniliśmy słowo



Ostatnią pauzę robimy na wjeździe do Iławy przy nowej przystani z widokiem na jezioro. Z Iławy zostało już tylko 18 kilometrów i podmęczeni pokonujemy je przy zachodzącym słońcu. W Lubawie meldujemy się jeszcze przed zmierzchem. Pierwszy nocleg bardzo komfortowy, u rodzinki. Dzień kończymy z pełnymi brzuchami po pysznej kolacji. 180 kilometrów można uznać za mały sukces, choć trzeba przyznać że znacząco pomógł w tym wiatr wiejący w plecy. Warto jednak wspomnieć, że dla obydwu z nas był to tegoroczny rekord dystansu. Przygotowani do wyprawy zatem jakoś mega dobrze nie byliśmy, ale mając na uwadze, że odpowiednią kondycję nabędziemy już podczas jazdy, startowaliśmy do wyprawy bez stresu.










Ratusz w Iławie





.






Kategoria Odessa 2016