Jednośladami przez Polskę | strona 27 | gdynia94.bikestats.pl Jednośladami przez Polskę




Info

avatar Mamy przejechane 25310.84 kilometrów w tym 846.55 w terenie.


Na imię nam Kamil i Olaf. Postanowiliśmy założyć jeden blog, który będziemy prowadzić razem. Mamy 22 lata, jesteśmy studentami, mieszkamy w Gdyni, a jazdę na rowerze traktujemy jako hobby.
Preferujemy długie wycieczki i jazdę asfaltem, choć czasem wybierzemy się również w teren. Nasz aktualny rekord dystansu jednej wycieczki to 500km (w tym około 380km w ciągu doby). Dodatkowo zainteresowaliśmy się kilkudniowymi wyprawami z sakwami. Pierwszą taką podróż zrealizowaliśmy podczas majówki 2012 (celem był Berlin), następnie dojechaliśmy w 2013 roku do Wenecji, a w 2016 do Odessy :)
Zapraszamy do śledzenia naszych wpisów!
Więcej o nas.

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl



Kategorie wycieczek



Rekordy dystansu



1. Bydgoszcz, Toruń (3-4.9.11)
500km
2. Poznań (23.8.11)
351km
3. Grudziądz (13.6.11)
340km
4. Elbląg, granica PL-RU (4.6.11)
321km
5. Chojnice (5.7.11)
312km
6. Słupsk, Ustka (21.5.11)
304km
7. Olsztyn, Lubawa (27.6.11)
280km
8. Kwidzyn (22.4.12)
260km
9. Piła (->Berlin) (29.4.12)
238km
10. Bytów (5.5.11)
227km

Kontakt


FACEBOOK

lub na adres e-mail: gdynia94@o2.pl

Licznik odwiedzin


Od 22 marca 2011 nasz blog odwiedziło Na bloga liczniki osób :)

rozmiary oponOdsłony dzienne na stronę
Dane wyjazdu:
46.16 km 18.00 km teren
02:17 h 20.22 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Jesienna (?) przejażdżka

Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 3

Skąd ten znak zapytania? A no stąd, że pogoda wcale jesienna nie jest. Wręcz przeciwnie - od kilku dni aura nas rozpieszcza. Niedługo ma się to zmienić, więc korzystamy póki możemy. W planach była setka, ostatecznie musieliśmy skrócić dystans. Wyjechaliśmy kilka minut po godzinie 15 w kierunku Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Przecięliśmy ulicę Chwarznieńską i po kilkunastu minutach wyjechaliśmy na jedną z dzielnic Gdyni - Karwiny. Po drodze mijaliśmy wielu profesjonalnie ubranych rowerzystów z numerami startowymi na rowerach. Wracali z zakończonego gdyńskiego maratonu MTB. Spotkaliśmy także starsze małżeństwo na rowerach. Mieli bardzo fajne naklejki Gdyni na błotnikach, musimy sobie takie sprawić, mamy już namiary gdzie szukać :) Następnie udaliśmy się prosto na Wielki Kack, gdzie szukaliśmy przejazdu pod obwodnicą by przedostać się z powrotem do lasu.



Trochę czasu błądziliśmy po nieznanych nam uliczkach ale w końcu udało się przejechać nad obwodnicą i kilka minut później dotarliśmy do Źródła Marii, gdzie na chwilę się zatrzymaliśmy. Tak się składa, że nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Historia kapliczki sięga czasów rozbiorów z XVIII wieku! Według legendy kapliczka Źródło Marii została postawiona w podziękowaniu Matce Boskiej za domniemany cud, którym miało być nie dopuszczenie do śmierci żadnego z uczestników groźnego wypadku kolejowego, który zdarzył się na budowanej linii Kokoszki - Gdynia. Ze źródła można czerpać wodę, spotkaliśmy nawet gościa, który przyjechał tu samochodem by napełnić kilka sześciolitrowych baniaków. To się nazywa oszczędność :D


Obwodnica trójmiejska.







Dalej ruszyliśmy czarnym szlakiem w kierunku Osowej, który powinien wyprowadzić nas na drugą stronę obwodnicy, niestety ujrzeliśmy tylko zamknięty wyjazd na pasy w kierunku Gdańska. Pojechaliśmy więc inną drogą. Wyjeżdżając na osiedle szybko zahaczyliśmy o sklep i postanowiliśmy wrócić już asfaltem, drogą wojewódzką nr 218. Przez niemal 10 kilometrów droga jest fatalna, dopiero od Bojana wyłożona jest nową nawierzchnią. W Koleczkowie skręcamy w prawo i po szybkim zjeździe jesteśmy z powrotem w Gdyni.



Zakończył się wrzesień, który wypadł średnio. Z pewnością najbardziej cieszy wypad do Bydgoszczy i Torunia, który okazał się dystansem miesiąca (przy okazji skoczyła liczba wyświetleń na blogu :)) Poza tą wycieczką tylko 153 kilometry, razem 653 (Olaf o 270 więcej. Jak już pisaliśmy - Kamil sporo czasu męczył się z chorobą). Szkoda, bo pogoda przez większość września sprzyjała, choć zwykle po prostu brakowało czasu. Przed nami ostatnie 3 miesiące w sezonie, liczymy na dobrą aurę by jak najdłużej stwarzała warunki do jazdy.



.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
25.70 km 4.00 km teren
01:17 h 20.03 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Wizyta w szpitalu

Poniedziałek, 26 września 2011 · dodano: 28.09.2011 | Komentarze 3

Wyjechaliśmy dopiero kwadrans po godzinie 18, głównie ze względu na szkołę. Celem na dziś był szpital w Gdyni Redłowie. Jeśli uważnie czytacie naszego bloga, pewnie z kilku wpisów kojarzycie Przemka, z którym od czasu do czasu śmigamy. Około trzy tygodnie temu miał dosyć poważny wypadek. Jechał miastem, ścieżką rowerową i na przejściu zderzył się z samochodem. Zahaczył o bok auta w okolicy światła i wyleciał w powietrze. To miał być lajtowy przejazd miastem, dlatego nie zabrał ze sobą kasku. Pech chciał, że poleciał twarzą na asfalt... Bez wdawania się w szczegóły - bardzo poważnie zdarł sobie sporą część twarzy i wylądował na chirurgii dziecięcej. Ponad tydzień leżał w szpitalu, potem na tydzień wrócił do domu, jednak znowu zabrali go z powrotem do Redłowa. Posiedzieliśmy ponad godzinę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się i przy okazji obejrzeliśmy meczyk siatkówki kobiet. Z tego miejsca życzymy Przemkowi szybkiego powrotu do zdrowia i na siodełko! :)

Poza tym nic specjalnego. W drodze do szpitala było jeszcze jasno, więc postanowiliśmy pojechać kawałek lasem omijając miasto. Droga powrotna około godziny 21 to już jazda po niezatłoczonym mieście.

.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
55.37 km 7.00 km teren
03:23 h 16.37 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Udane spotkanie z Roadrunner'em!

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 1

Jarek (Roadrunner1984) przyjechał do swojego ukochanego, rodzinnego miasta na weekend z rodziną. Nie mogliśmy się nie spotkać. W końcu się udało. Umówiliśmy się o godzinie 14, pogadaliśmy chwilkę i ruszyliśmy w trójkę do Rewy. Pogoda na pierwszy rzut oka była bardzo dobra, bo ciepło i słonecznie. Strasznie jednak wiało. Były to więc świetne warunki dla kite i wind-surferów. Na cyplu Rewskim aż się od nich roiło. Popstrykaliśmy trochę fotek. Jako, że Jarek miał ze sobą aparat i mini statyw, zrobił mnóstwo wspólnych zdjęć. Czym prędzej odsyłamy więc do jego wpisu - LINK, gdzie znajdziecie bardzo fajne fotki.


Na cyplu Rewskim.


Kitesurfing.. super sprawa. Przed naszymi oczami wyprawiali bardzo widowiskowe akrobacje w powietrzu.

Jako następny cel obraliśmy Mechelinki i znajdujący się tam klif. Fajnie się złożyło, że Jarek jeszcze nigdy tam nie był. Chwilę postaliśmy, pofociliśmy, pogadaliśmy i trzeba było powoli wracać. Czas uciekał, a Jarek miał go coraz mniej. Miał co robić.. spotkania z kumplami, sprawy administracyjne i tym podobne. Super, że znalazł czas na spotkanie z nami. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o centrum Gdyni. Kolejna wspólna fotka na tle Sea Towers i charakterystycznych gdyńskich fontann, przejażdżka bulwarem, i niestety trzeba się było rozstać. Dzięki za spotkanie i do następnego razu ;)


Klif w Mechelinkach. W oddali cypel na Rewie.


A to już śródmieście Gdyni.


Sea Towers z bliska.


Ostatni punkt naszej wycieczki - bulwar nadmorski w Gdyni z nową, asfaltową ścieżką rowerową, nareszcie oddzieloną od tłumów ludzi.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
71.82 km 5.00 km teren
03:02 h 23.68 km/h:
Maks. pr.:53.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po okolicy

Wtorek, 20 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 2

Długo nie było żadnego wpisu.. oj długo. Pewnie myślicie, że osiedliśmy na laurach po rekordowej trasie września. Nic z tych rzeczy! Niestety obaj zachorowaliśmy, w tym samym czasie. Olaf zwalczył przeziębienie znacznie szybciej i pojeździł trochę sam(około 270km), a Kamil dopiero niedawno doszedł do siebie i dziś w końcu jechaliśmy razem. Taka pora teraz, że wszyscy chorują... a w szkole bakterie mają pole do popisu.

Po kilku deszczowych dniach do Gdyni nareszcie zawitało słońce. Było dziś naprawdę ciepło i słonecznie. (Ciekawostka: Wczoraj w Rzeszowie było 28 stopni, a u nas.. 16 :)) Umówiliśmy się po szkole na godzinę 16 i ruszyliśmy w stronę Wejherowa, po drodze przejeżdżając przez znane nam wsie. Za Wejherowem pokonaliśmy spore przewyższenie żeby potem zjechać z drogi wojewódzkiej i dostać się na asfalt w okolicy Kąpina, który jest w sporej części zamknięty dla ruchu samochodowego. Jedzie się tam fenomenalnie. Trochę się pogubiliśmy i trzeba było się cofać kilka kilometrów żeby w końcu dostać się do Kąpina i zjechać z powrotem do Wejherowa. W Redzie się rozstaliśmy. Było parę minut po godzinie 19. Olaf miał sporo czasu, więc pojechał lekko okrężnie, ale Kamil musiał wracać do domu jak najkrótszą drogą.



.
Kategoria od 50 do 99 km


Dane wyjazdu:
500.48 km 0.00 km teren
23:28 h 21.33 km/h:
Maks. pr.:39.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Pięć stów! Gdynia-Bydgoszcz-Toruń-Gdynia

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 24

Nie spodziewaliśmy się, że w tym sezonie uda się jeszcze zorganizować jakiś długi wypad, jednak weekend zapowiadał się fantastycznie. Postanowiliśmy wykorzystać go jak najlepiej. Opracowaliśmy trasę z Gdyni przez Bydgoszcz do Torunia i z powrotem, zgadaliśmy się z Matim, spakowaliśmy się, wyspaliśmy po powrocie z pierwszego dnia szkoły i wyjechaliśmy w sobotnią noc.

Spotkaliśmy się około godziny 3:20. Najpierw musieliśmy przejechać przez całe trójmiasto. Po wyjeździe z Gdańska, dostajemy się na drogę wojewódzką w kierunku Starogardu Gdańskiego. Przed Starogardem odbijamy jednak w kierunku Skarszew. Tutaj zaczyna się odcinek z nie najlepszą nawierzchnią. Lokalnymi drogami dostajemy się do Zblewa i wyjeżdżamy na krajową 22 znaną jako 'Berlinka'. Budowana przez hitlerowców od 1933 roku autostrada miała łączyć Berlin z Kaliningradem. Powstawała z płyt, które zostały do dzisiaj. 30km ze Zblewa do Czerska jedziemy więc płytami, co 10 metrów wpadając w szczeliny. Mimo, że mieliśmy do dyspozycji pobocze, nie jechało się najlepiej. W Czersku zatrzymujemy się na chwilę na śniadanie.


Rynek w Skarszewach.

Następnie kierowaliśmy się na Tucholę, przed którą mieliśmy się spotkać z Matim. Kilka kilometrów za Czerskiem Olaf łapie jednak kapcia. Winowajca - drucik wbity w oponę.



Zjeżdżamy z szosy aby wymienić dętkę i spotykamy bardzo sympatycznego gościa w średnim wieku, który wybrał się na przejażdżkę motorem. Wypytał się nas o to gdzie i jak jedziemy, potem gadaliśmy dobre pół godziny. Podczas gdy wymieniliśmy dętkę, opowiadał nam również dowcipy :D Gdy powoli kończyliśmy, przyjechał Mati, z którym kontynuowaliśmy jazdę.

Po drodze mijaliśmy akwedukt nad kanałem Brdy w Fojutowie. Zatrzymaliśmy się więc na parę zdjęć.






Niedaleko akweduktu znajduje się także wieża widokowa.



Z Tucholi do Bydgoszczy zostało nam jeszcze trochę ponad 60km. Zatrzymujemy się tyko na chwilę w Biedronce i jedziemy dalej. Po drodze mijamy bardzo ciekawą miejscowość :)



W pobliżu wsi Pruszcz Kamil jadący nieco z tyłu jest świadkiem wypadku. Kierowca unikający zderzenia czołowego zjechał z drogi i wpadł w rów doszczętnie rozwalając auto. Po opuszczeniu dróg wojewódzkich i wyjechaniu na puste przestrzenie krajowej 25, trochę odczuwamy wiatr wiejący z południa. Krajówką jechało się jednak dość dobrze. Dotarliśmy nią bezpośrednio do Bydgoszczy. Po drodze zajechaliśmy tylko do Koronowa uzupełnić zapasy picia.


Rynek w Koronowie. Dojazd do samego Koronowa z krajowej 25 jest tragiczny - dziura na dziurze. Poza tym, miasteczko nie należy do najpiękniejszych. Nic szczególnego.


Pierwszy cel osiągnięty.

Bydgoszcz to duże miasto, przekonaliśmy się o tym błądząc jej ulicami w poszukiwaniu sklepu a potem centrum miasta. W końcu udało się odnaleźć i jedno i drugie. W między czasie rozstaliśmy się z Matim, który początkowo chciał jechać z nami aż do Torunia. Nie chciał jednak wracać po ciemku, a było już dość późno. Z tego co wiemy w drodze powrotnej miał problem ze ścięgnem i musiał załatwiać transport. Ponad 3300km w sierpniu zrobiło swoje. Mati, dzięki za wspólną jazdę i wracaj szybko do pełnej dyspozycji! A teraz kilka fotek z Bydgoszczy.






Chwilę posiedzieliśmy nad Brdą.



Bydgoszcz jest mocno rozciągnięta, więc, aby się z niej wydostać, musieliśmy przejechać kilkanaście kilometrów. Po przecięciu mostu Fordońskiego nad Wisłą, do Torunia zostało już tylko nieco ponad 30km. Jedziemy więc bez postoju aż do tabliczki.





W Toruniu byliśmy około godziny 19:30. Musieliśmy zrobić zakupy na całą noc, więc wchodzimy do Tesco. Następnie jedziemy do centrum miasta. Powoli zaczyna się ściemniać.


Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu


Pięknie podświetlony Ratusz Staromiejski.


Skąd tyle ludzi? Na ulicy trwały właśnie jakieś występy.


Mury miejskie niedaleko Wisły.


Nad Wisłą.

Po objechaniu miasta, skierowaliśmy się na jedno z osiedli toruńskich, gdzie mieszka ciocia Olafa, która bardzo ciepło nas przywitała. Najedliśmy się, zapełniliśmy puste już termosy kawą i byliśmy gotowi na 210km drogi powrotnej do Gdyni. Było już po 21:30. Ubraliśmy się cieplej, założyliśmy na siebie kamizelki odblaskowe oraz latarki czołowe i ruszyliśmy w drogę. Po obliczeniu kilometrów wyszło nam jedno - jeśli dojedziemy do końca, padnie równo 500km.


Taką tablicę mijamy za Toruniem.

Z reguły w nocy, dysponując mocnym oświetleniem, jeździ nam się lepiej niż za dnia. Tym razem było podobnie. Trasę od samego początku planowaliśmy tak, żeby wracać krajową jedynką, która ma szerokie pobocze na całej swojej długości. Co jakiś czas trzeba tylko było uważać na rozjechane zwierzęta.

Jak się po jakimś czasie okazało, na pewnym odcinku krajówki asfalt jest w średnim stanie. Słyszeliśmy, że po zimie pojawiły się dziury, ale nie sądziliśmy, że będzie aż tak źle. Problem nie polegał jednak na omijaniu dziur. Ciągłe bycie skupionym i obserwowanie drogi przełożyło się na to, że po 40km takiej jazdy, byliśmy padnięci i cholernie chciało nam się spać. Po dojechaniu do Świecia kładziemy się więc pod zamkniętą Biedronką i zasypiamy na 20 minut.

Drzemka okazała się bardzo dobrą decyzją. Wypoczęci kontynuujemy jazdę. W miejscowości Nowe wjeżdżamy na dobrze już znany nam odcinek drogi krajowej. Po pewnym czasie znowu odzywa się senność. Na szczęście obaj odczuwamy ją w tym samym momencie. Jesteśmy zmuszeni znów położyć się spać. Tym razem wybieramy przystanek autobusowy z na tyle długą ławką, żebyśmy zmieścili się bez problemów. Tym razem spaliśmy znacznie dłużej, co znowu okazało się dobrą decyzją, bo to wystarczyło aby dojechać do Gdyni. Jedynym minusem była temperatura, która zeszła w nocy do poziomu około 9 stopni. Po pobudce, trzęśliśmy się dobre 5 minut.

Po drodze przejeżdżamy jeszcze przez Gniew, w którym znajduje się okazały zamek krzyżacki. Byliśmy tam jednak w kwietniu tego roku, więc nie zatrzymujemy się. Do Gdańska dostajemy się bez problemów. Dalej jedziemy już ścieżkami rowerowymi aż do Gdyni. Na miejscu jesteśmy parę minut przed godziną 12. Obliczenia kilometrów się potwierdziły. Na liczniku równo 500km, nie trzeba nawet było nic dorabiać. Średnią prędkość spisaliśmy z licznika Kamila. Olaf musi kupić baterie do swojej maszynki.



Podsumowując więc całą wycieczkę... dystans cieszy. Jesteśmy zadowoleni, że dojechaliśmy do końca mimo sporych problemów z sennością. Pomimo, że mieliśmy możliwość nocowania w Toruniu, pojechaliśmy do końca. Czas wycieczki pozostawia jednak sporo do życzenia. Zabrakło niewiele aby wykręcić 400km w ciągu doby - mamy więc cel na kolejny sezon. Wymiana dętki, kręcenie się po Bydgoszczy i Toruniu, czy spanie na trasie znacznie wydłużyły wypad. Zdobyliśmy jednak sporo doświadczenia i nauczyliśmy się paru rzeczy dzięki tej wycieczce. Za rok, ruszając na podobny dystans, dopracujemy kilka szczegółów.



.
Kategoria powyżej 300 km


Dane wyjazdu:
32.08 km 0.00 km teren
02:28 h 13.01 km/h:
Maks. pr.:31.20 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po mieście

Wtorek, 30 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 3

Dziś wyszliśmy w trójkę z Przemkiem pokręcić się po mieście. Pogoda nie sprzyjała, 17 stopni, silny wiatr, zachmurzone niebo. Najpierw przejechaliśmy się do centrum Gdyni, potem po dzielnicy. Przy okazji pobiliśmy rekord najmniejszej średniej prędkości :).

Sierpień powoli się kończy, a razem z nim wakacje. Przez całe wakacje pogoda na Pomorzu nie sprzyjała kręceniu. Jak nie mocny wiatr, to deszcz. Udało się nam jednak przejechać dwie trasy ponad 300km. Poza tym 2 dni spędziliśmy na Kaszubach na działce Przemka, a najbardziej zadowoleni jesteśmy z sierpniowego wypadu do Poznania.

Sierpień kończymy z 1220 kilometrami. Biorąc pod uwagę, że razem jeździć zaczęliśmy dopiero od 10 sierpnia, jest to w miarę dobry wynik. Olaf kręcił od początku miesiąca pod nieobecność Kamila, więc sierpień kończy z dużo większą liczbą przejechanych kilometrów - 1820.

A teraz parę fotek z Gdyni.


Dworzec Gdynia Główna w remoncie. Nareszcie!


Charakterystyczne dla naszego miasta - fontanny na skwerze Kościuszki.


Centrum Gemini, a w tyle Sea Towers.


Pogoda nie sprzyjała plażowaniu.


Przystań jachtowa.

A kto chciałby zobaczyć więcej Gdyni, odsyłamy do naszego wpisu z czerwca. LINK.

.
Kategoria do 49 km


Dane wyjazdu:
173.46 km 0.00 km teren
10:46 h 16.11 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Poznań - dzień 2

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 2

O godzinie 10 musieliśmy opuścić pokój - zdążyliśmy się wyspać pomimo
wczorajszego dystansu i kilka minut po 10 byliśmy już na ławce przed ośrodkiem. Najpierw zjedliśmy śniadanie, przy okazji dokarmiając chipsami kilka gołębi. Pogoda od rana nienajlepsza, nawet z prognoz ciężko było wywnioskować co tak naprawdę nas dziś czeka. Po kilkunastu minutach zaczął padać deszcz więc udajemy się pod nasz hostel. Wraz z deszczem przyszła burza, odczekujemy kilkanaście minut i około godziny 11 30 ruszamy na stare miasto.


Oto nasz hostel. Olbrzymi obiekt - akademik, który na wakacje przyjmuje gośći.

Po dotarciu na rynek znów zaczęło padać i musimy się chować. Mimo wszystko, o godzinie 12 podjeżdżamy pod ratusz by zobaczyć poznańskie koziołki. Trochę nas zmoczyło,potem znów przeczekujemy deszcz by wyjechać na dalsze zwiedzanie Poznania. W planach mieliśmy między innymi Stadion Miejski, lotnisko Poznań Ławice, Międzynarodowe Targi Poznańskie oraz Jezioro Maltańskie. Pogoda po jakimś czasie się poprawiła, do końca dnia było już baaardzo ciepło i słonecznie.




Stary rynek poznański jest bardzo ładny, szczególnie w nocy, kiedy kamieniczki są podświetlone.


Koziołki :)

[
Okazały ten ratusz.




Teatr Wielki.




Pomnik upamiętniający krwawo stłumiony czarny czwartek poznański.


Akademia muzyczna.





Stadion nie był dostępny do zwiedzania, ale po jego objechaniu znaleźliśmy otwarte wejście dla pracowników. Wykładali oni nową murawę po ostatnich zawodach Red Bull X Fighters. W tym samym czasie po trybunach chodziła grupa rosyjskich turystów. Zrobiliśmy kilka zdjęć, po czym skierowaliśmy się na trybunę. Nagle podszedł do nas jakiś facet i powiedział, że w tej chwili obserwuje nas 15 kamer, zaraz zjawi się tu ochrona i nie będzie wesoło :D Dodał, że wystarczy abyśmy zapytali się ochrony o wejście. Wyjechaliśmy więc ze stadionu i pojechaliśmy do siedziby ochrony zapytać się o pozwolenie. Niestety spóźniliśmy się, wejść można wycieczkami, a Rosjanie wsiadali już do autokaru. Mimo wszystko, zdjęcia wnętrza stadionu są :))











Następnie pojechaliśmy rzucić okiem na lotnisko.


Trochę się zawiedliśmy. Terminal nie wygląda zbyt ciekawie. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że jest to stary obiekt. Nowy znajduje się kilkaset metrów dalej :)






A to już uniwersytet medyczny.




Chyba najwyższy budynek w Poznaniu, choć powstają już wyższe. Miasto bardzo prężnie się rozwija.


Centrum Handlowe Stary Browar.


Przejazd nad Wartą.

Kolejnym przystankiem podczas naszego zwiedzania Poznania było Jezioro Maltańskie i znajdujące się na nim obiekty przeznaczone do regat, jak też inne atrakcje.








Stok narciarski nad Maltą.




Około godziny 17 wyjeżdżamy z Poznania na krajową 5 w kierunku Gniezna. Na całym odcinku mamy do dyspozycji pobocze więc jedziemy bez przeszkód. Za Pobiedziskami podjeżdżamy pod 3 stare wiatraki będące częścią Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. W tym miejscu postanawiamy zobaczyć inne atrakcje Wielkopolskiego Parku Etnograficznego, tak więc kilka kilometrów dalej zjeżdżamy w kierunku Jeziora Lednickiego. Niestety wszystkie skanseny całego kompleksu są pozamykane od ponad godziny, zajeżdżamy więc na Ostrów Lednicki. Wszędzie muzea, skanseny - widać, że jesteśmy już niedaleko pierwszej stolicy Polski.








To monstrum czaiło się na nas przez cały czas gdy oglądaliśmy wiatraki!


Komuś się nieźle nudziło :D



Po dojechaniu do Muzeum Pierwszych Piastów w Ostrowie Lednickim okazuje się, że zdecydowana większość skansenu znajduje się na wyspie na jeziorze, dokąd pływa prom. Niestety wszystko o tej godzinie (około 19) jest już nieczynne więc przejeżdżamy tylko bramę wjazdową do muzem i wracamy na krajową piątkę.


To właśnie wyżej wspomniana przeprawa promowa.



Po powrocie na krajową piątkę pobocze jest już niestety węższe, lecz po kilku kilometrach wjeżdżamy na drugą jezdnię, która nie jest jeszcze dopuszczona do ruchu. Prawdopodobnie powstaje obwodnica Gniezna, szczegółów nie znamy, ważne, że całe dwa pasy dla nas! :D




Powoli wjeżdżamy do Gniezna, podczas gdy zaczyna zachodzić słońce.

Najpierw podjeżdżamy pod Katedrę, w której pochowani są pierwsi polscy władcy.
Następnie kręcimy się po bardzo zadbanym, gnieźnieńskim rynku i po krótkich zakupach ruszamy w drogę powrotną.


Katedra gnieźnieńska.




Bardzo zadbany rynek w Gnieźnie.



Zaczyna się powoli ściemniać - na szczęście pociąg do Gdyni mamy dopiero przed godziną 3 w nocy i raczej nie musimy się spieszyć.
Zajeżdżamy jeszcze nad jezioro w centrum miasta, z fontanną na jego środku. Przypomina nieco Poznańską 'Maltę', można objechać je w całości rowerem. Do Poznania wracamy już po zmroku. Trzeba przyznać, że z porządnym oświetleniem oraz po dobrej jakości drodze, nocą jedzie się znakomicie, dużo przyjemniej niż za dnia.



Około godziny 23 jesteśmy z powrotem w Poznaniu. Najpierw wita nas korek związany z przebudową jednej z głównych dróg, gdzie ruch odbywa się wahadłowo. Naliczyliśmy pond 60 tirów stojących w jednym rzędzie, czekających na światłach.



Mamy dość sporo czasu tak więc ruszamy znowu nad jezioro Maltańskie i postanawiamy je objechać, tym razem całe dookoła. Następnie podjeżdżamy
na stare miasto, by zobaczyć jak wygląda nocą. Okazuje się, że o tej porze (jest już 1 w nocy) rynek tętni życiem tak samo, jak za dnia - pootwierane są prawie wszystkie bary i restauracje a ludzi w tak ciepłą noc jest mnóstwo. Nie brakuje też policji.


Ta sama fontanna na Malcie, tyle że podświetlona.




Logo Euro 2012 tuż nad Maltą.


Podświetlony most Biskupa Jordana oraz Katedra Poznańska, dokładniej - Bazylika archikatedralna Świętych Apostołów Piotra i Pawła.


A tutaj to samo, z bliska.






Podświetlony ratusz.




Hotel Andersia.

Jeśli mowa o Policji, ta zatrzymała nas cywilnym autem gdy jeździliśmy po mieście, sprawdzając co dwóch rowerzystów robi na ulicy o tej porze. Policjanci ubrani po cywilu sprawdzili nasze dokumenty, częściowo też plecaki, chwilę porozmawiali z nami o naszym wyjeździe i po kilku minutach pojechali dalej. Podjechaliśmy po raz kolejny na stadion licząc na jego ładne oświetlenie nocą. Niestety w takim stanie można go zobaczyć chyba tylko podczas meczu, koncertu lub innego rodzaju imprezy.

Zostało już niewiele czasu, dlatego zamiast zakupów w oddalonym o 8 kilometrów Tesco, kupujemy picie na stacji benzynowej na drogę powrotną pociągiem. Na peronie zamawiamy jeszcze 'kolację' w postaci marnych zapiekanek za 3,90.


To już ostatni punkt naszej wycieczki.

Pociąg podjechał 10 minut wcześniej. Podczas gdy z trudem załadowaliśmy jeden rower, podeszła do nas konduktorka i kazała iść z rowerami dalej, mimo że wsiadaliśmy zaraz przy pomieszczeniu z wieszakami na jednoślady. Idziemy kawałek za nią i po chwili stwierdza: 'jednak się pomyliłam, byliście przy odpowiednim miejscu'. Zdenerwowani wracamy z powrotem próbując ponownie wnieść rowery przez ciasne drzwi, nie obyło się bez pomocy innych pasażerów.

Niestety Wszystkie przedziały były pozajmowane, bynajmniej ludzie zajmowali je dla siebie kładąc na siedzenia bagaże lub 'rozwalając' się na 4 miejscach na raz.
Nie było innego wyjścia jak zostać w pomieszczeniu z rowerami i tam znaleźć sobie miejsce. Przez 7 godzin podróży planowaliśmy spać, w tym wypadku pozostało nam jedynie położyć się na podłodze. Było bardzo zimno i niewygodnie, chyba znacznie wygodniejszą i lepszą opcja byłby nocleg na kolejną noc i powrót rowerami następnego dnia :). Jakoś przetrwaliśmy noc i powygniatani z każdej strony po 7 godzinach leżenie na podłodze, około godziny 9:30 jesteśmy na dworcu w Gdyni, stamtąd 7 kilometrów wracamy do domów.



Cały wypad wyszedł nam znakomicie - prawie bezwietrznie oraz względnie dobra pogoda. Głównie cieszy rekordowy dystans, który nie sprawił nam prawie żadnych problemów. Po przyjeździe do Poznania mieliśmy siły na co najmniej 400 kilometrów, a przy pomocy czegoś na sen - może nawet więcej. Cieszy także to, że na drugi dzień byliśmy w stanie wyciągnąć jeszcze całkiem spory dystans. Niestety wakacje się kończą a chcielibyśmy jeszcze w tym sezonie zaliczyć 400 kilometrów. Wiatr do końca sierpnia nie pozwala nam na nic dłuższego, liczymy jednak na to, że uda się zorganizować jakiś wypad we wrześniu.

TYMCZASEM - POZNAŃ JAK NAJBARDZIEJ NA PLUS! i z tym akcentem kończymy wpisy z naszej dwudniowej eskapady :)

Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z aparatu Kamila.
Natomiast całość, czyli 250 zdjęć dostępne TUTAJ. (aparat Olafa).

Dane wyjazdu:
350.55 km 3.00 km teren
14:45 h 23.77 km/h:
Maks. pr.:52.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rekordowy Poznań!

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 11

Wypad do Poznania był już w planach od pewnego czasu. Na jego realizację przyszło nam jednak trochę poczekać. Po dokładnym przeanalizowaniu prognoz pogody, zarezerwowaniu noclegu i zgadaniu się ze znajomymi bajkerami, w końcu można było wyjechać. Prognozy wskazywały na minimalny wiatr, co bardzo nas cieszyło. Jednak, w nocy, gdy się budzimy, drzewa aż wyginają się od podmuchów. Mimo to nie zrażamy się, jesteśmy pewni, że jadąc wgłąb Polski, wiatr stopniowo ucichnie.

Przed wyjazdem udało nam się dosyć dobrze wyspać, co przy ostatnich długich trasach było rzadkością. Pełni sił wyjeżdżamy więc kilka minut po godzinie 2 w nocy. Pierwsze 35km jedziemy świetnie znaną nam drogą do Kartuz. Pierwsze 10km do Koleczkowa to podjazd, który trochę nas zmęczył. Być może to dlatego, że jeszcze nigdy o tak wczesnej porze nie atakowaliśmy takiej różnicy poziomów.

Przez większość trasy towarzyszyła nam całkowita ciemność i nieoświetlone, wiejskie drogi. Obaj mieliśmy lampki przymocowane do kierownicy oraz dodatkowo Kamil oświetlał drogę bardzo mocną latarką czołową. Jadąc wioskami, co jakiś czas słyszeliśmy szczekanie psów, jednak nie spodziewaliśmy się, że w okolicach Czeczewa (15 km od Kartuz) prawdopodobnie brama jednej z działek nie będzie szczelnie zamknięta :D Nagle usłyszeliśmy głośne szczekanie psa a po chwili Kamil czuł go już na swojej nodze. Nie oglądając się za siebie, wyrwaliśmy do przodu jak najszybciej. Udało się uciec w porę :)



Kilkanaście minut przed godziną 4 meldujemy się w Kartuzach i bez zatrzymywania się kontynuujemy jazdę drogą wojewódzką (gdzie mijamy pierwszego rowerzystę) aż do Egiertowa. Wiatr powoli zaczynał się nad nami litować, jechało się więc przyjemnie. W Egiertowie na moment wjechaliśmy na krajową 20, jednak po chwili byliśmy już z powrotem na drodze wojewódzkiej, którą jechaliśmy do Grabowskiej Huty. Tam rozstaliśmy się z cywilizowanymi drogami i zjechaliśmy na ponad 50km na wiejskie, jednak co ważne, wciąż asfaltowe drogi. Powoli zaczęło się rozjaśniać.



W pewnym momencie źle skręciliśmy i byliśmy zmuszeni objeżdżać jezioro Gatno drogami polnymi. Po godzinie 7, w miejscowości Wiele zatrzymaliśmy się na chwilę na śniadanie. Następnie dotarliśmy do Lubni, gdzie wjechaliśmy na wojewódzką 235, którą dojechaliśmy już prosto do Chojnic. Jadąc 50km drogami lokalnymi, udało nam się sprawnie ominąć Kościerzynę.


Po drodze przejeżdżaliśmy też przez Wdzydzki Park Krajobrazowy.

W Chojnicach byliśmy o 9:30 i zaczęliśmy rozglądać się za kierunkiem na Człuchów. Zatrzymaliśmy się pod McDonald'em, który był dla nas, nieznających dobrze Chojnic, bardzo dobrym punktem na spotkanie. Po chwili podjechał Mati94.

Pogoda była fantastyczna - ciepło, ale nie gorąco, słonecznie oraz bezchmurnie. We trójkę kontynuowaliśmy jazdę, najpierw do Człuchowa, gdzie znajdują się ruiny niegdyś bardzo okazałego zamku krzyżackiego, a potem do Debrzna, za którym wjechaliśmy do województwa Wielkopolskiego. Poznań na wyciągnięcie ręki, 180km na liczniku, większość już za nami :)


Zamek krzyżacki w Człuchowie - drugi po Malborku pod względem wielkości w Polsce. Był najtrudniejszym do zdobycia obiektem na Pomorzu. Rezydował w nim Ulrich von Jungingen i Konrad von Wallenrode. Do dziś przetrwały mury, wieża i nie odkryte do dziś podziemia. Ze względu na małą aktywność samorządową obecnie zamek nie jest praktycznie restaurowany od czasu pożaru, a szkoda.



Po przekroczeniu granicy województw Pomorskiego i Wielkopolskiego, następną miejscowością, jaką minęliśmy, był Złotów, który nie przyciągnął niczym naszej uwagi. Jedziemy więc dalej i zatrzymujemy po 7 kilometrach, w Krajence, gdzie rozstajemy się z Matim, który jedzie w dalszym ciągu drogą 188 do Piły, my zjeżdżamy na 190 w kierunku Wągrowca.


Za Krajenką, w Podróżnej złapał nas głód.

Po przecięciu krajowej 10 oraz rzeki Noteć, wjeżdżamy do Szamocina. Tam czeka nas dość mocny zjazd, a chwilę później podjazd. Takiego urozmaicenia terenu nie mieliśmy już od dobrych kilkudziesięciu kilometrów.


Most nad Notecią.


Wiatraki w okolicy Margonina, niczym nad zatoką Pucką.

Po dojechaniu do Margonina, kierujemy się do sklepu aby uzupełnić płyny. Przy okazji kontaktujemy się z Grigorem, z którym planowaliśmy spotkać się przed Poznaniem.


Rynek w Margoninie.

Z Margonina do Wągrowca zostało nam już tylko nieco ponad 20km, więc, bez dłuższego postoju, ruszamy dalej. Na miejscu mamy do odwiedzenia dwie atrakcje - Borek Łakińskiego oraz skrzyżowanie rzek. Błądzimy trochę po Wągrowcu, ale w końcu udaje się znaleźć obydwa miejsca.


To nie Egipt, to Polska! Serio.
Franciszek, Jerzy Łakiński żył w latach 1767- 1845. Był zasłużonym, odznaczonym wieloma orderami człowiekiem, między innymi Rotmistrzem Wojsk Polskich. W swoim testamencie naszkicował grobowiec, w którym chciał zostać pochowany, stąd ta piramida w środku lasu w okolicy Wągrowca :)





Skrzyżowanie rzek Wełny i Nielby pod kątem prostym w Wągrowcu. To ewenement przyrodniczy na skalę światową, tym bardziej, że nurty obu rzek nie kolidują ze sobą. Bardzo ciekawe, nietypowe miejsce.


Za granicami Wągrowca mijamy taką tabliczkę. Zostało już naprawdę niewiele!

Przed Skokami kontaktujemy się jeszcze z Grigorem i na około 30km przed Poznaniem w końcu się spotykamy :) Chwilka rozmowy, a potem Grigor wskakuje na czoło naszego trzyosobowego peletonu i dyktuje niezłe tempo :D Pomimo przekroczonych 300km na liczniku udaje nam się utrzymać za jego plecami.
Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o znajdujący się nieopodal szosy dąb. Bardzo okazałe "drzewko". Zdjęcie naszej trójki możecie zobaczyć we wpisie Grigora, TUTAJ.


A to właśnie to niewinne drzewko.

Parę kilometrów przed Poznaniem Grigor skręca w dróżkę dojazdową do jego miasteczka a my jedziemy dalej prosto aż do tabliczki.



W Poznaniu byliśmy około godziny 20:30. Pokręciliśmy się jeszcze chwilkę po mieście, pojechaliśmy do Tesco i zameldować się w recepcji hostelu.
Mieliśmy jeszcze sporo sił i bez większych problemów moglibyśmy dobić do 400km. Zdecydowaliśmy jednak, że lepiej będzie pojechać jak najszybciej do hostelu i pójść spać. Doba hostelowa kończyła się następnego dnia o 10 rano, dlatego woleliśmy się wyspać i mieć więcej sił na kolejny dzień jazdy po Wielkopolsce.

Mati i Grzesiek, serdeczne dzięki za wspólną jazdę!

Poznań - dzień 2





.

Dane wyjazdu:
200.81 km 0.00 km teren
08:13 h 24.44 km/h:
Maks. pr.:57.60 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dwusetka

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 5

Podczas gdy Olafa rower stał w serwisie i czekał na wymianę całego napędu, Kamil namawia Przemka i we dwójkę ruszają. Celem było 200km - Kamil chciał się sprawdzić przed zbliżającą się długą trasą. Wpis i kilometry dodajemy, bo jak pisaliśmy ostatnio, kilometry się zgadzają (Olaf nabił sporo kilometrów pod nieobecność Kamila na początku miesiąca).

Ruszamy około godziny 9:30. Pierwsze 25km to jazda po kaszubskich pagórkach aż do Przodkowa. Tam wchodzimy na chwilę do pobliskiego sklepu a potem kontynuujemy jazdę już drogą wojewódzką nr 224 przez Szemud do Wejherowa. Następnie wjeżdżamy na bardzo dobrze nam znaną wojewódzką 218 i dojeżdżamy do Krokowej.

Tam rozpoczyna się ścieżka rowerowa utworzona w miejscu linii kolejowej, na którą wjeżdżamy. Dalsza część wycieczki jest więc taka sama jak ostatnio, gdy również przejechaliśmy całą długość tej ścieżki. Po drodze zajechaliśmy jeszcze nad przystań jachtową w Pucku oraz rynek miasta, który jest rozkopany od początku roku. Z tego co udało nam się dowiedzieć, prowadzone są tam badania archeologiczne.









Około godziny 16 ze 140km na liczniku wracamy do domu na obiad i po godzinie wyjeżdżamy jeszcze dobić 200 kilosów kręcąc się po okolicy Trójmiasta. Średnia po pierwszej części wycieczki wynosiła około 25.3 km/h, potem spadła ze względu na liczne podjazdy i rozleniwienie po godzinie odpoczynku :)


W ostatnim czasie zaszły małe zmiany przy naszych rowerach - przed tygodniem Kamil założył cieńsze opony (1.5), Olaf wymienił napęd przy wcześniej wspomnianym serwisie.

.
Kategoria od 200 do 299 km


Dane wyjazdu:
29.74 km 0.00 km teren
01:50 h 16.22 km/h:
Maks. pr.:39.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Lajtowo po mieście

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 0

Wyszliśmy z Przemkiem w trójkę pokręcić się po mieście, bardziej po to żeby pogadać i się pośmiać niż żeby pojeździć :)
Kategoria do 49 km