od 100 do 149 km, strona 4 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Wpisy archiwalne w kategorii

od 100 do 149 km

Dystans całkowity:4850.56 km (w terenie 98.50 km; 2.03%)
Czas w ruchu:217:52
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:78.41 km/h
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:121.26 km i 5h 44m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
138.32 km 0.00 km teren
07:07 h 19.44 km/h:
Maks. pr.:39.60 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

BERLIN - Dzień trzeci - Zwiedzanie miasta

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 5

W nocy nie spało się zbyt wygodnie, jednak sam fakt, iż nocowaliśmy pod dachem, był zadowalający. Dodatkowo rano mieliśmy dostęp do łazienki. Spakowaliśmy się, na tablicy szkolnej zostawiliśmy karteczkę z podziękowaniem za nocleg i linkiem do bloga, a następnie ruszyliśmy do Kostrzyna. Tam musieliśmy odczekać 20 minut do otwarcia McDonalda by zjeść śniadanie. W międzyczasie kierowaliśmy się za tabliczką 'stare miasto' jednak jak się okazało, stare miasto to mały placyk z kilkoma sprywatyzowanymi budynkami wokół.

Po śniadaniu wjeżdżamy na most i przejeżdżając go, pierwszy raz jesteśmy rowerami za granicą państwa (wcześniej dojechaliśmy jedynie do granicy z Rosją, ale przekroczenie jej było z wiadomych przyczyn niemożliwe). Do samego Berlina prowadziła droga B1. Pierwsze 10-15 kilometrów to zupełnie płaska i prosta jezdnia. Tak płaskich terenów nie widzieliśmy dawno. Musimy wejść do sklepu, dlatego zjeżdżamy do pobliskiej miejscowości Seelow. Niestety Niemcy także obchodzą święto 1 maja i niemal wszystko było pozamykane. Otwarta była tylko mała piekarnia przy Lidlu. Trochę śmiesznie słuchało się wszystkich wokół gadających po niemiecku, podstawy języka znamy i przy elementarnych rzeczach typu zakupy zawsze można się dogadać, ale rodowici Niemcy 'szprechający' dookoła, przypominali nam, że dobrze tego języka nie znamy :D


Śniadanko w McDonaldzie


Przejście graniczne, prawdopodobnie znów zafunkcjonuje na Euro 2012


Żegnamy Polskę...


... i witamy Niemcy!


Naturalna granica - Odra


A to już Niemcy i piękny asfalcik na całej długości 90km aż do Berlina


Po drodze mijamy muzeum w Seelow




W Niemczech święto pracy - wszystko pozamykane. Udało nam się jednak dorwać do piekarni

Musimy dokupić jeszcze picie na stacji benzynowej – woda 1,5l za 2 euro, czyli ponad 8 złotych. Dużo, ale trzeba się z tym liczyć wyjeżdżając za granicę. W dalszej drodze już bardziej pagórkowato. Nawierzchnia drogi idealna, czego raczej się spodziewaliśmy. Co więcej, pomiędzy wioskami często można zobaczyć asfaltowe ścieżki rowerowe. Każde miasteczko po drodze ma swoją obwodnicę i żadne ciężarówki nie rozjeżdżają miejskich ulic. W trakcie jazdy raczej nie ma nic ciekawego - nizinny teren, pola rzepaku wokół i od czasu do czasu małe gromady wiatraków. Kierowcy na drodze na pierwszy rzut oka nie różnią się od tych w Polsce pod względem wymijania rowerzystów. Nie czekają aż przeciwny pas ruchu będzie wolny, ale droga była dość szeroka (z wąskim poboczem), więc ze średnią prędkością mogli nas mijać jednym pasem. Brakuje jednak idiotów pędzących kiedy tylko trafia się odcinek pustej drogi. Owszem, jeden taki się trafił - na polskich rejestracjach oczywiście :).

Powoli dojeżdżamy już do Berlina, zagranicznymi drogami zrobiliśmy już prawie 90 km i.. nie widzieliśmy ani jednej dziury, czy spękania na asfalcie. Na przedmieściach Berlina droga zmienia się w dwupasmową, obok prowadzi ścieżka rowerowa. Przejechaliśmy nad autostradą otaczającą Berlin (Berliner Ring) i ruszyliśmy w kierunku centrum. Niestety na jednym odcinku zabrakło ścieżki a na drodze był zakaz jazdy rowerem. Nie mieliśmy wyjścia i pojechaliśmy 2 kilometry jezdnią dopóki znów nie pojawiła się ścieżka. Do Berlina dojechaliśmy po godzinie 13. Przejazd do centrum rowerem był bardzo łatwy, ścieżka poprowadzona albo obok chodnika, albo pasem po jezdni. Nawet jeśli nie było jej, bez problemu można było wjechać na jezdnie i nią się poruszać wraz z innymi rowerzystami. W taki sposób jeżdżą tu nawet babcie z koszykami na kierownicy, w Polsce to raczej niecodzienny widok, by po głównych arteriach dużych miast jeździli niedzielni rowerzyści.


Berliner Ring - autostrada dookoła Berlina


Wir sind in Berlin!


Z daleka widać już wieżę telewizyjną - nasz punkt orientacyjny

Im bliżej centrum, tym więcej rowerów, a mniej aut. Dla rowerzystów przygotowane są śluzy na skrzyżowaniach oraz osobna sygnalizacja świetlna. To auta i piesi muszą uważać na rowery, nie odwrotnie. Można bez problemu przeciąć 3pasmową drogę nawet jeśli nie ma przejścia, ewentualnie trzeba uważać, czy po drodze nie jedzie inny rowerzysta :) Wszystko dostosowane jest do poruszania się po śródmieściu jednośladem, nie samochodem, stąd rowerzystów widać z każdej strony. W Berlinie niesamowity upał, blisko 30 stopni. Najpierw kierujemy się na Alexander Platz siadając w cieniu i planując gdzie pojedziemy po kolei. Nabraliśmy wody z fontanny i rozpoczęliśmy od wieży telewizyjnej. Czas czekania dość długi, jednak kupiliśmy bilety i mieliśmy ponad godzinę, więc wyjechaliśmy na ten czas pojeździć po mieście. Przed wejściem do windy stoi ochrona i kontroluje bagaże, w razie gdyby ktoś zapomniał zostawić w domu bombę :) Przed wejściem wyrzucane są nawet napoje, my nic ze sobą nie mieliśmy. Windy poruszają się szybko i po chwili jest się ponad 200 metrów nad całym miastem. Widok niesamowity - 360 stopni i wgląd na cały Berlin. W samym mieście jest mnóstwo czarnoskórych, Turków, Azjatów, Muzułmanów i.. Polaków :) Niestety Niemcy w ogóle nie ułatwiają nam pobytu u siebie - mimo, że naszych rodaków słychać wszędzie, to przy żadnych atrakcjach turystycznych, czy informacjach nie zauważyliśmy ani jednego tekstu w języku polskim. Za to u nas Niemcy ułatwienia językowe mają niemal wszędzie. Miasto jest bardzo dobrze rozplanowane, wszystko wygląda tak jakby już kilkaset lat wcześniej ludzie brali pod uwagę rozwój miasta i jego przyszłość - szerokie ulice, masa wolnego miejsca, zieleni, parków w ścisłym centrum. Rowery dopuszczane są do ruchu na głównych placach, niestety w Polsce w takich miejscach najczęściej z roweru korzystać nie można, np. Monciak w Sopocie. Kiedy piesi wejdą pod koło, przepraszają, nawet jeśli to chodnik. W pewnym momencie złapała nas ulewa i burza, jednak nie przegoniło to szczególnie rowerzystów z ulic. Po całym mieście kręciliśmy się dobre kilka godzin, resztę same za siebie opowiedzą zdjęcia.




Fontanna Neptuna na Alexander Platz


Wieża telewizyjna (Fernsehturm) z bliska


Czerwony ratusz oraz fontanna Neptuna (Alexander Platz)


Kanały pobliskich rzek (Hawela i Sprewa) przechodzące przez Berlin


Berliner Dom - ewangelicka katedra w centrum Berlina


Altes Museum położone tuż przy katedrze i ludzie opalający się w samym centum miasta, prawda, że fajny widok? :)










Kupiliśmy bilety, odczekaliśmy swoje, i mogliśmy wejść na Fernsehturm - ogromną wieżę telewizyjną z panoramą 360 stopni na Berlin


Wchodzimy do windy i jedziemy na 207 metr wieży


A teraz parę fotek z wieży :)




















Tzw. Wyspa muzeów (Museum Inseln)




Po Berlinie jeżdżą same takie autobusy - dwupiętrówki.




Pariser Platz






Pod Bramą Brandenburską trwała jakaś impreza


Reichstag




A kto zgadnie, co to jest? Dworzec Główny :)




Jeszcze raz Reichstag


Haus der Kulturen der Welt


Tutaj złapała nas burza, trzeba się było schować




Zamek Bellevue. Nam osobiście bardzo przypominał belweder


Doczekamy się czegoś takiego w Polsce?


Pomnik Nike


Tiergarten - ogromne ogrody berlińskie










Potsdamer Platz, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Potężny plac z restauracjami i butikami w postaci wieżowców, a nad tym wszystkim rozciągający się taki oto dach










Dla nas taka forma rozkładu jazdy była zadziwiająca, Niemcy dziwili się jednak, gdy robiliśmy zdjęcie :)


Tutaj kiedyś stał mur berliński


Checkpoint Charlie - w okresie zimnej wojny jedno z najbardziej znanych przejść granicznych między NRD a Berlinem Zachodnim


Nagle miasto zostało całkowicie zastawione przez policję, była wszędzie


Dziesiątki radiowozów zastawiały centrum Berlina, a po chwili przejechał konwój z jakimś opancerzonym pojazdem :D


Powoli ewakuujemy się z Berlina w poszukiwaniu noclegu na przedmieściach

Po mieście kręciliśmy się aż zrobiło się zupełnie ciemno. Postanowiliśmy wyjechać z Berlina i poszukać noclegu gdzieś poza miastem. Niestety Niemcy nie są zbyt gościnni. Pytaliśmy się paru, czy można rozłożyć namiot na trawniku. Zawsze słyszeliśmy odpowiedzieć "Nein, nicht hier". W ochotniczej straży pożarnej też nas nie chcieli. Pozostało nam rozłożenie namiotu na trawniku pod jakimś pomnikiem w miejscowości Lindenberg. Bez mycia, na mokrej trawie i z latarkami czołowymi rozkładamy więc namiot i kładziemy się spać z myślą, co przyniesie kolejny dzień i czy w nocy nie obudzimy się z panami policjantami wokół namiotu.






POPRZEDNI DZIEŃ

KOLEJNY DZIEŃ

Mapka nie uwzględnia kręcenia się po Berlinie.


.

Dane wyjazdu:
117.95 km 1.00 km teren
04:54 h 24.07 km/h:
Maks. pr.:45.90 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Sobotni wypad nad Bałtyk

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 24.03.2012 | Komentarze 6

Na dzień dzisiejszy planowaliśmy pierwszą dwusetkę w tym sezonie, niestety ostatecznie musieliśmy zredukować dystans z powodu braku czasu. Ruszamy o 7 30 z Gdyni w kierunku Redy. Niebo zachmurzone, lecz na dzisiaj prognozy wskazywały słońce i minimalny wiatr. Naszym celem na dziś były Dębki – kurort nadmorski położony na zachód od Karwi i Jastrzębiej Góry. Omijamy kawałek Rumi jadąc ulicą Towarową/Cegielnianą biegnącą wzdłuż krajowej 6 po drugiej stronie torów. W Redzie odbijamy na wojewódzką 216. Pokonując podjazd za miastem szybkim tempem dojeżdżamy do Swarzewa zatrzymując się po drodze nad Zatoką Pucką.

W Swarzewie zaczyna się 17-kilometrowa ścieżka rowerowa biegnąca do Krokowej po dawnej linii kolejowej. Ścieżką tą jeździliśmy już rok temu, nasi stali czytelnicy na pewno to pamiętają :) Ruszamy jej śladem dalej zachowując odpowiednią szybkość. W międzyczasie zatrzymujemy się jeszcze na 15 minut na śniadanie. W Krokowej oglądając mapę, spotkaliśmy starszego rowerzystę jadącego z Helu w okolice Jeziora Żarnowieckiego, chwilę z nim pogawędziliśmy. My wyjeżdżamy na wojewódzką 213 by po kilku kilometrach skręcić do Dębek. Po drodze mijamy wieś Odargowo, do której przesiedlono mieszkańców wsi Kartoszyno (miejsca budowy elektrowni atomowej). Wszystkie domy mają charakterystyczne, niebieskie dachy, które można nawet dostrzec z Google Map.

Do Dębek dojeżdżamy ze średnią nieco ponad 26km/h. Kierujemy się na ujście rzeki Piaśnicy oraz na plażę. Miejscowość jest niemal całkiem pusta, nie ma chyba nawet żadnego sklepu, który poza sezonem byłby otwarty. Poza tym wygląda jak typowa nadmorska miejscowość, jest bardzo podobna do położonej 10km na wschód Karwii. W Dębkach spędziliśmy około 20-30 minut. Ruszamy w drogę powrotną robiąc jeszcze przystanek w Krokowej na uzupełnienie zapasów picia. Kilka kilometrów za Krokową tempo jazdy spada momentalnie. W jedną stronę jechało się bardzo łatwo i to prawdopodobnie dlatego, że jechaliśmy z wiatrem w plecy. Teraz po 70 kilometrach szybkim tempem wiatr bezlitośnie przeszkadza w jeździe, chociaż silny nie jest. Obaj spuchliśmy na około 90 kilometrze. Niestety prognozy pogody z naszej zaufanej strony internetowej pomyliły się i nie uwzględniły wiatru. Męczymy już do samej Gdyni – drogą 213 dostajemy się na 216, z której szybko zjeżdżamy na Żelistrzewo. W tym momencie rozstajemy się (Olaf ze względu ograniczenia czasowego pędzi do samego domu, Kamil spokojniejszym tempem i z jedną przerwą wraca tą samą drogą). Po drodze obaj mijaliśmy masę rowerzystów na ścieżce rowerowej Mrzezino-Kazimierz, pogoda sprzyjała dziś jeździe a przez słońce przybyły nam kolejne ślady opalenizny.

W następnym tygodniu mamy 2 dni rekolekcji, podczas których na pewno odrobimy ten mniej rowerowy tydzień. Być może uda się wyruszyć na 2 dalsze trasy. Od dziś po długiej przerwie znów jeździmy z dwoma licznikami i będziemy podawać 'średnie średnich prędkości'. Podczas dzisiejszej wycieczki średnie były bardzo podobne więc dane spisujemy z jednego licznika.

Zatoka Pucka i sam Puck © gdynia94


Odrobina informacji o zatoce © gdynia94


Samotny Łabędź © gdynia94


Wiatraki w okolicach Pucka. Z rana miały mało roboty, potem trochę więcej. © gdynia94


17kilometrowa ścieżka rowerowa na trasie dawnej linii kolejowej © gdynia94


Ścieżka leci tuż pod wiatrakami © gdynia94


Tablica na jednej ze stacji na ścieżce © gdynia94


Domy do których wysiedlono ludność podczas budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu © gdynia94


Dębki - typowa nadmorska miejscowość. Zupełnie opustoszała poza sezonem. © gdynia94


Legenda o rycerzu Dębku :) © gdynia94

Na zdjęcie można kliknąć i potem je powiększyć. Tekst widać bardzo dokładnie.

Plaża w Dębkach © gdynia94


Bałtyk w pełnej okazałości © gdynia94


Ujście rzeki "Piaśnica" © gdynia94


Widocznie sami zdrajcy tam mieszkają :) © gdynia94




.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
142.25 km 0.00 km teren
06:01 h 23.64 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Długie spodnie sie dziś nie przydały :) Kartuzy, Sierakowice, Lębork

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 6

W krótkich spodenkach i t-shirtach - tak dzisiaj wyglądała w większości nasza jazda. Wysoka temperatura, słonecznie, lecz mgliście. Wymarzona pogoda jak na marzec! Postanowiliśmy wyjechać z rana, ponieważ chcieliśmy szybciej wrócić do domu. Obaj mieliśmy plany na dzisiejszy wieczór. W Lęborku byliśmy już rok temu, lecz wtedy przegraliśmy walkę z wiatrem i wróciliśmy pociągiem.
Wyjeżdżamy około godziny 9 z półgodzinnym opóźnieniem w kierunku Koleczkowa. Pierwszy etap drogi to bardzo dobrze znany nam przejazd do Kartuz. Niestety mimo prognoz pogody, rano niebo jest w 100% zachmurzone i jest dość chłodno. Rozpogadza się w trakcie pobytu w Kartuzach, gdzie zatrzymaliśmy się na 10 minut na śniadanie. Następnie udaliśmy się na rynek, gdzie nie byliśmy już rok.

Rynek w Kartuzach © gdynia94


Z Kartuz wyjechaliśmy drogą 211 w kierunku Sierakowic. Rozpoczęły się 'prawdziwe' Kaszuby - mnóstwo podjazdów i zjazdów, wokół duże pagórki i jeziora przy drodze. Na jedno z nich na chwilę zeszliśmy.

Jeziorko w drodze do Sierakowic © gdynia94


W Sierakowicach jesteśmy około godziny 12 i słońce zaczyna mocno grzać. Tutaj także 10 minut przerwy, po czym ruszamy do Lęborka drogą wojewódzka 214. Nawierzchnia poprzedniej wojewódzkiej, 211, nie była najlepsza lecz 214 była w opłakanym stanie na większości odcinka.

Ołtarz na świeżym powietrzu w Sierakowicach © gdynia94


Oznaki wiosny :) © gdynia94


Co ja pacze :D © gdynia94




Mimo złej drogi do Lęborka docieramy dość szybko, od Sierakowic był to jeden wielki zjazd.

Główny cel na dziś osiągnięty © gdynia94


Na pierwszy rzut oka Lębork ma wiele ścieżek rowerowych, choć nie brakuje na nich spacerujących ludzi. Trochę kręcimy się szukając rynku, którego jak się okazało nie ma. Jest za to starówka, gdzie siadamy na 10-15 minut.

Bliżej nieznany nam budynek w Lęborku © gdynia94


Kolejny lęborski budybnek - tym razem kościół © gdynia94


Bardzo ładna, zadbana starówka Lęborka © gdynia94


W Lęborku jeżdżą czołgi! © gdynia94


Powrót planujemy krajową 6 do samej Gdyni. Według mapy samochodowej po drodze miał być tylko 10-kilometrowy odcinek bez pobocza. Jak się okazało, bez pobocza jechaliśmy prawie 20 kilometrów, ruch na krajówce na szczęście był dziś niewielki. Pobocze pojawiło się od miejscowości Strzebielino.

Powrót krajową 6 do samej Gdyni © gdynia94


Omijając kolejną 'wieś', Luzino, czeka nas ostatni, długi podjazd gdzie jadący pod górę mają do dyspozycji 2 pasy. 'Wieś', ponieważ Luzino to jedna z największych wsi w Polsce, przypominająca miasteczko. Ma 7,5 tysiąca mieszkańców. Podobne miejscowości pod Wejherowem to wcześniej wspomniane Strzebielino (5000), Gościcino (5500) i Bolszewo (7000) - wszystkie leżące przy drodze krajowej 6. Przed Wejherowem spowolnił nas nieco wiatr, który dziś jest bardzo zmienny. Nie jest silny lecz ciężko było tak naprawdę określić z której strony wiało. Ostatni etap dzisiejszej wycieczki to przejazd Małego Trójmiasta Kaszubskiego (Rumia, Reda, Wejherowo) i powrót do Gdyni.

Jesteśmy zadowoleni, że udało się w pełni wykorzystać wręcz letnią dziś pogodę oraz bez problemu pokonać trasę wiodącą przez pofałdowany, kaszubski teren. Z każdym dniem widać poprawę i być może już za tydzień wybierzemy się na 200 kilometrów. Na razie w planach jest Hel, trasę rozszerzymy zapewne o kilka nadmorskich miejscowości.


Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
102.48 km 0.00 km teren
04:41 h 21.88 km/h:
Maks. pr.:61.40 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Huraganowa setka + relacja z kolosów

Niedziela, 11 marca 2012 · dodano: 11.03.2012 | Komentarze 6

Ostatnie 2 dni nie wsiadaliśmy na rowery – w piątek cały dzień spędziliśmy na Kolosach (relacja poniżej), wczoraj zaś cały dzień padało. Dziś pogoda poza bardzo silnym wiatrem była idealna i postanowiliśmy wyruszyć na pierwszą setkę w tym sezonie. Trasę zaplanowaliśmy tak, by 20 kilometrów przejechać miastem (gdzie wieje nieco słabiej), 15 kilometrów pokonać lasem i ostatnie 10 kilometrów przemęczyć się pod wiatr. Jako cel wybraliśmy Gniewino – miejscowość będącą ośrodkiem reprezentacji Hiszpanii podczas Euro 2012.

Ruszyliśmy kilka minut po godzinie 10 w kierunku Wejherowa. W Rumi zjechaliśmy z chodnika przy krajowej 6 na nowo wyremontowaną ulicę Towarową biegnącą równolegle po drugiej stronie torów do samej Redy. Od dziś przejeżdżając tam będziemy wybierali właśnie tą ulicę, ponieważ jest lepszą opcją niż jazda po chodnikach między ludźmi. Za Wejherowem opuszczamy zabudowania i skręcamy na drogę wojewódzką 218 biegnącą do Krokowej. Najpierw pokonujemy stromy podjazd za miastem, następnie jedziemy do samego zjazdu na Tyłowo zatrzymując się tylko na chwilę przy pomniku Ofiar Piaśnicy. Cały ten odcinek jechaliśmy lasem, więc wiatr nie przeszkadzał aż tak bardzo. Wyjeżdżając z lasu, przy podmuchach zatrzymywał nas niemal w miejscu i na niektórych odcinkach jazda 13 km/h była wszystkim co dało się wycisnąć, ale bez większych problemów udało się dotrzeć do Nadola.

Najpierw udajemy się na molo. Fale na Jeziorze Żarnowieckim były dziś takiej samej wielkości jak na morzu, dość dziwny, niecodzienny widok ;) W takim wietrze jeszcze nigdy nie jeździliśmy. Później wpadamy do sklepu przed wjazdem pod górę do Gniewina. Ten podjazd jest jednym z najbardziej stromych (aslfaltowych) na Pomorzu, można na nim sprawdzić swoją aktualną kondycję. W Gniewinie odwiedzamy stadion gminny i hotel, gdzie będą trenować i przebywać piłkarze reprezentacji Hiszpanii podczas tegorocznego Euro. Na pewno w tym czasie nas tam nie zabraknie – będzie okazja by spotkać gwiazdy światowego futbolu, być może uda się zrobić z kimś zdjęcie ;) W sierpniu zeszłego roku także byliśmy w Gniewinie. Zainteresowanych odsyłamy tutaj.

Z Gniewina udajemy się w drogę powrotną. Od teraz wiatr mamy w plecy i pędzimy w kierunku Rybna na ostry zjazd, gdzie wyciskamy ponad 60 km/h. Dalej jedziemy szosą przez kilka wsi wyjeżdżając w Bolszewie. Przecinamy krajową 6 kierując się do centrum Wejherowa. Odwiedziliśmy starówkę i rynek gdzie prawie nigdy nie zajeżdżamy będąc w Wejherowie. Do Gdyni obraliśmy drogę przez Koleczkowo by dokręcić trochę kilometrów i uniknąć jazdy po mieście. Zaraz za Wejherowem czekał na nas kolejny podjazd. Może nie tak stromy jak ten koło Gniewina, lecz dość długi i równie męczący. Trochę czuliśmy już w nogach dzisiejszą walkę z wiatrem i sporą liczbę podjazdów. Potem już nic ciekawego, dalszy przejazd wojewódzką 218 do Koleczkowa i zjazd lasem do Gdyni.

Była to pierwsza setka w sezonie i teraz dystanse będą coraz dłuższe. Mimo silnego wiatru wyjazd był dobrą decyzją – czuć już lekki wzrost formy i od teraz planujemy zacząć cotygodniowe, długie wycieczki tak jak to było rok temu. Pogoda zaczyna sprzyjać, w następnym tygodniu temperatura może podnieść się nawet o 10 stopni. Mamy nadzieję, że minusów już w tym roku nie zobaczymy.


Po drodze mijaliśmy groby piaśnickie.




Droga leśna chroni nas przed wiatrem.




Rury, którymi woda spływa z góry i wytwarza energię. Na zdjęciu tego nie widać, ale są one ogromne.


Jezioro Żarnowieckie i fale jak na morzu :)


Molo nad jeziorem Żarnowieckim.


Zbliżenie na opustoszałe obiekty niedoszłej elektrowni atomowej. Więcej o niej w linku na początku wpisu.


Wspomniany wyżej morderczy podjazd.




Wieża widokowa w Gniewinie. Rok temu w marcu wchodziliśmy na nią, mimo, że obiekt był zamknięty. Mowa o tym wpisie.


Zaraz po wjeździe do Gniewina, czuć klimat Euro.


Obiekty te będą w czerwcu używane przez hiszpanów :)






Gminny stadionik skorzystał na Euro, jak cała miejscowość.


Kościółek w Bolszewie koło Wejherowa.


To je króci, to je dłudzi!


Wielokrotnie przez Wejherowo przejeżdżaliśmy, ale rynku nigdy nie pokazaliśmy. Teraz nadrabiamy :)


Założyciel Wejherowa we własnej osobie.


Bardzo fajnie wykonana mapka miasta.




Zabytkowa drabina strażacka w Wejherowie.




Kolosy - relacja z piątku

Niemal cały piątek przesiedzieliśmy w Hali Widowiskowo-Sportowej w Gdyni gdzie odbywały się Kolosy - coroczne spotkania podróżników, alpinistów i żeglarzy. Wśród nich nie zabrakło też rowerzystów - między innymi mieliśmy okazję oglądać prezentacje: 'Rowerem dookoła Bałtyku', 'Rowerem przez Kordyliery' czy '800km bmx'em w 8 dni'. Największe wrażenie zrobił na nas gość, który zdobył Koronę Gór Polskich na czas. Przygotował samochód na potrzeby tego rekordu i w 5 dni i 13 godzin zdołał zdobyć 28 szczytów (od Karkonoszy pod Bieszczady). Najciekawszą prezentacją było 'Rowerem przez Kordyliery'. Przezabawny, wyluzowany rowerzysta, który przejechał Kanadę wzdłuż, wycieczkę kończąc w Las Vegas. Po drodze spał w schronisku dla bezdomnych, kąpał się w jakuzzi z facetem, zamarzał mu namiot, z wody robił się lód... :) (więcej można znaleźć tutaj). Inne prelekcje również były ciekawe, wszystko zależało od tego w jaki sposób ich autorzy je przedstawią. Do domów wróciliśmy po 23. W sobotę także mieliśmy zamiar zjawić się na hali, jednak na kolosy uderzyła masa ludzi. Nie szło się dopchać :( Hala była praktycznie cały czas pełna. około 4000 ludzi oglądało każdą z prelekcji na dużej sali, a była też mała, na której równocześnie także odbywały się prezentacje. Sam piątek wystarczył nam jednak utwierdzić nas w przekonaniu, że jest to świetna impreza. Zapraszamy wszystkich do Gdyni, bo warto!


















Narodowy stadion rugby. Jedyny obiekt w Polsce przeznaczony tylko i wyłącznie pod rugby oraz jedyny obiekt w Polsce posiadający sztuczną murawę.




.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
128.94 km 3.00 km teren
05:31 h 23.37 km/h:
Maks. pr.:68.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Elektrownia atomowa oraz fundusze unijne, czyli jak zmienić wieś w metropolię :)

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 4

Wyjeżdżamy po godzinie 12 kierując się w stronę Wejherowa. Pogoda taka sobie - sporo chmur, co jakiś czas mocne podmuchy wiatru, ale słońce przebijało się, więc nie było najgorzej. Po dojechaniu do Wejherowa przez Rumię i Redę, kierujemy się do miejscowości Nadole, gdzie niedawno byliśmy. Znowu mijamy elektrownię wodną Żarnowiec i po chwili dojeżdżamy do miejsca, gdzie Przemkowi ostatnio odpadła połowa kierownicy, tym razem nic podobnego się na szczęście nie stało :)

Posiedzieliśmy trochę na ławce w Nadolu żeby odpocząć przed wymagającym podjazdem w stronę Gniewina. Ostry podjazd jest zrozumiały - jedzie się bowiem równolegle do ogromnych rur które zaczynają się na szczycie górki a kończą w budynku elektrowni wodnej. Na górze znajduje się sztuczny zbiornik. Woda pompowana jest do góry a potem spada rurami w dół do budynku elektrowni, wytwarzając energię. Niedaleko zbiornika znajduje się wieża widokowa 'Kaszubskie oko'. Znowu odsyłamy do naszego marcowego WPISU, w którym znajduje się zarówno więcej zdjęć wieży widokowej, elektrowni wodnej, jak też hotelu Nadole, z którego już nic nie zostało (ostatnio pisaliśmy o tym więcej).




Dinozaury na terenie wieży widokowej.

Naszym głównym celem wycieczki była miejscowość Gniewino. Dowiedzieliśmy się ostatnio, że będzie to ośrodek treningowy na zbliżające się Euro 2012. Z tej okazji ze wsi zrobiło się całkiem fajne miasteczko. Wszystko za sprawą funduszów unijnych, stąd tytuł wpisu.

Kilkaset metrów za wieżą widokową napotykamy pierwszy ślad dający do zrozumienia, że coś będzie się tu działo za niecały rok. Rondo Kazimierza Górskiego i betonowe piłeczki. Jadąc dalej mijamy billboard wyjaśniający o co chodzi oraz zegar odliczający czas do rozpoczęcia się mistrzostw. Wzdłuż ulicy biegnie nowiutka promenada ze ścieżką rowerową oraz ławkami. Kto by się spodziewał takich atrakcji w Gniewinie jeszcze 2 lata temu :O







Dojeżdżamy do centrum Gniewina i podążamy za tabliczkami 'Stadion'. Mijamy Halę Widowiskowo-Sportową i dojeżdżamy do stadionu gminnego, sporego hotelu wybudowanego najprawdopodobniej dla zawodników oraz drugiego boiska i otaczających je obiektów. Robi to wrażenie.







Gdy zobaczyliśmy już co mieliśmy zobaczyć, wróciliśmy z powrotem pod wieżę widokową i zjechaliśmy tym samym zjazdem, pod który jakiś czas temu musieliśmy wjechać. Nowy rekord prędkości - 68,6 km/h :D

Początkowo w planach mieliśmy wrócić z powrotem na drogę wojewódzką i udać się do Krokowej, jednak zmieniamy założenia i jedziemy rzucić okiem na niedoszłą, jedyną Polską elektrownię atomową Żarnowiec. Pewnie słyszeliście co nie co - kiedyś głośno było o tym w mediach przy okazji tematu energii atomowej w Polsce, czy katastrofy Fukushimy. Oto zdjęcia:


3 spore budynki mieszkalne, które miały być przeznaczone dla pracowników elektrowni. Teraz nadaje się to tylko do wyburzenia.


A to właśnie niedoszła elektrownia atomowa, a w zasadzie betonowa obudowa jednego z reaktorów. Zdjęcie zrobione na przybliżeniu, niestety nie da się podejść bliżej.


Bardzo fajny filmik pokazujący ten obiekt z bliska.

Trochę zgłodnieliśmy, więc jedziemy do Krokowej, gdzie najadamy się do syta w tamtejszej pizzerii. Następnie wjeżdżamy na ścieżkę rowerową utworzoną na linii kolejowej. Kiedyś mieliśmy przyjemność nią jechać, jednak tylko kawałek. Teraz przejechaliśmy cały dystans z Krokowej do Swarzewa (18km). W miejsce rozebranej linii kolejowej wylano asfalt. Koszt inwestycji to ponad 3 miliony złotych, trzeba przyznać - świetnie wykorzystanych. W mgnieniu oka pokonujemy całą długość ścieżki i wyjeżdżamy w Swarzewie.


Jakiś kościółek w Krokowej.


A to wyżej opisana ścieżka rowerowa w miejscu rozebranej linii kolejowej. Oby więcej takich inwestycji na Pomorzu.

Następnie znowu ścieżką rowerową, tym razem biegnącą wzdłuż zatoki puckiej dojeżdżamy do Pucka i wracamy standardowo do Gdyni. Wyjazd bardzo udany.
Przy okazji musimy wspomnieć, że ostatnie 4 wpisy (wraz z dzisiejszym) nie jechaliśmy w pełnym składzie. Olaf był w tym czasie w Lubawie, jednak jechał tam rowerem. Poza tym zdążył nabić w sierpniu już dużo więcej kilometrów, kiedy Kamil był w Tatrach. Kilometry się więc zgadzają, więc dodajemy wpisy. Teraz będziemy już jeździć razem :) W najbliższym czasie planujemy zorganizować wyjazd, w którym prawdopodobnie padnie nowy rekord dystansu. Trzymajcie kciuki!



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
101.65 km 0.00 km teren
04:09 h 24.49 km/h:
Maks. pr.:53.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Stówka

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

100km kręcenia się po okolicy, bez pomysłu.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
105.59 km 8.00 km teren
04:37 h 22.87 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rozebrany hotel w Nadolu oraz "małe" problemy z kierownicą :D

Środa, 10 sierpnia 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 5

Kamil wrócił już z Tatr i po 2 tygodniach w końcu wracamy do wspólnej jazdy. Pogoda nie poprawiła się, wręcz przeciwnie - jest jeszcze gorzej niż w lipcu. W ostatnich dniach zaczęło mocno wiać tak więc trasę ustaliliśmy właśnie pod kątem panującego wiatru.

Wyruszamy w trójkę, wraz z Przemkiem. Najpierw udajemy się do Wejherowa jadąc pod wiatr, tam odbijamy na drogę wojewódzką w kierunku Krokowej wiodącą przez zalesione tereny. Bez wiatru po gładkim asfalcie jedzie się bardzo szybko, niestety wielu turystom jadącym w kierunku nadmorskich kurortów bardzo się spieszy i mijają nas z prędkościami porównywalnymi do tych na autostradzie. Po ponad 10 kilometrach skręcamy w kierunku Gniewina i po jakimś czasie mijamy elektrownię wodną Żarnowiec.



Chcieliśmy sprawdzić się na podjeździe, który na początku sezonu sprawił niemały problem (jest to jeden z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszy podjazd na Pomorzu) i przy okazji wejść (tym razem legalnie) na punkt widokowy 'Oko kaszubskie'. Niestety w Nadolu rower Przemka doznaje bardzo nietypowego defektu. Fakt, rower może i jest leciwy, ale kto by przypuszczał, że kierownica przełamie się na pół? :D Zamiast myśleć jak wrócić z takim defektem, śmiejemy się wszyscy przez dobre kilkanaście minut. Dojeżdżamy do sklepu na szybkie zakupy a następnie zastanawiamy się nad drogą powrotną.


I jak tu się nie śmiać :D

Z tej okolicy nie jeżdżą żadne pociągi, tak więc trzeba dostać się do Pucka lub Wejherowa. Do Wejherowa było około 20 kilometrów, jednak jazda po tak ruchliwej ulicy z tego typu awarią jest szalenie niebezpieczna. Do Pucka mieliśmy trochę więcej, bo 27 kilometrów, jednak zdecydowanie mniej uczęszczanymi drogami, więc namówiliśmy Przemka na tą właśnie opcję.

Zajechaliśmy jeszcze na chwilę pod nasz ulubiony hotel w Nadolu. Gdy byliśmy tam w marcu, stał nienaruszony, lecz ogrodzony i nadający się wyłącznie do rozbiórki. Gdy pojechaliśmy tam w kwietniu, rozbiórka trwała już w najlepsze. Teraz pozostały już tylko sterty gruzu. Olbrzymi, PRLowski hotel zniknął na dobre.

Najciekawsze zdjęcia dostępne są
TUTAJ, gdzie dokładnie opisaliśmy naszą marcową wycieczkę. Możecie porównać sobie hotel sprzed kilku miesięcy, do sterty gruzu zamieszczonego niżej.


Tyle pozostało z hotelu..


Zajechaliśmy także na moment nad jezioro Żarnowieckie.

Przemek chwyta więc połowę kierownicy w lewą dłoń, a tą ułamaną część trzyma przy nodze zmieniając co jakiś czas przerzutki lub hamując :). 8 kilometrów to droga gruntowa, dalej jedziemy już asfaltem z wiatrem w plecy. Nawet maszyna z połową kierownicy wyciągała bez problemu 40 km/h :D. W Pucku Przemek wsiada w pociąg nie chcąc dalej narażać swojego zdrowia, a my wracamy rowerami - każdy własnym tempem.


Koniec wycieczki dla Przemka i jego nie do końca sprawnego roweru.

Do końca wakacji chcemy zorganizować jeszcze 2 długie trasy i wypad kilkudniowy, będziemy jeździć bardzo często niestety jesteśmy prawie w pełni zależni od pogody, która doprowadza nas powoli do furii.

Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
117.72 km 0.00 km teren
04:41 h 25.14 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kaszubski Park Miniatur

Czwartek, 21 lipca 2011 · dodano: 22.07.2011 | Komentarze 5

Na dziś zaplanowaliśmy wycieczkę, którą mieliśmy zrealizować ponad tydzień temu. Do tej pory nie udało się, winna w tym wszystkim jest pogoda. Zawodzi nas już od prawie miesiąca, a te dni w których dopisuje (a jest ich w te wakacje naprawdę mało) staramy się wykorzystywać jak tylko się da. Dziś pogoda była bardzo niepewna. Wszystkie prognozy wskazywały na deszcz, jednak przelotny. Postanowiliśmy więc zaryzykować i opłaciło się. Kropiło tylko przez chwilę i obyło się bez żadnych problemów pogodowych na całej trasie.

Wyjeżdżamy kilka minut przed godziną 14 i pokonujemy standardową drogę do Kartuz. Wszystko zapowiadało na deszcz oraz burzę. Było bardzo duszno, chwilami lekko kropiło, ale już w Kartuzach wyszło słońce, które później pojawiało się co jakiś czas na niebie. Wjeżdżamy na drogę w kierunku Mirachowa, gdzie znajduje się nasz dzisiejszy cel – Kaszubski Park Miniatur. Odcinek bardzo kręty, ze stromymi podjazdami i zjazdami, na których można było wyciągnąć przyzwoite prędkości. Po około 16 kilometrach dojeżdżamy na miejsce. Wstęp do parku to jedyne 6 złotych (bilet ulgowy), można tam zobaczyć miniatury budowli z całego świata, Polski, a także tych lokalnych – kaszubskich. Spędzamy tam około 30 minut, poniżej zdjęcia:


Na samym początku wita nas Pan Prezydent Lincoln :)


Kaszubski akcent na początku zwiedzania.


A to już Mount Rushmore i wyryte w skale 4 głowy prezydentów USA.


To oczywiście Big Ben.


Sfinksa z Gizy także nie mogło zabraknąć.


Biały Dom. Baracka akurat nie było :(


Krzywa wieża w Pizie i kozy znajdujące się na terenie parku


Brama Brandenburska.


Statua Wolności.


A to już miniatury zabytków kaszubskich. Zamek Krzyżacki w Bytowie, którego zdjęcie jest już od dawna na naszym blogu (majowa wycieczka do Bytowa).


Ogromna miniatura kościoła mariackiego w Gdańsku.


Latarnia Morska z Helu. Jej zdjęcie także jest na naszym blogu od jakiegoś czasu.


Żuraw Gdański, ten budynek też Wam kiedyś pokazywaliśmy.


Pałac w Rzucewie, także gościł na naszym blogu.


A to jedna z najwyższych latarni morskich w Europie - latarnia ze Świnoujścia.

Po zwiedzeniu parku miniatur udajemy się w kierunku Luzina by nie wracać tą samą drogą. Z czasem pogoda staje się całkiem ładna, w porównaniu z ostatnimi dniami, kiedy nie rozpieszczała. Po 25 kilometrach dojeżdżamy do Luzina. Mamy zamiar przedostać się stamtąd do Wejherowa, lecz kierunkowskazy chcą wyprowadzić nas na krajową 6. Nie mając specjalnej ochoty na jazdę wraz ze sznurem samochodów, wracamy się kawałek wjeżdżając na lokalną drogę, także prowadzącą do Wejherowa. Do Gdyni wracamy drogą wojewódzką nr 218 – jest to lepsza opcja niż przedostawanie się chodnikami przez 15 kilometrów miastem. Na początku pokonujemy stromy podjazd, na którym byliśmy ostatnio pierwszy raz. Po tylu kilometrach wzniesień, które mieliśmy za sobą, wjeżdżamy z niemałym trudem (wystarczy spojrzeć na profil terenu dołączony do mapki). Ostatnie 20 kilometrów to powrót dobrze znanym już odcinkiem przez Nowy Dwór Wejherowski i Koleczkowo.

Od następnego tygodnia pogoda ma się znacznie poprawić, tak więc mamy już małe plany. Niestety od początku sierpnia odpadnie nam ponad tydzień wspólnego jeżdżenia – mimo wszystko liczymy na to, że do końca wakacji uda się jeszcze zaliczyć czterystokilometrowy wypad.



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
102.52 km 5.00 km teren
04:22 h 23.48 km/h:
Maks. pr.:48.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Śladem rozebranej linii kolejowej

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 3

Po dłuższej przerwie w końcu obaj znaleźliśmy czas na rower. Pogoda nareszcie dopisała i poza wiatrem było idealnie. Ruszamy dopiero o 16, wyjeżdżamy w kierunku Wejherowa. Wraz z wyjazdem z Gdyni kończy się ścieżka rowerowa, więc przez około 15 kilometrów (poza odcinkiem Reda-Wejherowo, gdzie jechaliśmy poboczem) trzeba przebijać się chodnikami. Mimo wszystko jedzie się bardzo lekko, bo dość mocno zawiewa w plecy. W Wejherowie odbijamy na drogę wojewódzką w kierunku Krokowej i za stromym podjazdem skręcamy w leśną, asfaltową drogę prowadzącą aż do Darżlubia. Ruch znikomy, na dodatek drzewa chronią przed wiatrem i słońcem. Jechało się nam na tyle dobrze, że postanowiliśmy, że będziemy częściej odwiedzać tamte rejony. Mieszkamy przecież blisko, a jeździliśmy tam tylko drogami wojewódzkimi.


Leśna, 10kilometrowa ścieżka rowerowa prowadząca do Darżlubia.

Wyjeżdżając z lasu kierujemy się do Mechowa – tam małe zakupy oraz szybka wizyta przed Mechowskimi Grotami. Nie było sensu wchodzić do środka, bo z autokaru, który mijał nas po drodze do Mechowa, wysiadła spora wycieczka dzieciaków i kierowała się właśnie do grot.


A oto i one, Groty Mechowskie z zewnątrz. Jak podaje wikipedia, jest to jaskinia sufozyjna, jedyna tego typu w Polsce i w Europie Północnej, osobliwość geologiczna, udostępniona do zwiedzania za opłatą.

Dalej jedziemy ścieżką rowerową, która doprowadzić ma nas do Starzyńskiego Dworu. Jest nią droga polna, jednak dość dobrze oznaczona. Po krótkim czasie wyjeżdżamy na szosę. Stamtąd widać już bardzo dobrze ścieżkę rowerową biegnącą po śladzie rozebranych torów kolejowych. Ma ona ponad 17 kilometrów i biegnie od Swarzewa do Krokowej. Niedawno za sprawą bloga Michuss'a dowiedzieliśmy się o istnieniu tej ścieżki rowerowej i postanowiliśmy wybrać się na bardzo podobną wycieczkę. Koszt inwestycji to ponad 3 miliony złotych otrzymane od Unii Europejskiej. Rozebrano tory kolejowe i w ich miejsce wylano asfalt. Jedzie się tam bardzo przyjemnie.



Ze ścieżki rowerowej zjezdżamy w Łebczu, lecz kiedyś napewno przejedziemy jej cały odcinek. Pogoda zaczyna się psuć. Słońce chowa się za chmurami, robi się chłodno a wiatr zrywa się coraz bardziej. Z Łebcza prowadzi już droga asfaltowa, co jakiś czas zjeżdżamy na ścieżki rowerowe mijanych wsi. Jastrzębia Góra w sezonie jest bardzo zatłoczona, a gdy byliśmy tam w marcu, nie było śladu życia. Siedzimy około pół godziny, przy okazji zjadamy po zapiekance.


Zatłoczona Jastrzębia Góra.


Nad Bałtyk też na chwilę podjechaliśmy.

Powrót jest jeszcze cięższy, zaczyna wiać coraz mocniej. W planach mieliśmy dojazd ścieżką z Łebcza do Swarzewa, jednak musielibyśmy kilka kilometrów jechać wprost pod wiatr, dlatego rezygnujemy. Jedziemy więc szosą do samego Pucka. Przejeżdżamy między wiatrakami, które przy takiej pogodzie działają na pełnych obrotach. Z chmur można przewidzieć burzę, powoli zaczyna kropić, jednak po chwili znów przestaje i tak prawie do samej Gdyni. Odcinek za Puckiem to nic specjalnego bo znamy go dobrze, z czasem wiatr słabnie i już na około 10 km przed metą w ogóle nie daje się we znaki.

Wycieczka jak najbardziej udana. W Jastrzębiej Górze byliśmy do tej pory tylko raz i do tego przejazdem, więc fajnie było się tam przejechać, zwłaszcza tak nietypową trasą. W najbliższym czasie postaramy się jeździć więcej, chociaż jak wynika z prognoz, pogoda może nam w tym mocno przeszkodzić. Gdy jechaliśmy dziś leśną ścieżką do Darżlubia i rozmawialiśmy podczas jazdy, zaplanowaliśmy nawet wypad kilkudniowy, który może uda nam się zorganizować w wakacje. Nic jednak nie jest pewne, tak więc teraz skupiamy się na poprawieniu kondycji, która spadła w ostatnich dniach.



.
Kategoria od 100 do 149 km


Dane wyjazdu:
134.75 km 2.00 km teren
06:46 h 19.91 km/h:
Maks. pr.:61.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Stówka przekroczona! Żarnowiec - Karwia - Władysławowo

Niedziela, 27 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 5

Koniec marca oznacza koniec pieprzenia się z krótkimi trasami :) Dziś mocne uderzenie - pierwsza setka w sezonie i z pewnością najbardziej interesująca trasa ze wszystkich do tej pory.


Groby Piaśnickie - w drodze do Żarnowca

Elektrownia Żarnowiec - mimo, że jest to elektrownia wodna, kojarzy się z pierwszym projektem budowy elektrowni jądrowej w Polsce, niestety nieudanym.
Wyruszyliśmy wcześnie rano. o 8.45 zaczęliśmy jazdę. Pierwszy etap identyczny jak sprzed tygodnia - Rumia, Reda, Wejherowo. Potem jednak odbijamy na wojewódzką drogę nr 218. Sama jazda do Elektrowni to jedynie 45 km, czyli stosunkowo nieduża część naszej wycieczki.




Ogromne rury pompujące wodę do górnego zbiornika. W jednej z takich rur spokojnie zmieściłby się autobus.

Po znalezieniu budynku elektrowni - sesja zdjęciowa a potem bardzo ostra jazda pod górę na punkt widokowy. Po męczącym wjeździe okazuje się, że punkt jest nieczynny. Uznajemy jednak, że musimy jakoś dostać się na górę. Przeskakujemy więc przez płot i wchodzimy po schodach. Po zrobieniu kilku zdjęć, ciśniemy na dół, tą samą drogą. Wyciskamy ponad 61 km/h :) Możecie sobie wyobrazić jak stromy był to podjazd.













Po zjeździe na dół, kierujemy się do miejscowości Nadole. Główny cel to opustoszały hotel, niegdyś oferujący zakwaterowanie dla pracowników elektrowni oraz turystów. Pierwsze co rzuca się w oczy to wielkość tego miejsca. Wzniesiony w latach 70. hotel jest ogromny. Od lat 80. służył budowniczym pierwszej Polskiej elektrowni jądrowej, po zakończeniu budowy miał także służyć jej pracownikom. Działał on jeszcze do 2000 roku, wykorzystywany przez turystów przyjeżdżających nad jezioro Żarnowieckie. Był jednym z największy takich obiektów w woj. pomorskim, teraz jest wykorzystywany jedynie przez pasjonatów Paintball'a :)
Poniżej zamieszczamy zdjęcia z Nadola.







Najśmieszniejsze jest to, że dopiero po powrocie do Gdyni dowiedzieliśmy się o tym, że hotel będzie niedługo rozebrany. Podpisano już umowę, ogrodzono teren siatką (pod którą musieliśmy się przeczołgać :D) i w ciągu dwóch miesięcy hotelu już nie będzie. Idealnie trafiliśmy więc z terminem wycieczki. Dobrze, że robotnicy nie pracują w niedzielę :)



[/url]





A tutaj wklejamy filmik z youtub'a nakręcony w 2009 roku, kiedy hotel jeszcze jako tako wyglądał. Widać na nim także nieskończoną elektrownię atomową, której nie byliśmy w stanie sfotografować.



Następnie wjeżdżamy na molo w Nadolu i tam zaspokajamy głód. Jazda po okolicach elektrowni oraz Nadolu kosztowała nas sporo czasu. W dalszą podróż wyjeżdżamy dopiero o 13.30.



Objeżdżamy ogromne jezioro Żarnowieckie (aż 14,31 km2) i kierujemy się do samej miejscowości Żarnowiec. Następnie jedziemy drogą wojewódzką przez Krokową, Karwię, Jastrzębią Górę, Rozewie, aż do Władysławowa. Tam się rozdzielamy. Kompletnie wykończony Mateusz wsiada w pociąg, Olaf musi szybko wracać do domu, więc rozdziela się od nas i daje z siebie wszystko aż do Gdyni, a ja ostatnie 40 km powoli wracam do Trójmiasta przez Puck i Rumię, o 19 meldując się w domu.




Latarnia morska w Rozewiu.

Wycieczka była naprawdę udana, mnóstwo ciekawych miejsc, dobrej jakości drogi, mimo niskiej temperatury - ciągłe słońce. Na liczniku 135 km. Jesteśmy zadowoleni i planujemy kolejną wycieczkę, prawdopodobnie na Kościerzynę. Podobno ma byc cieplej.





Powoli kończy się marzec, więc możemy go podsumować już teraz. Planowaliśmy na ten miesiąc 4 trasy weekendowe - wszystkie udało się zorganizować. Jesteśmy więc bardzo zadowoleni i z niecierpliwością oczekujemy kwietnia i prawdziwej wiosny. Tyle na dzisiaj, zmęczeni idziemy spać :)

.
Kategoria od 100 do 149 km