Info
Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.
Kategorie wycieczek
Rekordy dystansu
1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km
Kontakt
Licznik odwiedzin
Archiwum bloga
- 2017, Październik1 - 0
- 2017, Sierpień25 - 20
- 2016, Wrzesień4 - 0
- 2016, Sierpień16 - 18
- 2015, Sierpień9 - 1
- 2015, Czerwiec4 - 0
- 2015, Maj6 - 2
- 2015, Kwiecień2 - 2
- 2015, Marzec1 - 0
- 2015, Luty4 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 0
- 2014, Październik2 - 4
- 2014, Czerwiec4 - 5
- 2014, Marzec1 - 1
- 2014, Luty2 - 1
- 2013, Grudzień1 - 1
- 2013, Październik2 - 2
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień1 - 1
- 2013, Lipiec1 - 9
- 2013, Czerwiec24 - 55
- 2013, Maj13 - 40
- 2013, Kwiecień8 - 26
- 2013, Marzec7 - 29
- 2013, Luty8 - 21
- 2013, Styczeń10 - 31
- 2012, Grudzień6 - 35
- 2012, Listopad11 - 35
- 2012, Październik5 - 14
- 2012, Wrzesień4 - 12
- 2012, Sierpień5 - 10
- 2012, Lipiec6 - 16
- 2012, Czerwiec13 - 13
- 2012, Maj6 - 32
- 2012, Kwiecień12 - 37
- 2012, Marzec16 - 50
- 2012, Luty8 - 17
- 2012, Styczeń4 - 21
- 2011, Grudzień2 - 11
- 2011, Listopad1 - 9
- 2011, Październik1 - 3
- 2011, Wrzesień4 - 30
- 2011, Sierpień10 - 32
- 2011, Lipiec9 - 34
- 2011, Czerwiec11 - 44
- 2011, Maj11 - 39
- 2011, Kwiecień10 - 32
- 2011, Marzec7 - 20
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Październik1 - 0
Dane wyjazdu:
110.87 km
0.00 km teren
05:55 h
18.74 km/h:
Maks. pr.:46.37 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Postawić nogę w Czechach! - dzień 4
Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 28.06.2013 | Komentarze 2
Poranek po pierwszej nocy na dziko całkiem ładny, ale wokół jest wilgotno. Wstajemy później niż zaplanowaliśmy i zaraz po pobudce na nasze miejsce noclegowe wpada Jarek. Z jego wpisu na blogu wiemy, że był na miejscu trochę wcześniej ale nie chciał nas budzić, dzięki :D Trochę czasu zajęło nam zwijanie się ale ostatecznie w miarę wcześnie wyjechaliśmy zaczynając od odwiedzenia okolicznych terenów powykopaliskowych :). Znów niełatwo było przedzierać się załadowanymi rowerami ale na pewno było warto. Widoczki jak z kanionów amerykańskich normalnie :D Następnie zjechaliśmy do Bytomia znaleźć jakąś knajpkę do zjedzenia śniadania. Niestety najwyraźniej byliśmy za wcześnie, bo lokale pootwierane były zazwyczaj od godziny 12. Śniadanie zrobiliśmy więc sobie sami, po czym ruszyliśmy w kierunku Gliwic. Jechaliśmy krajową drogą 78 wzdłuż nowej autostrady A1. Niestety wspólny odcinek jazdy z Jarkiem dobiegał końca i musieliśmy się rozdzielić. Dostaliśmy jeszcze na dalszą drogę kanapki, które zostały Jarkowi po nocce w pracy, za co również wielkie dzięki (dobre były) :).Nawet stok narciarski można znaleźć na Śląsku w tak "dzikich" terenach :)
Pamiątkowa fotka z Jarkiem przed rozdzieleniem się.
Radiostacja Gliwice. Mamy swoją wieżę Eiffla na Śląsku! :D
Rynek w Gliwicach.
Po wizycie na gliwickim starym mieście ruszamy na Rybnik. Tu teren pokazuje, że jesteśmy coraz bliżej gór. Za samym Rybnikiem (także po wizycie na starym mieście) mamy już do czynienia z długimi i stromymi podjazdami/zjazdami – w zasadzie pierwsze poważne przewyższenia podczas wyprawy, trochę trzeba było się namęczyć ;). Niestety chwilę później dorywa nas ulewa i pojawiają się pierwsze objawy burzy. Trochę to odczekaliśmy, ale nie mogliśmy wiecznie siedzieć na przystanku. Gdy padało nieco lżej, wyjechaliśmy w stronę Wodzisławia Śląskiego. Mokrymi ulicami wciąż w deszczu tradycyjnie zajeżdżamy na rynek. Wodzisław leży już bardzo blisko granicy czeskiej, my jednak przekroczyć chcemy ją w Cieszynie, nie w Chałupkach.
Kolejne miasto to Jastrzębie-Zdrój – tutaj pytając się o stare miasto, czy centrum, ludzie nie bardzo wiedzą o co chodzi. Z tego miasta zapamiętamy więc tyle, poza tym, że położone jest już niemal w górach. W międzyczasie Jarek wysyła nam info o niepewnej pogodzie na następne dni i o tanim schronisku w Cieszynie – podobno 15 zł za osobę. Sam Cieszyn to już mega podjazdy ale jesteśmy w stanie jakoś je pokonać mając na uwadze to, że cel na dziś osiągnięty i po 4 dniach w końcu jesteśmy na granicy. Zjeżdżamy na chwilę nad Olzę, robimy pamiątkowe zdjęcie, wbijamy na szybko do Czech po czym zaczynamy poszukiwanie schroniska po polskiej stronie. Tam szybko przekonujemy się, że cena 15 zł to niestety tylko haczyk na takich zabłąkanych, nie orientujących się w okolicy turystów :D 18 zł + obowiązkowa pościel za 7zł za łóżko w wieloosobowym pokoju okazało się najniższą cenowo ofertą. Nie pomogły tłumaczenia, że posiadamy śpiwory. Wprowadzając rowery pytam się drugi raz, czy nie ma tańszej opcji przespania tej nocy. Dopiero wtedy pani w recepcji zasugerowała, że za 7 zł proponuje nocleg doraźny na salce gimnastycznej na ziemi, skoro niepotrzebna nam pościel. No kurde, o coś takiego nam chodziło od samego początku! Po co spać na łóżku z pościelą, której nie potrzebujemy i z obcymi ludźmi, jeśli możemy się walnąć na sali gimnastycznej w śpiworkach :D Na dodatek na salce było pełno materaców, także mogliśmy spać na tylu, na ilu chcieliśmy. Z materaców ułożyliśmy sobie więc bardzo wygodne łóżka.
Rzeka Olza wydzielająca granicę między Polską a Czechami.
Jupi! Od jutra kręcimy już za granicą! :)
Słit focia w lusterku musi być. I to jeszcze w Cieszynie!
Rynek w Cieszynie.
Nasz dzisiejszy super nocleg.
Odświeżyliśmy się i wieczorkiem wyszliśmy na niedaleko położony, cieszyński rynek. Usiedliśmy w pierwszym lepszym ogródku piwnym mając ostatni raz szansę napić się polskiego piwa w centrum miasta (wybierając lokalny, całkiem niezły browar – Brackie). Kupiliśmy jeszcze chleb, wędlinę i keczup żeby zrobić sobie trochę kanapek na kolację. Wracając do schroniska spotkaliśmy jakiegoś Ukraińca, który miał dziś przenocować na salce z nami, jednak nie chciał wejść podczas naszej nieobecności, a więc bardzo fajnie się zachował. Porozmawialiśmy też trochę o naszej podróży, pytał również o rynek pracy w Polsce, w Gdyni. Bardzo w porządku koleś, który po prostu przyjechał do Polski w poszukiwaniu pracy. Lepszego noclegu za pieniądze nie można było sobie dziś wyobrazić – ładnie odnowione łazienki, wygodne materace i to wszystko za jedyne 7 złotych! Po kolacji szybko zasnęliśmy a Ukrainiec jednak się nie pojawił – poszedł do sklepu i gdzieś go wcięło. Nie czekamy już na niego i idziemy spać. Jutro zapowiada się ciekawy dzień - pierwsze kilometry za granicą!
Rynek cieszyński porą wieczorną.
Kolację mieliśmy wykwintną.
.
.
.
Kategoria od 100 do 149 km, Wenecja 2013
Dane wyjazdu:
145.82 km
0.00 km teren
07:02 h
20.73 km/h:
Maks. pr.:41.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Śląsk wita nas zdecydowanie lepszą pogodą - dzień 3
Piątek, 7 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 4
Tak jak przewidywaliśmy, dziś wstajemy trochę późno. Rano wyglądając przez okno można było zauważyć masę rowerów pod tutejszą szkołą w Zelowie. Widok co najmniej dziwny w naszym kraju, no ale najwyraźniej Zelów stał się polskim mini-Amsterdamem :D. Filip decyduje się pojechać kawałek z nami. Najpierw wyprowadza nas na drogę wojewódzką, która prowadzi do samej Częstochowy, potem czas szybko mija nam przy rozmowie podczas jazdy. Dojeżdżamy do Szczercowa położonego przy krajowej 8 i tam Filip wraca do domu po obowiązkowej wspólnej fotce, a my ruszamy w kierunku Częstochowy. Po drodze mijamy jeszcze okolice kopalni nieopodal Bełchatowa.Pomniczek na rynku w Zelowie
Wspólna fotka z Filipem. Dzięki za wszystko! :)
Wspomniane wyżej okolice kopalni.
W Częstochowie chcieliśmy zajechać na stare miasto ale stwierdziliśmy potem, że zobaczymy to co najważniejsze, czyli Jasną Górę. W ten sposób zakończył się etap 'pielgrzymkowy' naszej wycieczki :D. Trwał tam akurat zjazd harcerzy z Polski lub coś w ten deseń. Na dziś został nam ostatni etap do Tarnowskich Gór bądź Bytomia - zależnie od noclegu. Z czasem teren w końcu zaczął się fałdować a słońce coraz mocniej dominowało na niebie. Na to właśnie czekaliśmy bo jazda w takich warunkach była o niebo lepsza niż podczas ostatnich dwóch dni. Potem niestety znów się wypłaszczyło ale kiedy powoli wjeżdżaliśmy w ten gąszcz wszystkich miast Górnego Śląska, wyjechał po nas Jarek (Roadrunner1984). Chwile pogadaliśmy i ruszyliśmy szukać miejsca, gdzie moglibyśmy się umyć. Zajechaliśmy do aquaparku, gdzie Jarek kupił nam bilety byśmy mogli skorzystać z pryszniców. Takiego mycia na trasie jeszcze nie doświadczyliśmy i pewnie jeszcze długo nie doświadczymy :) Z tego miejsca jeszcze raz dzięki, Jarek za gościnę, wspólną jazdę i późniejszą pomoc na trasie.
Z daleka wyłania się już Jasna Góra.
Deptak w Częstochowie.
Pielgrzymka dotarła! :)
Widok z Jasnej Góry.
Wspólna fotka z Jarkiem.
Ogarniamy się przed prysznicem w aquaparku.
Potem zjechaliśmy w teren szukać miejscówki na rozbicie namiotu i tu kolejne zaskoczenie, bo nie spodziewaliśmy się tak dzikich terenów niemalże w sercu konurbacji śląskiej. Niekiedy nie było łatwo przedostawać się naszymi załadowanymi rowerami po podeszczowym błocie ale znaleźliśmy idealne miejsce na nasz pierwszy nocleg na dziko. Zupełnie opustoszały teren a kawałek dalej wielka dziura, która podobno wcale taka duża nie jest bo nieopodal jest coś w stylu Wielkiego Kanionu Kolorado, gdzie następnego dnia zabrał nas Jarek. Rozbiliśmy namiot po czym przyjechał Jarek z jedzeniem i czteropakiem Tyskiego na zbliżającą się noc. Nietrudno więc domyśleć się jak dobre mieliśmy humory. Szkoda tylko, że Jarek musiał spadać do pracy na nocną zmianę. My zaś po 'kolacji' mieliśmy zapewniony spokojny i mocny sen. Następnego dnia kończył się jednak etap jazdy po znajomych, czy rodzinie i miała zacząć się prawdziwa wyprawa w nieznane.
Taki widoczek mieliśmy z namiotu. W następnym dniu pokażemy kilkukrotnie większą dziurę! Kto by się spodziewał takich atrakcji niemal w samym centrum śląskich zabudowań.
Namiocik gotowy, pora spać :)
.
.
.
Kategoria od 100 do 149 km, Wenecja 2013
Dane wyjazdu:
208.17 km
0.00 km teren
09:38 h
21.61 km/h:
Maks. pr.:41.65 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Monotonnego kręcenia po płaskim terenie ciąg dalszy - dzień 2
Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 2
Wstajemy o 7, czyli godzinę później niż to sobie zakładaliśmy. Śniadanko, jakieś kanapki na drogę i jesteśmy gotowi do wyjazdu. Na szczęście za oknem nie pada, chociaż zachmurzenie wygląda nieciekawie. Ciuchy przeschły całkiem nieźle, więc nie było problemu. Przebijamy się do centrum Torunia aby potem zjechać na most na Wiśle. Podczas próby zrobienia zdjęcia, aparat się buntuje i pokazuje brak karty pamięci... Wracać z powrotem, zabrać kartę pamięci i znowu pokonywać tę samą trasę przez centrum byłoby jeszcze większą stratą czasu. Dzwonimy więc do kuzynki Olafa, Agnieszki, i po chwili jej chłopak dowozi nam do centrum kartę pamięci. Dziękujemy, bo strata w czasie byłaby ogromna, a do zrobienia mieliśmy ponad 200km za Łódź :)Wyjeżdżamy z Torunia i w dalszym ciągu poruszamy się krajową jedynką. Wieje nudą ale wieje też w plecy, choć już nie tak mocno jak wczoraj. W zasadzie dopiero teraz wyruszamy w nieznane, bo wczoraj jechaliśmy bardzo dobrze znanym nam odcinkiem, a w samym Toruniu byliśmy trzeci raz. Docieramy do Ciechocinka, który co prawda nie był po drodze ale obaj nie byliśmy tam od dłuższego czasu (ostatni raz chyba na wycieczce klasowej w podstawówce :)). Pooglądaliśmy tężnie, zrobiliśmy małą przerwę i powróciliśmy na główną trasę w kierunku Łodzi.
Widok na stare miasto z mostu na Wiśle w Toruniu. Miejsce zorientowania się, że zapomnieliśmy o karcie pamięci :D
Jazda krajową jedynką często wyglądała właśnie tak ze względu na budowę autostrady A1 za Toruniem.
Letni teatr w Ciechocinku.
Wspomniane wyżej tężnie.
Kolejnym punktem był Włocławek kojarzony głównie z keczupem i drogą przelatującą przez miasto w strasznie kiepskim stanie. Keczup podobno ma zniknąć i trwają różnego rodzaju protesty (nawet akcje na facebook'u) a droga jest remontowana i niedługo kierowcy będą śmigać po nowej jezdni. Wlotówka do Włocławka wita nas napisem "Włocławek miastem biznesu" i przy drodze rzeczywiście witać ogromne zakłady, firmy itp. Zajechaliśmy na plac w centrum, później zjechaliśmy nad Wisłę. Tam Kamil orientuje się, że tylne koło w rowerze znowu zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Mimo, że było centrowane przed samym wyjazdem, coś jest nie tak ze szprychami, które się luzują podczas jazdy i skrzywiają koło na nowo. Było to jednak niegroźne i koło dało radę przez całą wyprawę. Mieliśmy trochę problemów z wyjazdem z Włocławka, a później dalej wałkujemy kolejne kilometry. Ciągle w szarej pogodzie, w nudnej okolicy. Co jakiś czas można było zauważyć prostytutki rozstawione niczym na starcie Formuły1. Te, które stały na wyjazdach ze stacji benzynowych miały pole position haha :D.
Tama we Włocławku.
Bulwar nad Wisłą we Włocławku.
Hala Mistrzów we Włocławku.
Na okolicznych terenach widać skutki lekkiej powodzi. Dużo zalanych pól oraz lokalnych rzek z wysokim poziomem wody. Po drodze wskoczyliśmy jeszcze na chwilę do przydrożnego baru na małe jedzonko, potem zaczęły się przedmieścia Łodzi. Sama Łódź zaskoczyła nas dość pozytywnie, największe wrażenie zrobiła na nas chyba Manufaktura. Wszystko pięknie odrestaurowane, cały kompleks tętni życiem i przypomina osobne, stare miasto. Nieco dalej stoi Biedronka, która chciała się wpasować w klimat swoim zewnętrznym wystrojem, ale za bardzo to się nie udało :D Na ul. Piotrkowskiej niestety remont i mamy okazję pokonywać pierwsze kilometry w terenie przedzierając się co jakiś czas między ludźmi, płotami, czy różnymi materiałami budowlanymi.
Plac Wolności w Łodzi.
Remontowana, najbardziej znana ulica Łodzi - Piotrkowska.
Jakieś dziwadła na Piotrkowskiej.
Wydostajemy się z Łodzi na przedmieścia.
Czas wydostać się w kierunku Zelowa, gdzie dziś spotykamy się z Filipem - mega kolesiem, którego poznaliśmy dzięki blogowi rowerowemu na bikestatsie dawno temu jako jednego z pierwszych znajomych. Zapada zmrok, my w tym czasie dojeżdżamy do Pabianic a potem trochę dalej krajową 14 w zupełnej ciemności, przydają się więc czołówki i kamizelki odblaskowe. Filip wraz ze swoim kolegą wyjechał po nas busem byśmy nie błądzili nocą i skraca nam tym samym trasę o 20 kilometrów :). Dojeżdżamy około godziny 23, siedzimy jeszcze długo w miłym towarzystwie i sączymy browarka, co przełożyło się na późne pójście spać. Od razu zakładamy, że następnego dnia pozwolimy sobie pospać ciut dłużej...
.
Kategoria od 200 do 299 km, Wenecja 2013
Dane wyjazdu:
212.37 km
0.00 km teren
09:08 h
23.25 km/h:
Maks. pr.:52.01 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Fatalna pogoda na początek - dzień 1
Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 4
Z niewielkim doświadczeniem w wyprawach rowerowych zaczynamy podróż w nieznane. 3 tygodnie jazdy po Europie przez 5 krajów, niemal 3000 kilometrów. Cel to dotarcie nad Adriatyk a konkretniej do Wenecji. Mieścimy się bez większych problemów w dwie tylne sakwy + worek z namiotem i paroma pierdołami, który mamy zamiar wozić na zmianę. Jesteśmy po maturach, a czas potrzebny dla komisji egzaminacyjnej na sprawdzenie matur wykorzystujemy właśnie wybierając się w podróż. Kondycyjnie do wyprawy za dobrze przygotowani nie jesteśmy, bo w sezonie nie zrobiliśmy jeszcze nawet ani jednej dwusetki, a pierwsze dwa dni zapowiadały się w sumie na ponad 400km.Wyprawę zaczynamy około 6:30. Najpierw tradycyjne przedostawanie się przez miasto. W Gdyni towarzyszy nam słoneczny poranek, jednak wjeżdżając do Gdańska, pogoda przestaje nas rozpieszczać. Niebo się chmurzy i robi się dość chłodno, przed Tczewem zajeżdżamy na przystanek PKS na pierwszą przerwę. Tczew mijamy bez żadnego postoju i w dalszym ciągu ciśniemy starą krajową jedynką. Wiatr mocno zawiewał nam dziś w plecy co miało kluczowe znaczenie by bez problemów zajechać do samego Torunia. Niestety nigdy nie może być za dobrze – zaraz za Gniewem dopada nas ulewa, którą staramy się przeczekać. Na próżno. Po dalszej jeździe mokniemy i ponownie zatrzymujemy się mając nadzieję, że pogoda jakoś się poprawi. Było odwrotnie, padało coraz mocniej, momentami przy mocnych porywach, wywoływało to u nas nawet duży atak śmiechu bo ciężko jest wyobrazić sobie taką pogodę w czerwcu i to na sam początek wyprawy. Temperatura przy ulewach schodziła nawet do 10 stopni Celsjusza... Niby zmartwieni takim stanem rzeczy, mieliśmy jednak bardzo dobre humory :D Końca takiej aury nie było widać, więc ruszyliśmy się z przystanku z kompletnie przemoczonymi stopami, bo dalsze marznięcie było równie bez sensu co jazda w deszczu.
Dworzec Główny w Gdańsku. Zaczyna się chmurzyć.
Chwilę później postanowiliśmy zatrzymać się w zajeździe by wyschnąć nieco i w normalnym miejscu przeczekać taką pogodę. Właściciel od razu zaprosił nas do środka na herbatę pytając dokąd jedziemy. Słysząc 'Wenecja' zrobił tylko wielkie oczy i odparł 'no to się powoli przyzwyczajacie, tam też dużo wody', a za herbatkę nie pozwolił nam zapłacić :). W środku zaczęliśmy sprawdzać pociągi do Torunia, lecz jak na złość podczas pobytu w ciepłym miejscu deszcz nagle ustał. Ruszyliśmy więc dalej z nadzieją, że do końca dnia nie będzie już padać. Mozolnie pokonywaliśmy kolejne kilometry po nudnej okolicy z wiszącymi nad nami, ciemnymi chmurami, z których w każdej chwili znów mogło zacząć padać. Z czasem mijamy kolejne miejscowości: Nowe, Świecie, czy też (nieco bokiem) Chełmno. Wiemy już, że pomimo niesprzyjających warunków uda się dziś pokonać cały dystans na rowerach i skorzystanie z usług PKP nie będzie konieczne.
Z dala widoczny Grudziądz, który jednak decydujemy się ominąć i cisnąć prosto na Toruń.
Rynek w Świeciu.
Widoczne z daleka Chełmno. Bardzo ładne miasto, które niestety omijamy żeby odrobić stracony czas.
Wieczorkiem w końcu dojeżdżamy do Torunia gdzie mamy bardzo komfortowy nocleg u rodziny. Możemy normalnie się umyć, przesuszyć ubrania, czy też je wyprać, a także skorzystać z internetu nie mówiąc już o porządnej kolacji. Długo jednak nie wytrzymujemy i po ciężkim dniu szybko zasypiamy. Oczywiście z myślą, że to co najgorsze przeżyliśmy dziś i gorzej już być nie może :D
Cel na pierwszy dzień osiągnięty mimo przeszkód! :)
.
Kategoria od 200 do 299 km, Wenecja 2013
Dane wyjazdu:
25.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Ostatnie przygotowania
Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0
Do startu pozostały już tylko godziny. Jeszcze raz zapraszamy do naszej stronki na fejsie gdzie będziemy wrzucać niektóre zdjęcia z trasy jeśli będzie dostęp do internetu. Na blogu będą pojawiać się same kilometry a po powrocie oczywiście pełna relacja :) Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
17.57 km
0.00 km teren
00:48 h
21.96 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Info na temat wyprawy
Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 31.05.2013 | Komentarze 5
Na chwilę skoczyliśmy znaleźć fajną miejscówkę aby rozbić nowy namiot i zobaczyć jak się prezentuje. Rozbiliśmy go po parunastu minutach (jak złapiemy wprawę, na pewno da się ten czas ograniczyć do dosłownie chwili). Możemy już oficjalnie ogłosić, że jedziemy do WENECJI na naszą wyprawę :D Wyjazd jest planowany na 5 czerwca, powrót między 27 a 30 czerwca. Niestety trochę czasowo ogranicza nas rozdanie świadectw maturalnych, ale chyba zostawimy rodzinom upoważnienia do odbioru i będziemy mogli zostać w trasie do końca czerwca.Zaplanowana przez nas trasa wiedzie przez Toruń, Łódź, Śląsk, Budapeszt, Ljubljane, Triest, Wenecję, Wiedeń, Bratysławę. Jako, że jest to dopiero czerwiec, jesteśmy zmuszeni ominąć Alpy po tym, co widzieliśmy ostatnio na etapach Giro d'Italia (padający śnieg i ledwo plusowe temperatury). Najwyższym punktem naszej wyprawy będzie więc około 800 m.n.p.m, co da nam szansę podziwiania krajobrazu alpejskiego z jednoczesnym ominięciem szczytów i wysokich przełęczy.
Zapraszamy Was serdecznie do naszego fan page'a na facebook'u - LINK!!!. Nawet jeśli nie masz fejsa - odpal stronkę, bo znajduje się tam dużo informacji na temat naszej wyprawy oraz będziemy na bieżąco z trasy aktualizować postęp właśnie na naszym "fan pejdżu". Aktualnie trwają przygotowania rowerów, wymiana napędów, centrowanie kół, pakowanie, dokupywanie różnych różności :D Jeśli macie jakiekolwiek pytania nt. naszej wyprawy, zapraszamy do komentowania wpisu :)
Wyprawa gdynia94 2013© gdynia94
PONIŻEJ ORIENTACYJNA MAPKA WYPRAWY. KONIEC TRASY JEST ZROBIONY NA ODWAL, BO TAK NAPRAWDĘ NIE WIEMY JESZCZE KTÓRĘDY WRÓCIMY DO POLSKI - WSZYTKO OKAŻE SIĘ W PRANIU :P
Dane wyjazdu:
42.05 km
0.00 km teren
01:46 h
23.80 km/h:
Maks. pr.:45.92 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Krótko po okolicy
Środa, 29 maja 2013 · dodano: 29.05.2013 | Komentarze 1
Dzisiaj nareszcie cieplej, ale wiatr mocny i dodatkowo nie chciało nam się jechać na setkę. Obraliśmy więc kierunek na Mrzezino podjeżdżając pod kilka ostrych górek na trasie jako dobry trening. Po powrocie do domu przygotowania do wyprawy nabrały tempa. Dzisiaj już nie zdążyliśmy zrobić wydarzenia na bikestats, ale jutro się zajmiemy tym, jak też pojedziemy gdzieś z namiotem rozłożyć go i sprawdzić jak się prezentuje nowy nabytek. W jutrzejszym wpisie pojawią się więc informacje o wyprawie, linki do wydarzenia na bikestats oraz do fanpejdża na facebook'u :) Do jutra zatem!Chwila przerwy w połowie trasy po podjeździe do Mrzezina© gdynia94
Apel do premiera :D© gdynia94
Dane wyjazdu:
74.33 km
0.00 km teren
03:06 h
23.98 km/h:
Maks. pr.:52.45 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wejherowo i Darżlubie
Wtorek, 28 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 3
Dzisiaj trochę lepsza pogoda, choć niedługo po naszym powrocie lunął deszcz. Wyjeżdżamy około godziny 13 i kierujemy się okrężnie na Wejherowo. Następnie po stromym podjeździe skręcamy w bardzo fajną, wąską drogę asfaltową z zerowym ruchem samochodowym w kierunku Darżlubia. Dość mocno przeszkadzał dziś wiatr, ale jechało się w miarę przyjemnie. Co jakiś czas zza chmur wychodziło słońce. Omijamy Puck w międzyczasie robiąc jeszcze fotkę okolicznych wiatraków i decydujemy się nie jechać przez Redę i Rumię, a ominąć trójmiasto kaszubskie mniej ruchliwymi drogami. Z powrotem w Gdyni jesteśmy dość szybko (nie robiliśmy żadnych przerw) i z dobrą średnią prędkością.Jutro prawdopodobnie, jeśli pogoda nie przeszkodzi i uda się nam wcześnie wstać, zaliczymy setkę. Tymczasem trwają przygotowania do wyprawy. Olaf wymienia napęd, kupujemy potrzebne rzeczy, sporządzamy mapę trasy i tym podobne. W jutrzejszym wpisie oczekujcie ujawnienia tajnych informacji dotyczących naszej wyprawy czerwcowej :D
Poniższe zdjęcia są natomiast robione za pomocą nowego aparatu kompaktowego, w który wyposażył się Kamil i testowane są obecnie przeróżne funkcje aby podczas wyprawy wykorzystać go w stu procentach.
PKP Wejherowo, w oczekiwaniu na podniesienie szlabanów© gdynia94
Bardzo fajna ścieżka prowadząca przez lasy nadleśnictwa Darżlubie© gdynia94
Wiatraki w okolicach Pucka© gdynia94
Kategoria od 50 do 99 km
Dane wyjazdu:
21.20 km
0.00 km teren
00:56 h
22.71 km/h:
Maks. pr.:34.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Krótka pętla po okolicy + podsumowanie 5-dniowej wyprawy
Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 1
Pogoda od naszego powrotu nie sprzyja, ciągle pada albo jest zimno, co nas wkurza, bo chcieliśmy w maju przejechać 1000km. Dzisiaj jednak znaleźliśmy chwilę żeby wyjść na krótką pętlę. Tydzień zajęło nam dokończenie wpisów z 5-dniowej wyprawy, ale wszystko jest już gotowe, więc zachęcamy do czytania i oglądania fotek z relacji :) Ogólnie zaliczamy całą mini-wyprawę na plus. Był to dobry sprawdzian kondycji przed zbliżającą się poważną wyprawą w czerwcu. Wszystko poszło tak jak zaplanowaliśmy, wszystkie noclegi mieliśmy zaklepane u rodzin, więc mieliśmy pełen luksus, komfort i dostatek jedzenia przez te 5 dni :) Z tego miejsca dziękujemy więc rodzinom, jeśli to czytają :D Na dole zamieszczamy mapkę całej mini-wyprawy. Od piątku (kiedy to Olaf miał ostatnią maturę) jesteśmy już wolnymi ludźmi! Fajnie byłoby zatem spożytkować wolny czas na rower, no ale jak już wspominaliśmy - pogoda nie rozpieszcza...Dane wyjazdu:
115.46 km
0.00 km teren
05:05 h
22.71 km/h:
Maks. pr.:41.88 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Ostatni dzień 5-dniowej wyprawy
Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 5
Dzisiaj wyspaliśmy się porządnie i wyjechaliśmy dopiero po godzinie 12. Najpierw zatrzymaliśmy się jeszcze w Pile by nadrobić wczorajszy dzień, kiedy to nie robiliśmy tu żadnych zdjęć. Choć nie ma tutaj starego miasta (zburzone w trakcieII W.Ś.), miasto do nieciekawych na pewno nie należy. Piła nie jest duża, lecz jadąc przez nią można odnieść inne wrażenie (przede wszystkim przez układ drogowy - szerokie, dwupasmowe ulice przy jednocześnie istniejącej obwodnicy).
Po drodze zajeżdżamy do bardzo przyjemnego parku w Pile. Ciekawostka - W tym właśnie parku i w tej właśnie altance swój teledysk kręcił zespół Verba :)
Pensjonat w owym, bardzo przyjemnym parku
Wyjeżdżając z Piły zahaczamy jeszcze o rzekę Gwdę
Następnie ruszamy przez płaskie tereny kolejno przez Krajenkę, Złotów i Debrzno. W międzyczasie kontaktujemy się z Matim ale niestety nie udało się nam spotkać. Poza tymi miasteczkami po drodze nic ciekawego, jechaliśmy już zresztą tędy bodajże dwukrotnie. Przelatujemy przez Człuchów i czeka nas ostatni
odcinek do Chojnic krajową 22. Jako, że jest to niedziela i dodatkowo święto, tirów brak i możemy sobie pozwolić zostać na jezdni pomimo ścieżki.
Kościół na rynku w Krajence
Przerwa w Złotowie
Rynek w Złotowie
Goła dupa na rynku w Debrznie :D
Średniowieczny zamek krzyżacki w Człuchowie
W Chojnicach w zasadzie kończymy naszą wyprawę, gdyż dalej trzeba udać się pociągiem (chętnie przejechalibyśmy więcej kilosów, ale następnego dnia Kamil miał maturę ustną, więc trzeba było się sprężać żeby wrócić do domu przed świtem :D). Pozostały nam 2 godziny, więc odwiedzamy rynek w Chojnicach a tam czeka na nas zasłużony odpoczynek po upalnym dniu w towarzystwie złocistego trunku. Potem kontynuujemy ten niezdrowy tryb życia w pobliskim McDonaldzie (po takiej trasie można sobie pozwolić :))
Rynek w Chojnicach
Pomnik tura w Chojnicach
Jeszcze raz rynek z innej perspektywy
Zasłużony zimny browarek w ostatni dzień mini-wyprawy
Dworzec jest na skraju miasta i przy tym fatalnie oznaczony, (a raczej nieoznaczony zupełnie). Do Tczewa podstawiono tylko 1 'wagon' szynobusu, co powodowało totalny ścisk nie mówiąc już o rowerach, których razem było 4. Jak zwykle PKP zajebiście funkcjonuje perfekcyjnie przewidując potrzeby pasażerów W Tczewie po prawie godzinie przesiadamy się na osobowy z Iławy do Gdyni Głównej. Pustymi ulicami szybko wracamydo domów ostatecznie kończąc nasz pięciodniowy wyjazd przed godziną 1 w nocy.
Dworzec w Tczewie kończy kilka dni jazdy
Kategoria od 100 do 149 km