Info
Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.
Kategorie wycieczek
Rekordy dystansu
1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km
Kontakt
Licznik odwiedzin
Archiwum bloga
- 2017, Październik1 - 0
- 2017, Sierpień25 - 20
- 2016, Wrzesień4 - 0
- 2016, Sierpień16 - 18
- 2015, Sierpień9 - 1
- 2015, Czerwiec4 - 0
- 2015, Maj6 - 2
- 2015, Kwiecień2 - 2
- 2015, Marzec1 - 0
- 2015, Luty4 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 0
- 2014, Październik2 - 4
- 2014, Czerwiec4 - 5
- 2014, Marzec1 - 1
- 2014, Luty2 - 1
- 2013, Grudzień1 - 1
- 2013, Październik2 - 2
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień1 - 1
- 2013, Lipiec1 - 9
- 2013, Czerwiec24 - 55
- 2013, Maj13 - 40
- 2013, Kwiecień8 - 26
- 2013, Marzec7 - 29
- 2013, Luty8 - 21
- 2013, Styczeń10 - 31
- 2012, Grudzień6 - 35
- 2012, Listopad11 - 35
- 2012, Październik5 - 14
- 2012, Wrzesień4 - 12
- 2012, Sierpień5 - 10
- 2012, Lipiec6 - 16
- 2012, Czerwiec13 - 13
- 2012, Maj6 - 32
- 2012, Kwiecień12 - 37
- 2012, Marzec16 - 50
- 2012, Luty8 - 17
- 2012, Styczeń4 - 21
- 2011, Grudzień2 - 11
- 2011, Listopad1 - 9
- 2011, Październik1 - 3
- 2011, Wrzesień4 - 30
- 2011, Sierpień10 - 32
- 2011, Lipiec9 - 34
- 2011, Czerwiec11 - 44
- 2011, Maj11 - 39
- 2011, Kwiecień10 - 32
- 2011, Marzec7 - 20
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Październik1 - 0
Dane wyjazdu:
63.10 km
0.00 km teren
02:31 h
25.07 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Po okolicy
Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 15.07.2011 | Komentarze 1
Dzisiejsza pogoda z góry skreślała wszelkie plany rowerowe, jednak po południu słońce wyszło zza chmur. Nie zastanawiając się długo, o godzinie 15:15 Olaf umawia się z Przemkiem. Na początku szybki przejazd drogą wojewódzką nr 100 od Rumii do Pierwoszyna i powrót do miasta. Wszystko zapowiadało burzę, chmury były coraz ciemniejsze i spadały pierwsze krople deszczu, lecz po jakimś czasie nieco się rozjaśniło. Po godzinie Kamil także może już wyjść i od 16:30 kręcimy już we trójkę.Gdy jesteśmy już w pełnym składzie, ruszamy w kierunku Koleczkowa, tam jedno kółko przez Kielno i Bojano i wracamy na drogę wojewódzką, którą jedziemy do Nowego Dworu Wejherowskiego. Odbijamy w kierunku Zbychowa, stamtąd już asfaltem przez las zjeżdżamy do Redy. Mieliśmy już wracać do domu, jednak zdecydowaliśmy się zrobić jeszcze kilka kilometrów. Zatem w Rumii ponownie wjeżdżamy na drogę nr 100, po pewnym czasie skręcamy w kierunku Kosakowa. Na bloga wstawiamy dystans zrobiony wspólnie.
Na jutro planujemy wycieczkę na kilka godzin, jednak wiatr urywa głowę. Wieje tak mocno, że ledwo da się jeździć.
.
Kategoria od 50 do 99 km
Dane wyjazdu:
102.52 km
5.00 km teren
04:22 h
23.48 km/h:
Maks. pr.:48.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Śladem rozebranej linii kolejowej
Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 3
Po dłuższej przerwie w końcu obaj znaleźliśmy czas na rower. Pogoda nareszcie dopisała i poza wiatrem było idealnie. Ruszamy dopiero o 16, wyjeżdżamy w kierunku Wejherowa. Wraz z wyjazdem z Gdyni kończy się ścieżka rowerowa, więc przez około 15 kilometrów (poza odcinkiem Reda-Wejherowo, gdzie jechaliśmy poboczem) trzeba przebijać się chodnikami. Mimo wszystko jedzie się bardzo lekko, bo dość mocno zawiewa w plecy. W Wejherowie odbijamy na drogę wojewódzką w kierunku Krokowej i za stromym podjazdem skręcamy w leśną, asfaltową drogę prowadzącą aż do Darżlubia. Ruch znikomy, na dodatek drzewa chronią przed wiatrem i słońcem. Jechało się nam na tyle dobrze, że postanowiliśmy, że będziemy częściej odwiedzać tamte rejony. Mieszkamy przecież blisko, a jeździliśmy tam tylko drogami wojewódzkimi.Leśna, 10kilometrowa ścieżka rowerowa prowadząca do Darżlubia.
Wyjeżdżając z lasu kierujemy się do Mechowa – tam małe zakupy oraz szybka wizyta przed Mechowskimi Grotami. Nie było sensu wchodzić do środka, bo z autokaru, który mijał nas po drodze do Mechowa, wysiadła spora wycieczka dzieciaków i kierowała się właśnie do grot.
A oto i one, Groty Mechowskie z zewnątrz. Jak podaje wikipedia, jest to jaskinia sufozyjna, jedyna tego typu w Polsce i w Europie Północnej, osobliwość geologiczna, udostępniona do zwiedzania za opłatą.
Dalej jedziemy ścieżką rowerową, która doprowadzić ma nas do Starzyńskiego Dworu. Jest nią droga polna, jednak dość dobrze oznaczona. Po krótkim czasie wyjeżdżamy na szosę. Stamtąd widać już bardzo dobrze ścieżkę rowerową biegnącą po śladzie rozebranych torów kolejowych. Ma ona ponad 17 kilometrów i biegnie od Swarzewa do Krokowej. Niedawno za sprawą bloga Michuss'a dowiedzieliśmy się o istnieniu tej ścieżki rowerowej i postanowiliśmy wybrać się na bardzo podobną wycieczkę. Koszt inwestycji to ponad 3 miliony złotych otrzymane od Unii Europejskiej. Rozebrano tory kolejowe i w ich miejsce wylano asfalt. Jedzie się tam bardzo przyjemnie.
Ze ścieżki rowerowej zjezdżamy w Łebczu, lecz kiedyś napewno przejedziemy jej cały odcinek. Pogoda zaczyna się psuć. Słońce chowa się za chmurami, robi się chłodno a wiatr zrywa się coraz bardziej. Z Łebcza prowadzi już droga asfaltowa, co jakiś czas zjeżdżamy na ścieżki rowerowe mijanych wsi. Jastrzębia Góra w sezonie jest bardzo zatłoczona, a gdy byliśmy tam w marcu, nie było śladu życia. Siedzimy około pół godziny, przy okazji zjadamy po zapiekance.
Zatłoczona Jastrzębia Góra.
Nad Bałtyk też na chwilę podjechaliśmy.
Powrót jest jeszcze cięższy, zaczyna wiać coraz mocniej. W planach mieliśmy dojazd ścieżką z Łebcza do Swarzewa, jednak musielibyśmy kilka kilometrów jechać wprost pod wiatr, dlatego rezygnujemy. Jedziemy więc szosą do samego Pucka. Przejeżdżamy między wiatrakami, które przy takiej pogodzie działają na pełnych obrotach. Z chmur można przewidzieć burzę, powoli zaczyna kropić, jednak po chwili znów przestaje i tak prawie do samej Gdyni. Odcinek za Puckiem to nic specjalnego bo znamy go dobrze, z czasem wiatr słabnie i już na około 10 km przed metą w ogóle nie daje się we znaki.
Wycieczka jak najbardziej udana. W Jastrzębiej Górze byliśmy do tej pory tylko raz i do tego przejazdem, więc fajnie było się tam przejechać, zwłaszcza tak nietypową trasą. W najbliższym czasie postaramy się jeździć więcej, chociaż jak wynika z prognoz, pogoda może nam w tym mocno przeszkodzić. Gdy jechaliśmy dziś leśną ścieżką do Darżlubia i rozmawialiśmy podczas jazdy, zaplanowaliśmy nawet wypad kilkudniowy, który może uda nam się zorganizować w wakacje. Nic jednak nie jest pewne, tak więc teraz skupiamy się na poprawieniu kondycji, która spadła w ostatnich dniach.
.
Kategoria od 100 do 149 km
Dane wyjazdu:
312.16 km
6.00 km teren
12:50 h
24.32 km/h:
Maks. pr.:50.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wizyta w Chojnicach, czyli kolejny kapeć, Męcikał, Bory Tucholskie i Swornegacie
Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 06.07.2011 | Komentarze 11
Pogoda nareszcie zapowiadała się w miarę dobrze. Dzień przed wyjazdem sprawdzamy prognozę. Słońce, 25 stopni i jedynie przelotne opady. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten wiatr... Pobudka o 3, planowo mieliśmy wyjechać o 4, jednak wszystko przesunęło się o 20 minut. Wyjeżdżamy więc około godziny 4:20. Zachmurzenie z rana było stuprocentowe. Podczas gdy na co dzień jasno robi się już o godzinie 3:10, teraz nawet przed godziną 4 było jeszcze ciemno. Mimo to nie zrażamy się i jedziemy.Najpierw standardowy przejazd do Kartuz. Następnie wjeżdżamy na znaną nam bardzo dobrze drogę wojewódzką 228. Po 15 kilometrach rozstajemy się z nią aby wjechać na skrót wzdłuż jeziora Raduńskiego Górnego. Po kilku minutach znowu wjeżdżamy na drogę wojewódzką, tym razem nr 214, którą bezpośrednio dojeżdżamy już do Kościerzyny. Do miasta, po przejechaniu prawie 70 km, wjeżdżamy o godzinie 7:10 z bardzo dobrym tempem i średnią prędkością na poziomie około 27 km/h. Mimo kaszubskich pagórków jechało się nam bardzo dobrze. W Kościerzynie odpoczywamy około 15 minut i najadamy się do syta. Kontaktujemy się także z Matim, który wyjechał z domu już o północy.
Jezioro Stężyckie.
Parafia rzymskokatolicka w Kościerzynie oraz jej miniatura.
Po wyjeździe z Kościerzyny kierujemy się na krajową 20. Po przejechaniu nią około 10km, zjeżdżamy na wojewódzką 235 i spotykamy się z Matim. Po kilku miesiącach znajomości "bajkstatsowej", fajnie było się w końcu spotkać :) Podczas gdy my na licznikach mieliśmy niecałe 80km, Mati jadąc od północy wykręcił już ponad 160 :D
Do Chojnic zostało 57 km, które przejechaliśmy wspólnie. Mati narzucił szybkie tempo, utrzymaliśmy je tylko dlatego, że jechaliśmy za jego plecami. W Chojnicach bylibyśmy więc bardzo wcześnie, lecz na jednej z górek Kamilowi zaczęło powoli schodzić powietrze z tylnego koła. W tym sezonie mieliśmy już kilka bardzo podobnych przygód, więc myśleliśmy, że coś wbiło się w oponę. Po wstępnym przeglądzie bieżnika, wszystko wyglądało jednak dobrze. Przy odkręcaniu nakrętki z wentyla okazało się, że to właśnie wentyl zawinił. Po prostu pękł i powietrze powoli uchodziło.
Taką tablicę mijamy po wyjeździe z Kościerzyny.
Trochę czasu straciliśmy więc na wymianę dętki, ale w Chojnicach i tak byliśmy dość szybko, bo około godziny 10:30. Po zakupach w Kauflandzie, Mati jako przewodnik po Chojnicach, pokazał nam bardzo ładny rynek chojnicki. Następnie zajechaliśmy pod bramę Człuchowską i pomnik tura. Usiedliśmy na ławce, a Mati pojechał do domu najeść się i przebrać. Pogoda zrobiła się idealna. Słońce piekło, jedynie wiatr nie ustawał, jednak do tej pory jadąc na południe w ogóle nam nie przeszkadzał. Wiedzieliśmy jednak, że powrót nie będzie łatwy.
Bardzo ładny, zadbany rynek w Chojnicach.
A to już pomnik tura - zwierzęcia, które przez lata zamieszkiwało Bory Tucholskie, aby potem zostać całkowicie wytępionym przez człowieka.
Brama Człuchowska.
Mati przyjechał po 30 minutach, więc ruszyliśmy dalej. Poprosiliśmy go o oprowadzenie nas po Borach Tucholskich. Ruszyliśmy więc do miejscowości Charzykowy i dalej asfaltem wzdłuż ogromnego jeziora Charzykowskiego. Przy okazji poznaliśmy tereny, po których Mati na co dzień śmiga. Potem wjechaliśmy już do Borów Tucholskich i po kilku kilometrach jazdy w terenie, zatrzymaliśmy się na chwilę przy Dębie Bartusiu.
Piękna zieleń Borów.
Bartuś we własnej osobie.
Już w Borach złapał nas deszcz, jednak drzewa skutecznie go zatrzymywały. Po wjechaniu na asfalt skryliśmy się na chwilę po daszkiem, ale niedługo przestało padać, więc pojechaliśmy dalej. Przejechaliśmy między jeziorami Charzykowskim i Karsińskim i dostaliśmy się do Swornegaci (tam obowiązkowe zdjęcie tablicy) :).
Potem sporo jeździliśmy po okolicy. Mati nawigował, my jechaliśmy za nim, nie znając tamtych terenów. Po wspólnie przejechanych 130 kilometrach rozstaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę. Dzięki za wspólną jazdę i pokazanie okolicy, Mati! :)
Jezioro Charzykowskie.
Z Matim rozstaliśmy się mniej więcej na połowie drogi wojewódzkiej Kościerzyna - Chojnice. Dopiero tutaj poczuliśmy wiatr, który zaczął nas bardzo spowalniać. W Kościerzynie zrobiliśmy jeszcze krótki postój. Wcześniej planowaliśmy nieco wydłużony powrót drogą 221 do Gdańska. Chcieliśmy zrobić tylko 300km więc postanowiliśmy wracać tą samą trasą aż do Gdyni.
Do Gdyni jeszcze kawał drogi!
Potem trzeba się było dostać do Kartuz. Kaszubskie pagórki zaczęły nas powoli wykańczać, więc w Kartuzach trzeba było także stanąć na chwilę. Był to nasz ostatni postój, do Gdyni jechaliśmy już bez przerwy. Wróciliśmy zgodnie z planem, o godzinie 21:30.
Mieliśmy opcję powrotu pociągiem z Kościerzyny – wróciliśmy rowerami, więc jest to pewnego rodzaju sukces. Ostatnie 100km jechaliśmy bez sił, w tym połowę pod wiatr. W drodze do Chojnic, jazda po Kaszubach to sama przyjemność, przy powrocie, każde niewielkie wzniesienie zniechęca do jazdy. Ogólnie rzecz biorąc, wycieczka się udała. Jest to już nasza czwarta 'trzysetka', poza tym jechaliśmy dobrym tempem i nie traciliśmy dużo czasu na postoje. Mimo wszystko, czuliśmy spore zmęczenie i na razie nie myślimy nawet o ponownym podejściu pod dystans 400km. Chyba przegapiliśmy ten moment, kiedy kondycja była najlepsza. Tymczasem Kamil wyjeżdża na Mazury, a po weekendzie odpadnie nam kilka dni, więc do wspólnego kręcenia powracamy za tydzień.
<em>Niektóre z miejscowości mijane po drodze. Przejeżdżaliśmy też przez Małe Swornegacie, więc mieliśmy wybór jeśli chodzi o rozmiary :D
Dlaczego mamy dwa Maksy? Kaszubi prawdopodobnie zażyczyli sobie, aby ich nazwa także widniała na tablicy.</em>
.
Kategoria powyżej 300 km
Dane wyjazdu:
24.50 km
0.00 km teren
01:07 h
21.94 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Po południu na Babie Doły
Poniedziałek, 4 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 1
Początek lipca nie rozpieszcza pogodą. Dziś mieliśmy jechać na długą trasę, jednak wstaliśmy o 3 nad ranem i poszliśmy dalej spać :D Przełożyliśmy planowaną, długą wycieczkę na kolejny dzień. Jednak, jako, że nie mieliśmy co robić, wybraliśmy się na Babie Doły. Po drodze minęliśmy pozostałości po Open'erze. Służby porządkowe zbierały śmieci porozrzucane po okolicy. Przejeżdżaliśmy tam około godziny 14.30, a Open'er skończył się nad ranem.Zajrzeliśmy na plażę, zrobiliśmy zdjęcia starej torpedowni i ruszyliśmy w drogę powrotną szykować się na jutrzejszą wycieczkę.
Torpedownia na zbliżeniu. Z tego, co pamiętamy, kiedyś kręcili na jej terenie jeden z odcinków serialu "Kryminalni".
.
Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
25.15 km
0.00 km teren
01:07 h
22.52 km/h:
Maks. pr.:35.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Powrót z Lubawy
Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 1
Z Lubawy trzeba było jakoś wrócić. Wyspaliśmy się po 280km, najedliśmy, uzupełniliśmy zapasy na drogę i połaziliśmy jeszcze po okolicy.Kuzyn Olafa, Paweł, jako, że bardzo dobrze zna tamte rejony, wsiadł na rower i odwiózł nas na drogę wojewódzką, lasem omijając krajową 15. Po 18 km, w Iławie kupiliśmy bilety na pociąg i czekaliśmy na peronie na przyjazd składu z Warszawy Wschodniej.
Ogólnie to się zdenerwowaliśmy, bo InterRegio za przewóz rowerów pobiera opłatę ponad 5 złotych, a miejsca dla jednośladów nie ma w ogóle. W kolejach PKP rowery przewozi się za darmo i są na nie specjalne przedziały. Byliśmy więc zmuszeni przypiąć je blokadami w przejściu, blokując tym samym lekko wyjście z wagonu. Po prawie 3 godzinach jazdy, wysiedliśmy w Gdyni Głównej i przejechaliśmy rowerami ostatnie 7km naszej dwudniowej wycieczki, do domu.
Czas na krótkie podsumowanie czerwca. Nieco ponad 1250km cieszy, bo jest najlepszym wynikiem od początku sezonu. Mimo to, mogło być dużo lepiej gdyby nie wiejący przez tydzień bez opamiętania wiatr. W lipcu będziemy dalej próbować podejść pod dystans 400km. Mamy w planach kilka fajnych wycieczek. Mimo to, jak na razie początek lipca stoi pod znakiem zimna, chmur i ciągłego deszczu.
.
Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
279.77 km
0.00 km teren
11:44 h
23.84 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Niezamierzona wizyta w Lubawie
Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 14
Już trzy trzysta-kilometrowe wycieczki za nami. Uznaliśmy więc, że czas najwyższy zaatakować 400km i jako nasz cel wybraliśmy Olsztyn. Wyjazd znów zaplanowaliśmy o północy, jednak wyjechaliśmy trochę później, bo musieliśmy cofnąć się do domu Olafa po zapasową baterię do telefonu.Znowu musieliśmy przejechać przez całe Trójmiasto. Tradycyjnie już ulicami Gdyni, w Sopocie ścieżką rowerową, a w Gdańsku także ulicami, mijając co drugie skrzyżowanie na czerwonym świetle (ruch znikomy, a światła palą się normalnie). Za Gdańskiem wjeżdżamy na krajową siódemkę, przy okazji mijając ciekawie oświetloną rafinerię wyglądającą jak jakieś miasteczko. W nocy wygląda znacznie lepiej niż za dnia.
Tablica kilka kilometrów za Gdańskiem.
Rafineria Gdańska w nocy.
W miejscowości Przejazdowo zjeżdżamy z siódemki, by ominąć objazd w związku z budową Południowej Obwodnicy Gdańska. Niedawno pisaliśmy o powrocie z Grudziądza właśnie tym odcinkiem. Opisywaliśmy go jako 'szalenie niebezpieczny', więc tym razem za wszelką cenę chcieliśmy go ominąć. Zaplanowaliśmy więc objazd i skręciliśmy na drogę wojewódzką nr 501. Tam zupełnie ciemno – przez prawie 40km jechaliśmy miastem a tu nagle taka zmiana, na szczęście droga szeroka i wyremontowana a w dobre oświetlenie zaopatrzyliśmy się już wcześniej.
Po kilku kilometrach musimy zjechać, by dalej lokalnymi drogami przedostać się na siódemkę. Tamtejszy asfalt też nienajgorszy, chociaż to już nie to samo, tym bardziej nocą. Pojechaliśmy jednak bezbłędnie i wyjechaliśmy z powrotem na DK7. O godzinie 3.30 wjeżdżamy do województwa Warmińsko-Mazurskiego, jest już całkiem jasno. Ulicami Elbląga przedostajemy się na dalszy odcinek krajowej, by uniknąć drogi ekspresowej jaką jest obwodnica elbląska. Jak się okazało, ekspresówka jest już prawie gotowa do Miłomłyna, jednak póki co ruch odbywa się tylko na jednej jezdni. Jechaliśmy więc teoretycznie drogą ekspresową S7.
Mgiełka za Elblągiem.
Miejscowością, w której rozstaniemy się z siódemką, miał być Pasłęk. Dojeżdżamy w końcu do zjazdu (węzeł Pasłęk Północ). Niestety wytyczono objazd, a główna szosa jest w remoncie. Tak więc ruszamy za śladem drogi objazdowej, która biegła przez odcinek starej siódemki, więc musieliśmy się zmierzyć z koleinami. Jedziemy i jedziemy tym objazdem... coś nam nie pasowało, jednak jechaliśmy z nadzieją, że niedługo droga odbije w jakimś kierunku i dojedziemy do Pasłeku. Jak się okazało, zatoczyliśmy koło z powrotem wyjeżdżając na drogę ekspresową, kilka kilometrów przed węzłem Pasłęk Północ, a do końca podążaliśmy za tablicami objazdu. Jechaliśmy więc kolejny raz tą samą drogą, jednak nie zjeżdżaliśmy po raz drugi na "niby-objazd".
Postanowiliśmy pojechać na kolejny węzeł, tym razem oficjalnie ekspresową drogą (druga jezdnia otwarta). Rowerami nie można jeździć po drodze ekspresowej, jednak innego wyjścia nie było. Dojechaliśmy dość szybko, tym razem bez problemów. Wjechaliśmy na wojewódzką 527 i jechaliśmy nią do samego Olsztyna. Kolejną miejscowością był Morąg. Olaf już za Gdańskiem narzekał na senność, lecz dopiero za Morągiem się zaczęło. Nagle zwolnił, więc Kamil wyjeżdża przed niego i dyktuje tempo. Dojeżdżamy do Morąga, potem do Zawrót. Właśnie w Zawrotach planowaliśmy zjazd do Ostródy aby nadrobić kilometrów, lecz zrobiliśmy to na "objeździe" do Pasłęku, więc rezygnujemy z Ostródy :)
Kolejna miejscowość to Łukta. Tutaj odpoczywamy 15 minut, najadamy się i próbujemy obudzić się pijąc kawę. Trochę nam ta kawa pomaga i dojeżdżamy do Olsztyna około godziny 10:30. Robimy kilka zdjęć rynku i siadamy na ławce. Próbujemy się zdrzemnąć, jednak nie udaje się zasnąć. Kamila także dopada senność i siedzimy tak we dwójkę myśląc co dalej. 70km od Olsztyna znajduje się Lubawa, miejscowość, w której Olaf często bywa, i w której mieszka cześć jego rodziny. Nie zastanawiamy się więc długo i śmigamy właśnie do Lubawy.
Postój w Łukcie.
Stare miasto w Olsztynie.
A to już rynek.
Wyjeżdżamy z Olsztyna i dostajemy się na krajową 51. Sporo pagórków, a my zaspani. Jedzie się więc kiepsko. Po drodze zahaczamy o Olsztynek. Fajne miasteczko z ładnym ryneczkiem, to posiedzieliśmy 10 minut. Następnie wyruszamy dalej i zaraz po wyjeździe z Olsztynka znowu jesteśmy zmuszeni na jazdę siódemką, tym razem odcinkiem w kiepskim stanie, lecz robotnicy pracują. Plany ambitne, miejmy tylko nadzieję, że to nie Chińczycy zajmują się siódemką ;D
Rynek w Olsztynku.
Nasz romans z siódemką nie trwał jednak długo, bo zaledwie kilka kilometrów. Wjeżdżamy na wojewódzką 537, którą będziemy już jechać aż do Lubawy. Po drodze znajduje się jednak Grunwald, więc postanawiamy zajrzeć, jeśli jesteśmy już tak blisko. Na miejscu pola bitwy pod Grunwaldem widzimy pomnik, spory plac z kostki, a niżej muzeum bitwy.
Gdy wyjeżdżamy z terenu pola bitwy pod Grunwaldem, dzwoni kuzyn Olafa, Paweł. Wyjechał po nas z kumplem, też Pawłem :) Z Grunwaldu do Lubawy pozostało 30 km, w połowie drogi spotykamy się z Pawłami. Jazda w czwórkę dodała nam sił i szybko dotarliśmy do Lubawy. Odstawiliśmy rowery, zjedliśmy porządnie, wykapaliśmy się i wieczorem poszliśmy jeszcze z Pawłem na pizze.
Teoretycznie celu nie osiągnęliśmy, bo w planach było 400km. Mimo to, wypad był ciekawy i można go uznać za udany. Końcowy przebieg - 280km, co i tak nas zadowala biorąc pod uwagę, że już w Olsztynie brakowało chęci i sił do dalszej jazdy. Mamy już plany na kolejne podejście do dystansu 400km, jeszcze zobaczymy jak się sprawy potoczą. Musimy też wykombinować coś na senność. Chyba wyjazd o północy to jednak nie jest za dobry pomysł.
Po drodze mijaliśmy kilka śmiesznych nazw miejscowości :D
.
Kategoria od 200 do 299 km
Dane wyjazdu:
20.13 km
0.00 km teren
00:48 h
25.16 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Krótko po okolicy
Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 26.06.2011 | Komentarze 2
Obaj jechaliśmy na podobnej trasie. Olaf do kumpla na działkę (ponad 50km), a Kamil wybrał się na krótki rozjazd do Koleczkowa (20km). Dodajemy więc ten krótszy dystans.Wiatr zdaje się powoli zmniejszać obroty, więc wykorzystujemy okazję. Właśnie trwają przygotowania do kolejnej długiej trasy. Wyjeżdżamy w nocy z niedzieli na poniedziałek. Miejmy nadzieję, że tym razem nie będziemy mieli aż takich problemów z sennością. Smarujemy łańcuchy, pakujemy się i już za niecałe 22 godziny wyjazd.
Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
37.94 km
8.00 km teren
02:04 h
18.36 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Popołudniowy wypad do Mechelinek
Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 1
Początek dnia wita nas dużym zachmurzeniem zwiastującym deszcz. Mimo wszystko po południu niebo rozpogadza się, tak więc znów jest okazja by pojeździć. Niestety całkiem dobrej pogody nie może być nigdy – wiatr znów wieje jak szalony. W planach był nieco dalszy wyjazd, czasu dość sporo, więc setkę moglibyśmy dziś zaliczyć. Niestety z wiatrem musimy się pogodzić od tygodnia. Mimo, że chcemy ruszyć na 400 kilometrów, taka pogoda nam na to nie pozwala. Jak wynika z prognoz pogody, w poniedziałek wiatr będzie znacznie mniejszy i może w końcu uda się wyruszyć. Tak naprawdę jedynym co nas trzyma jest właśnie wiatr.Dziś postanowiliśmy pokręcić się po okolicy i zobaczyć miejsca, w których jeszcze nie byliśmy. Wyjechaliśmy przed godziną 16 na północ od Gdyni dojeżdżając do miejscowości Pierwoszyno. Stamtąd polną drogą do Mechelinek – nadmorskiej, rybackiej wsi, która była dziś naszym celem.
Wyjeżdżając z Gdyni, przy okazji robimy zdjęcie miasta z góry
W drodze do Mechelinek
Przystań rybacka w Mechelinkach
Niedawno obiło się nam o uszy, że w Mechelinkach znajduje się punkt widokowy na Zatokę Gdańską. Próbowaliśmy go znaleźć kręcąc się po okolicznych lasach umiejscowionych nad klifem, niestety nie udało się. Widok z klifu zasługuje na kilka zdjęć, więc zatrzumujemy się na chwilę.
Plaża w Mechelinkach
Widok z klifu na Mechelinki i cypel rewski
Jedziemy dalej polnymi drogami wyjeżdżając z powrotem do Pierwoszyna. Powtarzamy drogę do Mechelinek i znów próbujemy odnaleźć nasz cel. Niestety nawet mieszkańcy nie wiedzieli o jakie miejsce nam chodzi, podobno tak zwanym punktem widokowym jest polana nad klifem, na której już byliśmy. No cóż, wracamy asfaltem do Gdyni, zahaczając jeszcze po drodze o jedną, lokalną mapę. Widnieją na niej okoliczne atrakcje, jest też punkt. Okazuje się nim wejście z plaży na klif – jedna z mieszkanek miała rację. Wychodzi więc na to, że byliśmy na punkcie widokowym, mimo, że o tym nie wiedzieliśmy :D
Powrót do domu wydłużamy o kilka kilometrów, jadąc dalej Mechelinkami zahaczamy o sklep. Miejscowość ta jest bardzo spokojnym i ciekawym miejscem. Mimo swego położenia nie jest to kurort nadmorski, brakuje kąpieliska, jednak jest dzika plaża ciągnąca się od Babich Dołów aż po Rewę. Dodatkowo na północ od wsi znajduje się rezerwat przyrody a pobliski klif także przyciąga niektórych turystów.
Mikołajek nadmorski. Roślina pod ścisłą ochroną.
Już jutro oficjalne rozpoczęcie wakacji. Nieustannie śledzimy pogodę, by jak najszybciej móc zorganizować jakiś wyjazd. Bieżący okres roku jest na wycieczki rowerowe najlepszy, głównie ze względu na długość dnia. Co za tego, jeśli wiatr jest bezlitosny...
Poniżej zamieszczona mapka to ogólny zarys wycieczki, nie uwzględnia dystansu jaki pokonaliśmy kręcąc się po Mechelinkach.
.
Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
48.87 km
16.00 km teren
02:12 h
22.21 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Ucieczka przed burzą
Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 1
Pogoda zapowiadała się dziś nawet dobrze. Chmur raczej niewiele, temperatura idealna do jazdy, tylko wiatr nadal silny. Nie marnujemy takiego dnia i około godziny 14 20 ruszamy w kierunku Rumii w 3 osobowej ekipie, wraz z Przemkiem.W Rumii odbijamy na lewo i po 10 minutach zjeżdżamy na drogę kierującą do Kamienia. Jest ona wyłożona kostką a taka nawierzchnia z pewnością rowerzystom nie sprzyja. Poruszamy się zatem wąską ścieżką biegnącą wzdłuż drogi. Niestety po kilku kilometrach pobocze zarasta pokrzywami i inną roślinnością dlatego często trzeba jechać po kostce. Rowerami trzęsie na prawo i lewo, jedzie się tragicznie. Jeśli chcecie szybko dobić swoje jednoślady, zapraszamy na drogę z Rumii do Kamienia :))
To właśnie ta nieszczęsna kostka... akurat tutaj mogliśmy jeszcze jechać poboczem, które potem zarosło
Wyjeżdżamy na drogę wojewódzką 218. Nagle zaczęło lać, szybko dojeżdżamy pod budkę na pobliski, leśny parking. Po kilku sekundach deszcz przestaje padać, tak więc nie tracimy czasu i przejeżdżamy przez szosę by dalej podążać naszą wyłożoną kostką trasą. Niemal w tym samym momencie znów zaczyna padać i także po chwili przestaje. Pogoda zrobiła się bardzo niezdecydowana, przy następnym odcinku padało mimo że w tym samym czasie świeciło słońce.
Od momentu przecięcia drogi wojewódzkiej zaczyna się lekki zjazd w dół, wcześniej wjeżdżaliśmy pod górkę. Do samego Kamienia znów brakowało poboczy więc zjazdy oraz trzęsienia kierownicy dają się odczuć w dłoniach. Jechaliśmy tędy pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz, w Kamieniu w końcu wjeżdżamy na asfalt. Czas nas nieco goni, gdyż chcemy zdążyć na transmisję kroniki TVP z wczorajszego maratonu Skadii. Mieliśmy godzinę, ale postanowiliśmy pojechać wzdłuż jezior Kamień i Wysoka by dorobić nieco kilometrów. Po kilku kilometrach droga zmienia się w polną, mimo wszystko da się na niej rozwinąć przyzwoitą prędkość. Dojeżdżając do miejscowości Kowalewo, zebrała się bardzo gęsta, ciemna chmura.
A to właśnie wyżej wspomniana chmura :)
Przesuwała się tak jak my, czyli na południe. Nie było sensu się wracać, ponieważ jedyna droga, którą moglibyśmy normalnie wrócić z Kamienia prowadziła do wsi Kielno a z Kowalewa mieliśmy już tam znacznie bliżej. Znów zaczyna padać deszcz, w oddali widać pierwsze grzmoty oraz deszcz 'spadający z chmury'. Po kilku minutach zaczęło lać, wspomniany wyżej widok deszczu w oddali spadającego z chmury ukazał się na całym południu. Widok imponujący, lecz nie ma czasu na zdjęcia. Pogoda coraz gorsza, czasu też coraz mniej.
Mimo że zmieniliśmy kierunek jazdy (co widać na mapce zamieszczonej poniżej), to burza nie ustępowała. Wręcz przeciwnie – dojeżdżając do Kielna, była jeszcze bardziej intensywna, lecz znów zmieniamy kierunek i 2 kilometry przed Koleczkowem nareszcie uwalniamy się od grzmotów towarzyszących nam przez ponad pół godziny. Padać także przestaje, lecz to już nieistotne – deszcz zdążył zmoczyć nas całkowicie. Zaraz za Koleczkowem Olaf przyspiesza, by zdążyć na transmisję – ma do domu trochę dalej od Kamila. Na transmisję obaj zdążyliśmy, lecz poza lepszą średnią nie było warto się tak poświęcać – całość trwała niecałe 5 minut i nie pokazali nic ciekawego. Tak więc czekamy do 24 czerwca by obejrzeć 25 minutowy reportaż na temat wczorajszego maratonu.
.
Kategoria do 49 km
Dane wyjazdu:
66.88 km
56.00 km teren
03:15 h
20.58 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Nasz pierwszy maraton - Skandia Lang Team Gdańsk 2011
Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 18.06.2011 | Komentarze 5
Pogoda od rana kiepska – pełne zachmurzenie i dość zimno, dodatkowo chmury co chwilę wskazywały na deszcz. Początkowo planowaliśmy zajechać do Gdańska rowerami, jednak Olaf zaspał i z ponad półgodzinnym opóźnieniem byliśmy zmuszeni wsiąść do SKMki. Po wejściu do pociągu rowerzysta jadący z Wejherowa od razu pyta się nas, czy też jedziemy na maraton. Porozmawialiśmy chwilę, opowiedział nam o zeszłorocznej edycji, pytaliśmy się o blog na bikestatsach, niestety takowego nie posiada.Do pociągu wsiadało coraz więcej rowerzystów, na końcu zrobiło się bardzo tłoczno. Wysiadając w Oliwie pędzimy na miejsce startowe, docieramy około godziny 10.30. Trochę było zamieszania z przyznawaniem numerów, ale załatwiliśmy wszystko, przyczepiliśmy numery startowe do roweru, na plecy i podjechaliśmy pod przydzielony nam sektor. Zaraz po godzinie 11 ruszył wyścig Grand Fondo - 84 km czyli 3 okrążenia. 5 minut później wystartowała nasza grupa – Medio (54km – 2 okrążenia), kolejne 5 minut po nas wyścig Mini (26km). Wszystkie dystanse jednak nieco różniły się od oficjalnie podanych.
Pierwszy etap to około 5 kilometrów asfaltem. Jest bardzo ciasno dlatego nie ma możliwości rozpędzenia się. Później droga zamienia się w dość szeroką ścieżkę leśną. Niestety dalej jest ciasno, wszyscy wyprzedzają się jak tylko mogą. Po 10 kilometrach łatwego odcinka droga zaczyna się zwężać. Podjazdy są bardzo strome a przy takiej liczbie zawodników wystarczy jedna wywrotka by zatrzymać kilkudziesięciu rowerzystów z tyłu. Były też ostre zjazdy na których wystawały korzenie, więc ani pod ani z górki nie było łatwo. Wyścig ledwo się zaczął, a już widzieliśmy kolizję, mnóstwo kolarzy z poprzebijanymi dętkami oraz pozrywanymi łańcuchami.
Ustawienie w sektorach przed startem maratonu.
Znaleźliśmy już pierwsze zdjęcia z maratonu. My to ci dwaj na lewo (nr 1692 to Olaf, za nim Kamil).
Dodatkowe utrudnienia na trasie to 2 przewrócone drzewa, przejazd przez rzeczkę, kilkunastometrowy, bardzo błotnisty podjazd (błoto towarzyszyło przez prawie cały wyścig, głównie na drugim okrążeniu) a także sporo ostrych zakrętów, gałęzi wystających na drodze i wiele innych. Obaj dojechaliśmy do mety bez problemów technicznych także naprawdę mieliśmy szczęście, że nic po drodze naszym rowerom się nie stało. Nasze wyniki:
Olaf: 2:44:07 – 141 miejsce na 274 startujących (10 miejsce w kategorii wiekowej)
Kamil: 2:51:07 – 160 miejsce na 274 startujących (11 miejsce w kategorii wiekowej)
Efekt prawie 3godzinnej jazdy po błotnistym terenie.
Po zakończeniu jazdy, oglądamy dekorację. Akurat zaczęli wręczać nagrody na dystansie Mini. Chwile stoimy, potem objeżdżamy miasteczko zawodów, odbieramy gadżety Skandii, które były przygotowane dla każdego uczestnika i ustawiamy się w długiej kolejce do mycia rowerów. Kierując się do myjki, słyszymy listę szczęśliwych numerków, które wygrały dodatkowe nagrody. Kamil miał farta, jego numerek znalazł się w gronie szczęśliwców i wygrał koszulkę kolarską Skandii.
Dekoracja najlepszych zawodników na dystansie Mini.
W naszym wyścigu (Medio) do mety dojechało 242 zawodników, 31 zawodników nie zostało sklasyfikowanych. Tylko jeden zawodnik został zdyskwalifikowany z powodu skrócenia trasy. Przed godziną 17 opuszczamy miasteczko maratonu kierując się na peron. Jesteśmy bardzo brudni, buty mamy przemoknięte więc nie mamy chęci na powrót rowerami.
Nasze rowery z numerami startowymi oczekujące na umycie.
Ogólnie bardzo nam się podobało, wyniki jak na debiut nie są jakieś koszmarnie złe, zwłaszcza, że na co dzień mało jeździmy po terenie. Impreza na tyle nam się spodobała, że prawdopodobnie w październiku pojedziemy na ostatnią edycję tegorocznego cyklu Skandii - do Kwidzyna. Frekwencja w Gdańsku okazała się rekordowa. Na linii startu ogółem stanęło ponad 1200 uczestników. Trzeba przyznać, że liczba robi wrażenie.
POZDRO DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY WALCZYLI DZIŚ NA TRASIE!
.
Kategoria od 50 do 99 km